O ile sobotnia porażka w Pruszkowie ze Zniczem 0:4 była do przełknięcia i mogła być traktowana w kategoriach wypadku przy pracy, o tyle środowa masakra przy Olimpijskiej 0:5, którą urządziła nam Wisła Płock, daje sporo do myślenia.
Druga część koszmaru
Pogrom od "Nafciarzy" boli podwójnie, bo GKP nie przegrał u siebie czterech meczów z rzędu, więc przy okazji padł mit o gorzowskiej twierdzy. W dodatku goście nie grali rewelacyjnie. Dziś mętlik w głowie mają wszyscy, którym zależy na beniaminku.
Ponoć diabeł tkwi w szczegółach. Może nasi zbyt szybko uwierzyli w cudowną moc nowego trenera Czesława Jakołcewicza, który zmienił zespół z kopciuszka w piękną królewnę? Może zapał zawodników ostudził brak zorganizowanego dopingu (fani w ciszą uczcili śmierci jednego z kibiców Stilonu)?
Jedno jest pewne: tak bezradnego zespołu już dawno nie widzieliśmy. - Dobrze, że to był środek tygodnia i graliśmy o piętnastej. Dzięki temu wiele osób oszczędziło sobie nerwów - skwitował jeden z fanów.
Obudźcie się z letargu
Dotkliwą porażkę bardzo mocno przeżywał zwłaszcza bramkarz i ikona klubu Dawid Dłoniak, który w środę wrócił do gry. Zazwyczaj skory do rozmów zawodnik długo siedział w szatni z twarzą zakrytą rękoma...
Pozostali też z trudem dusili z siebie słowa lub w milczeniu ze schyloną głową opuszczali stadion. - Po blamażu ze Zniczem chcieliśmy odbudować zaufanie kibiców i wiarę w umiejętności - przyznał obrońca Adam Więckowski. - Szybko stracony gol i kartka Michała Sudoła podcięły nam jednak skrzydła. W sobotę mecz z Odrą i chyba potrzebne jest trzęsienie ziemi, taki reset głów, żeby znów nie przywieźć bagażu kilku bramek...
- Nie mam pojęcia, co się dzieje... - zastanawiał się pomocnik Paweł Kaczorowski. - Dopadła nas kompletna niemoc. Może chłopaków nieco paraliżuje stawka? Nie wiem, ale musimy się w końcu otrząsnąć, bo inaczej czekają nas kolejne tragedie.
Rozmowa z Czesławem Jakołcewiczem, trenerem GKP Gorzów
- Co się stało z GKP?- Jestem w szoku... Nie wierzę, że to jest ten sam zespół, który do tej pory prowadziłem. Jak można w dwóch meczach stracić aż dziewięć goli? Skompromitowali się sami zawodnicy, a przy okazji klub i mnie. Wiem, to mocne słowa, ale ileż można przyjmować tylko na siebie?! Przecież w tydzień nie zapomina się gry w piłkę!
- Liczyliśmy na rehabilitację, a tymczasem było bardzo źle. Czemu?- Może to zasługa mocnego rywala, może szybko straconej bramki? Przestrzegałem chłopaków przed stałymi fragmentami, a wyszło, że gram bez obrony. Nie chcę znów użyć słowa kompromitacja, ale nie potrafię zrozumieć postawy podopiecznych w defensywie. Przecież nie tak dawno były mecze na zero, a teraz każda akcja to dramat.
- Ale z Wisłą od 41 min graliśmy w osłabieniu...- To żadne usprawiedliwienie. Zamiast ataków można się bronić. Bardziej wkurza mnie, że kolejnych zawodników eliminują z gry choroby, a nie urazy i kontuzje wynikające z walki w meczu. Nie ukrywam, że jest problem, tym bardziej, że nie mamy czasu na głębszą analizę i poprawę czegokolwiek na treningach, bo w sobotę czeka nas jeszcze trudniejszy mecz w Opolu.
- Znajdzie pan wyjście z sytuacji?- Sprawa jest poważna. To jeszcze nie kryzys, ale reakcja musi być natychmiastowa. Będę z chłopakami rozmawiał po męsku. Bo to zło, które zaczęło się w Pruszkowie, trwa i szybko muszę coś z tym zrobić.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?