Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co się stało z watahą psów z opuszczonej świniarni?

Małgorzata Trzcionkowska 518 135 502 [email protected]
Po stadzie psów z opuszczonej świniarni zostały dwa, zdziczałe kundelki, które zdechłyby bez pomocy ochroniarzy.
Po stadzie psów z opuszczonej świniarni zostały dwa, zdziczałe kundelki, które zdechłyby bez pomocy ochroniarzy. Małgorzata Trzcionkowska
W opuszczonym PGR-ze w Koninie Żagańskim (gm. Iłowa) nadal koczują dwa, czarne kundelki, chociaż były właściciel wyniósł się kilka tygodni temu. - Tych psów było z 15 - mówią mieszkańcy wsi. - Nikt nie wie, czy jeszcze żyją.

- Tu kiedyś było Państwowe Gospodarstwo Rolne opowiada Mirosław Bobeła z Konina Żagańskiego. - Potem przejęła go Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, a od niej wynajął teren właściciel chlewni. Zawsze miał mnóstwo psów. Przy bramie była na łańcuchu spora suczka, którą pokrywały biegające samce, ciągle rodziła szczeniaki.

Jakieś 3 tygodnie temu świniarnia wyniosła się do innej wsi, pozostawiając opuszczony teren. - Widzieliśmy, że parę psów właściciel zabrał razem z budami - stwierdza mieszkaniec Konina. - Reszta pobiegła gdzieś do lasu. Zaś suczkę, która mieszkała koło bramy, znaleźliśmy martwą za świniarnią. Jej łańcuch był zaczepiony o drzewo.

Pan Mirosław ma w domu ukochanego yorka i nie może patrzeć na cierpienie zwierząt. Wezwał policję, licząc że funkcjonariusze wyjaśnią, co się z nią stało, a także gdzie się podziała reszta zwierzaków. - Gdy przyjechał dzielnicowy, wraz z kolegą przyciągnęliśmy do niego zwłoki psa na łańcuchu. Według mnie, suczka była zagłodzona. W każdym razie z całą pewności nie zmarła śmiercią naturalną. Liczyłem, że policjanci rzetelnie zajmą się tą sprawą. Jakie było moje zdziwienie, gdy po jakimś czasie otrzymałem z prokuratury pismo o odmowie wszczęcia dochodzenia. To śmieszne i absurdalne.

Mężczyzna próbował zainteresować losem psów także inne służby. Zadzwonił m.in. do żagańskiej straży miejskiej. - Poinformowałem go, że nie możemy interweniować na terenie innej gminy - mówi Mariusz Modzelewski, komendant straży miejskiej. - Powinien zwrócić się do policji.

Pies sam się zabił

Sprawą zajmowali się funkcjonariusze z komisariatu w Iłowej. - 25 stycznia otrzymaliśmy zgłoszenie, że w byłym PGr-ze w niewłaściwych warunkach są przetrzymywane psy - informuje podinspektor Sylwia Woroniec, oficer prasowy żagańskiej policji. - Policjanci sporządzili dokumentację, a dzielnicowy sprawdził informacje. Jednak zarzuty się nie potwierdziły. Zaś znaleziony, nieżywy pies prawdopodobnie sam się utopił.

O naturalnym zgonie psa poinformował policjantów właściciel, który zeznał, że się zerwał i uciekł. Takie wnioski wraz z dokumentację trafiły do prokuratury, która odmówiła wszczęcia postępowania.

Opinii na temat przyczyn śmierci suczki nie wydawał powiatowy lekarz Weterynarii. - Nic mi nie wiadomo w sprawie psów w Koninie Żagańskim - zaznacza Leszek Ziaja.

O psach z Konina Żagańskiego słyszał Mirosław Majewski, właściciel przytuliska dla psów w Małomicach, jednak zaznacza, że nic nie mógł zrobić. - Nie mam prawa interweniować, bo nie mam uprawnień inspektora Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami - wyjaśnia.

Właściciel kocha psy

Były właściciel świniarni w Koninie przeniósł interes do innej gminy. Tam również prowadzi chlewnię. Na jego nowym podwórzu widać 5 lub 6 psów. Kilka na łańcuchu i wolno biegające, dwa czarno-żółte szczeniaki. Do obcych podchodzi też szczenna Betty, podobna trochę do bernardyna. - Owszem, w Koninie była martwa suczka - opowiada właściciel. - Zerwała się z łańcucha i uciekła. Razem z synami szukaliśmy ją przez 2 tygodnie, ale nie znaleźliśmy jej. A tak się stało, że ludzie poszli zaraz znaleźli ją w krzakach za budynkami. Nie wiem, czemu zdechła. Może najadła się trucizny? Z pewnością jednak się nie utopiła.
Pan A. pokazuje swoje psy i pyta retorycznie, czy wyglądają na zaniedbane. Twierdzi, że z Konina zabrał wszystkie. Nie przyznaje się do zdziczałych kundelków.

- Psy zostały po świniarni - podkreśla Darek Uniłowicz, chroniący opuszczony obiekt. - Szkoda ich. Przynosimy im jedzenie, bo by zdechły z głodu. Ale nigdy do nas nie podchodzą. Boją się ludzi, jak ognia. Podchodzą tylko do napełnionej miski, ale jak już człowiek odejdzie. Było ich znacznie więcej, może z 15, ale pozostały tylko dwa. Nie wiemy, co się stało z resztą. Czy przeżyły, czy może uciekły gdzieś do lasu.
M. Bobeła dodaje, że ich losem nie zainteresował się nikt, po za mieszkańcami wsi.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska