Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cudem uniknął śmierci

Henryka Bednarska
Pan Janek twierdzi, że nie ma żalu do pracownika noclegowni. -  Wprawdzie pożałował mi nawet tabletki, ale jestem litościwy - mówi.
Pan Janek twierdzi, że nie ma żalu do pracownika noclegowni. - Wprawdzie pożałował mi nawet tabletki, ale jestem litościwy - mówi. fot. Krzysztof Tomicz
Opiekun bezdomnych nie wezwał karetki do chorego. Nie reagował na prośby o pomoc. Bawił się komputerem. Po pogotowie zadzwonili współmieszkańcy.

Bezdomni nie kryją wściekłości. - Zachował się jak pies - tak o opiekunie mówi pan Roman. Adam protestuje: - Nie, gorzej, bo zwierzak dba o człowieka.

Była środa, przed 22.00. Pan Janek w pokoju w noclegowni nagle zwinął się z bólu. Trzymał się za brzuch, poprosił o tabletkę. - Poszedłem do opiekuna, do dyżurki w drugim budynku. Gadał przez telefon. Czekam minutę, dwie, trzy. Słyszę, że rozmawia prywatnie. K..., mówię, czy w tym domu nie ma kto się zainteresować chorym. Wtedy powiedział, że przyniesie lek, gdy będzie szedł do noclegowni - opowiada Adam, kolega chorego. Tabletkę dostał od współmieszkańca.

Jankowi nie przechodziło. Zwijał się z bólu. Adam znów pobiegł do opiekuna. - Bawił się komputerem. Proszę o pogotowie. Nic, zero reakcji - opowiada mężczyzna. W tym momencie sam zdecydował się wezwać karetkę.

.

- Adam poszedł do opiekuna, żeby otworzył bramę, bo przyjedzie pogotowie. To kazał to zrobić komuś z mieszkańców. Nie ruszył się z dyżurki, kiedy przyjechali lekarze, nie zainteresował tym, że zabierają Janka. Taka znieczulica - kwituje Darek.

Pogotowie zawiozło pana Janka do szpitala. Trochę po północy lekarze zdecydowali się na operację. - Koledzy uratowali mi życie - mówił nam wczoraj pan Janek. Leży na oddziale chirurgii gorzowskiego szpitala. Blady, narzeka na ból brzucha. Wiadomo, jak po zabiegu.

- Pożałował mi nawet tabletki - nie może się nadziwić obojętności opiekuna. Ale ogromnego żalu nie ma, bo - jak twierdzi - jest litościwy. Nic nie wiedział, że ma wrzody. Jeden z nich pękł.

Lekarz dyżurny (nie chce nazwiska w gazecie) przyznaje, że w takiej sytuacji mogło dojść do zapalenia otrzewnej. Może za dzień, 12, 48 godzin, nie wiadomo. Jedno jest pewne: nieleczona perforacja prowadzi do śmierci.

Sylwia Krasińska, kierowniczka domu dla bezdomnych im. brata Alberta, jest zszokowana tym, co się zdarzyło. - To karygodne zachowanie. Mogę tylko ubolewać, że coś takiego się stało. My jesteśmy po to, żeby bezdomnym zapewnić pomoc i bezpieczeństwo - twierdzi. Wczoraj po południu zarząd stowarzyszenia brata Alberta rozmawiał z opiekunem. - Nie udzielił nam wyczerpującej odpowiedzi - przyznaje kierowniczka. Zapewnia, że wobec pracownika zostaną wyciągnięte konsekwencje.

Poprosiliśmy o telefon do opiekuna, który mieszka poza Gorzowem, ale pani kierownik nie miała go przy sobie. - Zapraszam, będzie u nas w piątek - mówi. Przyjdziemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska