Kurenda - przesyłanie wieści od domu do domu - to jeden z ginących zwyczajów lokalnych. Na szczęście wciąż żywy w Podmoklach Małych!
- Pochodzę z Podmokli Wielkich, ale wychowałem się od małego w rodzinie siostry ojca - Bronisław Gaertner opowiada "od początku" jak znalazł się w Podmoklach Małych. Jego rodzina była liczna, z kolei Emilia i Jan Janeczkowie nie mieli dzieci. Wzięli więc czteroletniego brzdąca na wychowanie.
- Mieli sklep kolonialny, w tym domu co teraz jesteśmy. Jedno wejście od ulicy prowadziło do sklepu, drugie do domu - przypomina pan Bronisław, na którego we wsi mówią też Bruno lub Bronek. Na chrzcie został zapisany jako Bruno Ludwig.
- Jak byłem mały, to wołali na mnie "krumiorz", bo byłem "od tych co mieli krum", czyli kram - podpowiada opiekun cychy.
Odziedziczył po wujostwie
Skąd jest akurat ta cycha, którą ma w domu, tego pan Bronisław nie pamięta. Zapewne przechowywali ją wujostwo Janeczkowie, bo Gaertner już jako dziecko roznosił ją po wsi.
Wspomina, że w czasie II wojny wysyłano ją do ludzi, gdy odprawiano mszę za braci cechu rybackiego. A po śmierci wujka i cioci, cycha - drewniana ryba do rozsyłania wiadomości po wiosce, została w ich gospodarstwie, które odziedziczył. I tak stał się jej opiekunem.
- To musiała być ważna pamiątka, gdyż przed wojną nauczyciele z polskich szkół chcieli wysłać rybę do muzeum Związku Polaków w Niemczech w Berlinie - odtwarza z pamięci B. Gaertner.
Czy ją ostatecznie wysłali? Być może. - Po 1945 r. stolarz Wincenty Bursztyn, jak wrócił z wojny to zrobił dwie nowe cychy. Tę, która jest u mnie i drugą, co jest w muzeum w Babimoście.
Cycha, czyli pewien znak cechowy bractwa rybackiego istniejącego na Babimojszczyźnie od 1661 r., służyła do kurendy - zawiadamiania członków cechu o zebraniach i ważnych wydarzeniach. Po wojnie cech rybacki upadł, ale tradycja kurendy pozostała do dziś. Spełnia jednak inną rolę.
Wieść idzie szybko
Dlaczego akurat ryba?
Przekazy mówią, że bractwo rybackie powstało w tych okolicach dlatego, gdyż było tu dużo wód, strumieni i mokradeł pełnych ryb. O charakterze okolicy do dziś świadczą nazwy - Podmokle Małe i Wielkie. Według legendy, jeden z braci cechowych szedł nocą ze wsi do wsi i zabłądził. Wtedy ukazała mu się ryba ze świeczką na głowie i doprowadziła go w bezpieczne miejsce. Odtąd cycha z Podmokli Małych ma kształt ryby.
Dla odróżnienia cycha z Podmokli Wielkich jest tłoczona na blasze w kształcie talerza. Kiedyś ponoć była tłoczona na wołowej skórze.
- Teraz chodzi tylko o zawiadomienie mieszkańców o czyjejś śmierci - wyjaśnia pan Bronisław. - Ale jeśli zdarzy się to tuż przed niedzielą, to ksiądz zawiadamia z ambony, a jak w tygodniu, to wiadomość idzie ode mnie. Ludzie przynoszą kartkę, przypinamy ją i puszczamy po wsi, od domu do domu.
Cycha ma kształt ryby z rzemykiem w pysku. Kiedyś kartkę z informacją przypinano pineską. Od niedawna jest to karteczka w folii i przypięta rzemykiem.
- Jeśli się kogoś nie zastanie w domu nie wolno ryby zawiesić na klamce, bo to może przynieść nieszczęście - mówi Maria Białas, mieszkanka wsi. Takie gospodarstwo się omija i niesie rybę do kolejnego.
- Nie wolno cychy położyć na stole, bo może przynieść śmierć w tym domu - dodaje M. Białas. - Trzeba podać do ręki; rodzina musi przeczytać wiadomość i przekazać dalej.
- Dlatego każda informacja obiega wieś w ciągu półtorej godziny, do dwóch - uśmiecha się wyrozumiale B. Gaertner. - To jest też dobry sposób na sąsiadów, którzy się gniewają. Bo muszą się spotkać, zamienić parę zdań. A gdyby nie było lęku przed zawieszeniem na klamce, to kto wie...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?