Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Codziennie wspólnie pomagamy Czytelnikom w bardzo trudnych sytuacjach. Dzięki Wam życie tych ludzi już zmieniło się na lepsze!

(kb, alucz)
- Wasi Czytelnicy są cudowni - tak mówią ci, którym podaliście rękę w potrzebie. Już tyle razy prosiliśmy o tę pomoc. Nigdy nie zawiedliście.

To dzięki Wam "Gazeta Lubuska" ma taką moc odczarowania złego losu, jakiej nie ma żadna inna gazeta w naszym regionie.

My i Wy, nasi Czytelnicy. Jesteśmy jak brygada do zadań specjalnych. Od wielu lat wspólnie robimy cuda. Poczytajcie historie (wybraliśmy tylko te przykładowe z ostatnich tygodni) o ludziach, których życie wspólnie odmieniliśmy na lepsze.

Leczymy Kubusia

Bohaterem cudu nr 1 jest Kubuś Długosz. 19-miesięczny chłopczyk z Zielonej Góry ma nowotwór oczu. Na lewe już nie widzi, na prawe tylko połowę obrazu. Musi mieć pieniądze na dalsze leczenie i wyjazdy do kliniki w Warszawie. Dlatego poprosiliśmy Was o wsparcie. Efekt? Wpłaciliście już ponad 13 tys. zł! I ta pomoc wciąż płynie z całego województwa. Pieniądze trafiają na konta, ale przynosicie je również bezpośrednio do redakcji.

- Nie chcę żadnego pokwitowania. Przecież Wy jesteście "Gazeta Lubuska" - powiedziała emerytka kładąc 50 zł na redakcyjne biurko.

W środę tata Kubusia, Radosław odebrał kolejne wasze "cegiełki". - Gdyby nie Czytelnicy Lubuskiej, do końca życia nie wyszlibyśmy z długów zaciągniętych na leczenie synka - dziękował wzruszony. Wspominał, że zanim napisaliśmy o Kubusiu, wszystko szło jak po grudzie. Dosłownie wypłakiwali transport do kliniki. Już po pierwszej publikacji "GL" wszystko się zmieniło! Teraz Długoszów bezpłatnie wozi na leczenie nasz Czytelnik Paweł Andrzejewski. Dodatkowo organizuje Kubusiowi, któremu wciąż grozi usunięcie oczu, leczenie za granicą.

- To szansa, którą możemy wykorzystać właśnie dzięki Czytelnikom "GL" - stwierdza tata. - Nigdy nie myślałem, że mój synek stanie się ważny dla aż tylu ludzi.

Meblujemy mieszkanie

Kilka tygodni temu o tym, jakie macie wielkie serca, przekonała się Małgorzata Szczygłowska z Brodów. W czasie kilku dni umeblowaliście mieszkanie tej samotnej matki z dwojgiem malutkich dzieci. W lokalu od gminy brakowało dosłownie wszystkiego. 3-letnia Klaudią i 9-miesięczna Wiktoria nie miały nawet własnego łóżeczka…

Błyskawicznie zaoferowaliście im nie tylko meble, ale ubranka, jedzenie, pieniądze. Już dzień po naszym artykułu do Brodów osobiście pojechała pani Aneta z Zielonej Góry. Przywiozła mnóstwo darów i lodówkę. A to był dopiero początek całej akcji, którą pilotował nasz dział łączności z Czytelnikami. Panowie z Zielonej Góry Grzegorz i Bartek swoim samochodem dostawczym zawieźli meble kuchenne, zabawki, a nawet przetwory domowe.

Wyposażyliście pani Małgorzacie cały dom! Była zaskoczona i do dziś nie wie, jak dziękować wszystkim, którzy jej pomogli. Odwiedziliśmy ją niedawno.

Sprawdziliśmy, że wszystko co ofiarowaliście, bardzo się przydało. Dziewczynki mają śliczne mebelki w pokoju i własne łóżeczka. Wiktora malutkie. Klaudia piękne, takie niebieskie - jak niebo.

Praca na początek

Zaledwie w zeszłą sobotę prosiliśmy was o pomoc dla Marty i Romana Świejkowskich. Z córeczką, 11-miesięczną Oliwką mieszkają w dawnym... chlewie. Wszyscy mają poważne problemy zdrowotne. Cierpią na padaczkę i astmę. Pan Roman nie może pracować na etacie, bo musi opiekować się swoimi dziewczynami.

Natychmiast zaoferowaliście konkretną pomoc tej ciepłej, kochającej się rodzinie. Gdy tylko w kioskach pojawił się Magazyn "GL", przyszła do nich jedna z naszych Czytelniczek z jedzeniem. Potem sołtys z propozycją pracy dla pana Romana. Kolejną dostał od naszego Czytelnika, z którym na dziś jest umówiony na rozmowę.

Dzwonili też sąsiedzi Świejkowskich. - Mieszkania nie mam, ale pomogę im inaczej. Nie wiedziałam, że w mojej wiosce ktoś mieszka w chlewie… - płakała jedna z kobiet.

- W ogóle nie spodziewałam się, że kogoś zainteresujemy - podsumowała pani Marta. - Jeden z Czytelników wpadł do nas na kawę. Zostawił 800 złotych na leczenie Oliwki. W tygodniu przyszła pani, która w imieniu swojego szefa zostawiła 2 tysiące złotych. Zadzwoniliśmy, by mu podziękować. Powiedział, że gdyby zabrakło na leczenie, zawsze dołoży…

Niestety, z powodów zdrowotnych rodzina nie mogła skorzystać z daru pana Józefa, który zaoferował im… mieszkanie! W tej sytuacji przekazaliśmy mu namiary na innych naszych Czytelników, którzy także są w trudnej sytuacji mieszkaniowej.

Trzy pytania do Pawła Łukasiaka, prezesa warszawskiej Akademii Rozwoju Filantropii w Polsce

1 Mamy kryzys. Dlaczego więc tak chętnie dzielimy się z całkiem obcymi ludźmi, o których czytamy w gazecie?
- Właśnie przez… recesję. W ostatnich latach spadała nasza chęć pomocy innym, ale ostatnio znów rośnie. Pokazują to badania, które robiliśmy już w kryzysie. Znów uwrażliwił nas na krzywdę innych. Coś w tym jest, że gdy dostajemy ciąg optymistycznych informacji gospodarczych - płace rosną, kraj się rozwija i w ogóle jest super - to przestajemy myśleć o innych. Bo skoro jest dobrze, nie trzeba się o nikogo martwić. Teraz włącza się jednak nasz solidaryzm. Nieprzypadkowo chyba Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy pobiła w tym roku swój finansowy rekord. Na ostatnim moim spotkaniu z liderami Uniwersytetów Trzeciego Wieku jedna z pań powiedziała, że w takim razie w Polsce co pięć lat powinniśmy mieć porządny kryzys…

2 Zawsze mogliśmy liczyć na naszych Czytelników, którzy sami niewiele mają. Ale ostatnio wspierają nas także bogaci. Skąd ta nowość?
- Bogaci nie znają ludzi zza płotu. Żyją w swoich środowiskach. Jeżdżą autami. Nie widzą biedy, bo się z nią po prostu nie stykają. Ale jak już poznają potrzebujących, często chcą im pomóc.

3 Skąd w nas wszystkich taka potrzeba?
- Idziemy za odruchem serca. Reagujemy na cudzą krzywdę. Charytatywne odruchy rozbudziła w nas właśnie Orkiestra i Caritas. Ale również i słynny 1 procent podatku na organizacje pożytku publicznego. W zeszłym roku daliśmy im o 170 procent więcej niż w ubiegłym. Ponad 300 mln zł! To byłoby wielkie wydarzenie, gdyby taki program pomocy uruchomił rząd. Tutaj my sami to zrobiliśmy. Myślę, że w tym roku damy jeszcze więcej. Stajemy się powoli wielką narodową fundacją pomagających. Dobrze, że piszecie o sponsorach. Podajecie zebrane sumy. Bo samo bycie darczyńcą nie jest frajdą. Frajdą jest wiedzieć, co zrobiono za moje pieniądze. Ilu osobom pomogłem zmienić życie.

Dziękuję

Dobro idzie dalej

Na pewno pamiętacie 3-letnią Hanię Wesołowską. Wielokrotnie pisaliśmy o niej w "GL". Prosiliśmy Was o pieniądze na jej leczeniu w klinice onkologicznej we Wrocławiu. Ta malutka dziewczynka m.in. właśnie tam dzielnie walczyła z białaczką - do 6 grudnia 2008 roku… Zostały jednak pieniądze. Rodzice Hani dobrze wiedzieli, co z nimi zrobić.

- Gdy Hania lepiej się czuła, jeździły pobawić się do parku, bo przy szpitalu stał tylko jeden plastikowy słonik. Obiecaliśmy i sobie, i córeczce, że jak wyjdzie z choroby, to zrobimy koło klinki plac zabaw z prawdziwego zdarzenia - wspomina pani Wioletta, mama dziewczynki.

Rodzice właśnie spełniają swoją obietnicę. Przy szpitalu już stanęła karuzela, huśtawki, "bujaczek" dla maluchów. Wszystkie piękne, kolorowe i z atestami. Teraz dzieci, które spędzają w klinice długie tygodnie a nawet miesiące mają, gdzie się bawić w przerwach wolnych od badań i brania leków.

- Zrobimy tam jeszcze płotek, który będzie ograniczał zabawę do bezpiecznej strefy, gdzie nie jeżdżą karetki - opowiada mama. - I dostawimy jeszcze huśtawkę wagową. Wierzę, że Hania to wszystko widzi. I bardzo jej się podoba.

Uwieńczeniem dzieła będzie przymocowanie tabliczki:"Hanulkowy plac zabaw".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska