Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czarni zremisowali ze Ślęzą, choć od wygranej dzieliły ich sekundy

(th)
Czarni doskonale wiedzieli, jak groźnym zawodnikiem jest Daniel Onyekachi. Dlatego napastnika Ślęzy pilnowało czasami dwóch obrońców. Na pierwszym planie Arkadiusz Chrobot.
Czarni doskonale wiedzieli, jak groźnym zawodnikiem jest Daniel Onyekachi. Dlatego napastnika Ślęzy pilnowało czasami dwóch obrońców. Na pierwszym planie Arkadiusz Chrobot. fot. Zbigniew Janicki
Żaganianie nie zagrali w sobotę najlepszego meczu, a mimo to mogli pokonać Ślęzę. Mogli, gdyby mecz zakończył się minutę wcześniej.

Gospodarze mogli rozpocząć spotkanie od mocnego uderzenia. Już kilkadziesiąt sekund po pierwszym gwizdku lewą stroną ruszył Michał Wróbel, uderzył lekko, ale na tyle dobrze, że piłka jedynie o centymetry minęła spojenie słupka z poprzeczką bramki gości. W 21 minucie ten sam zawodnik uderzył z półobrotu, wydawało się, że nic z tej akcji już nie będzie, ale piłka znów przeleciała minimalnie obok słupka.
Pięć minut później Czarni wyszli na prowadzenie. Po podaniu z linii defensywy piłka poszybowała nad połową boiska i spadła przed Paschala Ekwueme. Stojący obok niego obrońcy Ślęzy tylko się patrzyli, jak żagański napastnik głową lobuje wychodzącego z bramki Grzegorza Paukszta i zdobywa gola.
- Tylko bez podpałki - krzyczał do swoich zawodników szkoleniowiec gospodarzy Zbigniew Smółka.
Żaganianie nie podpalili się i jeszcze przycisnęli Ślęzę. Najlepszą sytuację miał w 43 min, ponownie Ekwueme. Po szybkiej kontrze dostał piłkę z prawej strony, postanowił uderzyć z z woleja, lecz mocno chybił.

Druga połowa, podobnie jak pierwsza odsłona meczu rozpoczęła się od rajdu Wróbla, tym razem prawą stroną boiska. I znów, po mocnym uderzeniu, piłka przeleciała minimalnie obok spojenia słupka z poprzeczką.

W 72 min znów pokazał się Ekwueme. Po kolejnej kontrze był praktycznie sam 18 metrów przed bramką Paukszta, tym razem uderzył lepiej, ale niestety obok słupka.

Z każdą minutą do głosu coraz mocniej dochodzili goście. To oni kontrolowali przebieg sytuacji na boisku, choć nie potrafili tego udokumentować bramką. Blisko byli w 86 min, kiedy rzut wolny z prawej strony boiska wykonywał Jakub Rejmer, piłka po drodze odbiła się jeszcze od jednego z zawodników i uderzyła w słupek. W doliczonym czasie gry Ślęza nadal walczyła. Wrzutka z lewej strony, piłka mija dwóch żagańskich defensorów oraz bramkarza i z metra pakuje ją do siatki rezerwowy Ernest Balicki. Po tym ciosie gospodarze już się nie podnieśli.

- Wiemy wszyscy, że w futbolu nie ma sprawiedliwości. Ale gdybyśmy dziś przegrali to byłaby mega niesprawiedliwość. Byliśmy dziś przynajmniej nie gorsi od Czarnych - mówił po meczu szkoleniowiec gości Jerzy Szaliński.

- Taki jest futbol. Raz nam Bozia daje, jak w Tychach, a raz nie. Mogliśmy jednak już w pierwszej połowie rozstrzygnąć losy meczu - podsumował trener Smółka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska