- Płeć nie ma znaczenia, bo kobiety potrafią tyle, co ich koledzy - zapewnia prezes OSP w Cybince.
Marta jest pełnoprawnym strażakiem ochotnikiem od ośmiu lat i ma najdłuższy staż wśród koleżanek z miejscowej OSP. - Od pięciu lat jeździ też do zdarzeń Agnieszka Klimczak, a od niedawna Natalia Dworak - wylicza.
Na pytanie, jak się zostaje dziewczyną-pożarnikiem odpowiada, że dokładnie tak samo jak strażakiem. Trzeba pomyślnie przejść specjalistyczne szkolenie, lubić pomagać ludziom i mieć to "coś".
Ma to w genach
A to "coś" M. Radkiewicz ma w genach, jak jej brat, który gasi pożary zawodowo. Strażakiem ochotnikiem był ich dziadek, jest tata. - W naszej rodzinie tylko młodsza siostra nie połknęła tego bakcyla, no i nie dała się mama - śmieje się Marta.
- Ja od dziecka biegałam do remizy, a w podstawówce wstąpiłam do młodzieżowej drużyny pożarniczej - opowiada. Mówi, że już wtedy wiedziała, że zrobi wszystko, by zostać czynnym, prawdziwym strażakiem.
Nie bardzo potrafi powiedzieć, dlaczego. - Kiedy słyszę syrenę, albo dostaje sms-a o pożarze, to nic mnie nie utrzyma w miejscu - twierdzi. - Ja po prostu muszę jechać, żeby pomóc i spełnić swój obowiązek - podkreśla. Najtrudniejszy był dla niej pożar bazaru w Słubicach, ten przed dwoma laty. Wtedy zwyczajnie się bała. - Ogień był wszędzie, a nasz wóz stał blisko stacji benzynowej i wszyscy mieliśmy świadomość zagrożenia - opowiada.
- Na długo też zapamiętam rozpaczliwy krzyk właścicieli stoisk, którzy patrzyli jak żywioł trawi ich dobytek - dodaje. Mówi również o wielkim pożarze lasu i okolicznych łąk w Jerzmanicach koło Rzepina.
O panie się nie boi
Przez osiem lat sporo się nazbierało wyjazdów do pożarów i wypadków. Na pytanie czy nadal uważa, że to zajęcie dla kobiet, potwierdza z całą stanowczością. Dlaczego nie?
Tego samego zdania jest prezes OSP w Cybince Stanisław Radkiewicz, prywatnie tata Marty. - Dziewczyny są dobrze wyszkolone i pracują równie sprawnie i profesjonalnie jak męska część drużyny - twierdzi. Na pytanie, co by zrobił, gdyby do wozu jadącego do pożaru wskoczyły na raz wszystkie trzy panie, stanowiąc połowę załogi, odpowiada, że nic. Podkreśla, że nie traktuje dziewczyn ulgowo.
- Teraz już bym na to pozwolił, bo wszystkie mają doświadczenie - mówi. - No chyba, że chodziłoby o duży pożar lasu, wtedy bym się o nie trochę bał - zastrzega. Ale tylko dlatego, że taka akcja wymaga dużej siły fizycznej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?