Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Coś się zmieniło

DANUTA PIEKARSKA
Rozmowa z ANDĄ ROTTENBERG, krytykiem i historykiem sztuki, byłym dyrektorem warszawskiej Galerii Sztuki Współczesnej Zachęta

- Przez jakiś czas była pani związana z Legnicą, prawda
- Dzieciństwo tam spędziłam. Ale stosunek do miasta mam ambiwalentny. Nigdy nie czułam się tam szczęśliwa. Chciałam uciec stamtąd.
- Przed czym
- Przed atmosferą miasta, jego małością, małostkowością. Nie tyle może uciec, co udać się w świat. Było mi tam źle, za ciasno.
- Skąd czerpie pani siły, żeby te wszystkie przeciwności, jakie panią ostatnio dotknęły, tak dzielnie znosić
- Zawsze uważałam, że do życia potrzebny jest powód. Nie wystarczy zjadać chleb i popijać czymkolwiek. Nienawidzę powtarzalnych czynności. Dość dawno, może właśnie w Legnicy, zrozumiałam, że muszę znaleźć taką pracę, której ja nadam rytm. Dopóki nadaję rytm pracy, więc sobie, dopóty żyję. Bardzo się obawiam sytuacji, kiedy coś jest przesądzone i już wiem, jak będzie wyglądało moje życie. To nie jest odwaga. To lęk. Odważny jest znajomy ksiądz proboszcz kościoła Kamedułów na Bielanach w Warszawie, który sypia w trumnie. To odwaga powiedzenia sobie: wszystko co pomiędzy narodzinami a trumną jest kwestią mojego obowiązku. Natomiast ja szukam jeszcze jakiejś przygody życia. Jak się szuka przygód, to się je ma...
- O pani odejściu z Zachęty pisano, że to pierwszy w III Rzeczpospolitej przypadek dymisji wymuszony antysemicką nagonką. W jakiej mierze o pani rezygnacji zdecydował list 90 posłów
- List był początkiem lawiny. Nawet po pijanemu nie mogłyby się przyśnić takie słowa, tak budowane zdania i takie stężenie nienawiści, jakie znalazły się w listach do mnie. To był niewątpliwie jakiś powód rezygnacji. Ale przede wszystkim sytuacja patu. Wiadomo było, że jest niedobrze w Zachęcie, cały czas karanej przez ministra kultury.
- Karanej za co
- No za mnie chyba.
- Z powodu personalnych odniesień
- Nie między mną a ministrem, tylko częścią ugrupowań prawicowych a mną. Przypadkowo, myślę, zostałam wkręcona w tryby machiny przedwyborczej. Jako dobry obiekt ataku, pozwalający się zjednoczyć tym, którzy nie mają pozytywnego programu. Nic tak nie łączy, jak wspólny wróg: to stara zasada. Wykreowano mnie na wspólnego wroga prawdziwych Polaków. Postanowiłam utrącić ten instrument.
- Zapłaciła pani cenę za postawę outsidera, który programowo nie wiąże się z żadną partią.
- Nigdy nie czułam potrzeby, ani ochoty noszenia etykiety, która mnie zawęża. Jedyna organizacja, do której się przystosowałam taka była potrzeba chwili to Solidarność, kiedy jeszcze walczyła. Ale gdy zostałam dyrektorem Departamentu Plastyki Ministerstwa Kultury, i w gabinecie padły słowa ,,pani jako człowiek Solidarności", postawiłam sprawę jasno: ja jestem dyrektorem, a pan pracownikiem nie możemy reprezentować tych samych interesów. Mój rozmówca się na mnie obraził.
- Ponoć jest wielu kandydatów na wakujące po pani stanowisko...
- Chyba osiemnaście osób.
- Co mogłaby pani doradzić następcy, żeby przetrwał przynajmniej osiem lat, jak pani
- Błędów popełniłam co niemiara. Po pierwsze trzeba umieć się do nich przyznać. Dyrektor nie jest bogiem. Ma pępek, słabości, gorsze dni, ograniczoną wytrzymałość nerwową; jest człowiekiem. I do tego człowieczeństwa należy się przyznawać, współżyć z zespołem: umieć go do czegoś zapalić i przeprosić, gdy trzeba.
- Czego pani zabrakło
- Może siły do walki z ministrami Uporu we wdrażaniu takiego programu, jaki naprawdę chciałam widzieć w Zachęcie Bo jednak ustępowałam pod naciskiem rozmaitych środowisk: nie bezpośrednio, ale uprzedzając ich ruch.
- Skąd były największe
- Z ministerstwa kultury, z grup różnych opiniotwórczych...
- Które oczekiwały jakiej Zachęty
- Jak minister lubi teatr, trzeba zrobić wystawę scenografii; jak minister z PSL-u, pokazać chłopa w sztuce polskiej: to są proste przełożenia.
- Z którym ministrem współpracowało się najlepiej
- Superministrem był prof. Siciński; niestety, krótko. A co do mojego następcy... Myślę, że stanie wobec wyboru: albo będzie elastyczny (czyli sprzeniewierzy się sobie), albo będzie skazany na walkę.
- Może w statucie galerii jest wewnętrzna sprzeczność Pieniądze na jej utrzymanie dają podatnicy, którzy mają swój ideał piękna. Propozycje, które od niego odbiegają, zawsze będą budziły kontrowersje.
- Dobrze pani powiedziała: ,,zawsze". Nie wiem, jaki ideał piękna ma podatnik. Podejrzewam, że podatnik prawicowy ma ideał w postaci gipsowej figurki Matki Boskiej: to są rzeźby adorowane najbardziej. I ten brak cudzysłowu, który charakteryzuje polskie społeczeństwo: że nie widzi rzeźby, tylko Matkę Boską poprzez koszmarną figurkę... Zawsze kiedy powiem, że to kicz, będę napiętnowana nawet jeśli zrobię to w poczuciu powinności wobec pana Boga.
- Przeciętny odbiorca, nie wspominając o ludziach, którzy decydują o funkcjonowaniu kultury, odrzuca nową sztukę, ponieważ jej nie rozumie. Jak widzi pani szansę, byśmy w XXI wiek nie przenieśli wrażliwości estetycznej z XIX wieku
- Wciąż w niej tkwimy.
- Jeździ pani dużo po świecie. Czy nasza wrażliwość na sztukę jest tak inna
- Nie. Tylko gdzie indziej ludzie przyjmują, że coś jest trudne i chcą się czegoś o tym dowiedzieć. U nas nikt nie pyta, jak jest zbudowany telewizor, choć wszyscy z niego korzystają. Dlaczego tak się bronią przed sztuką, która jest produktem równoległym, czyli też skomplikowanym wewnętrznie
Przeciętny odbiorca oczekuje od sztuki tego co od wakacji. Że będzie to coś innego od rzeczywistości, w której jesteśmy zanurzeni. Że będą śpiewały ptaki wśród drzew i że będziemy się kąpać w morzu. Sztuka ma być taką ,,kąpielą" w ciepłym morzu, panaceum na codzienne problemy. Tymczasem sztuka jeszcze bardziej je uwypukla. W dodatku jest podejrzliwość, że artysta nas oszukuje. Widz czuje się obrażony obieraniem kartofli w Zachęcie, zamiast się zastanowić, dlaczego one są tam obierane. Ale nawet, jak się mówi, dlaczego, nie wierzy. Bo wie lepiej. Na Zachodzie ludzie są bardziej otwarci, inaczej edukowani.
- Na czym polega najistotniejsza różnica
- Ośmioletni obywatel USA, po zapoznaniu się z konstytucją, wie, że ma prawo myśleć inaczej niż wszyscy; do bycia innym. W naszej szkole nikt nie mówi o prawach. Teraz może jest inaczej, ale ja byłam w szkole karana za inne zdanie. Mój syn również. Moje wnuki nie są karane chodzą do prywatnych szkół.
Nasze społeczeństwo generalnie jest społeczeństwem zamkniętym. Trzeba wielkiej pracy, żeby je otworzyć, również na sztukę. Na razie obserwuję proces odwrotny: to nie społeczeństwo się zamyka, tylko jest zamykane przez polityków. Gwałtowne przechylanie się szal wyborczych świadczy o braku równowagi. Ale i o tym, że społeczeństwo gorączkowo szuka takiej władzy, która nie będzie ograniczać jego praw.
- O sztuce współczesnej nie mówi się wcale, albo nie schodzi ona z czołówek. Bo aktor rzucił się z szablą na wystawę, bo poseł z posłanką chcieli coś w galerii zdemolować. Co pani myśli o roli skandalu w promocji sztuki
- Mam bogaty zbiór wycinków prasowych, w których w ogóle nie idzie o sztukę. Bo w takiej atmosferze trudno o niej rozmawiać. Wolałabym, żeby trudne problemy, jakie są we współczesnej sztuce zawarte, były spokojnie rozważane. Ale taka tonacja jest dla ludzi nudna. Zresztą proponuje się ją o drugiej nad ranem. A w porze największej oglądalności leci guma do żucia dla oczu. Są kraje, w których rząd ma coś do powiedzenia: wkłada pieniądze do budżetu, m.in. na edukacyjne programy, żeby naród francuski, niemiecki, hiszpański był bardziej otwarty. W Polsce się tego nie robi.
- Widzi pani jakieś światełko w tunelu
- Mam zasadę: robić swoje.
- Czym się pani zajmie
- Mam do napisania parę tekstów, jakiś wyjazd zagraniczny. Żyję z dnia na dzień.
- Najbliższe lata nie będą czasem dla fachowców (choć bezpartyjnych)
- Nie wiem. Wiem jedno: lubię swój zawód i będę szukała takiego sposobu realizacji, który pozwoli mi spokojnie się utrzymać i coś ciekawego zrobić. Nie wiem, czy będę wracała po harcersku do zajęć, które nie dają ani pieniędzy ani satysfakcji. Po 20 latach bezskutecznych zabiegów mam prawo być zmęczona. Nie wykluczam jednak, że zdarzy się cud i...
- ... pojawi się nowy minister Siciński
- Nie, nie. Tym razem to musi być parlament, który zdoła uchwalić powołanie muzeum wedle innego prawa. Jesienią jadę do USA chcę przyjrzeć się statusowi muzeów prywatno państwowych o mieszanym kapitale. Może przy pomocy jakiegoś światłego polskiego prawnika będę w stanie zgłosić projekt ustawy, która by poszerzała wąskie gardła powoływania instytucji kulturalnych w Polsce Mam nadzieję, że nasze prawo otworzy się na rozwiązania, umożliwiające prowadzenie instytucji w oparciu o mieszany kapitał, tak by mogły one funkcjonować w pełni, a nie na ćwierć gwizdka.
- Każdy kto daje pieniądze, spodziewa się rozliczenia.
- Istnieje coś takiego, jak rada nadzorcza, działająca według mechanizmów, których jeszcze nie znam. Ale znam kwitnące muzea.
- Nie czuję w pani rozgoryczenia, choć ma pani pełne prawo do takich emocji.
- Nie jestem rozgoryczona. Sama się podałam do dymisji. A emocje... Okazało się w tych trudnych miesiącach, kiedy byłam bombardowana z różnych stron, że mam znacznie więcej przyjaciół, niż myślałam. Jak mnie wyrzucali ze szkoły w Legnicy, nie było ani jednej osoby, która by stanęła w mojej obronie. Więc coś się w moim życiu zmieniło.
- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska