Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czasem ktoś słoik podrzuci

GRAŻYNA ZWOLIŃSKA (68) 324 88 44 [email protected]
Do łóżka pan Henryk bierze na noc butelki z gorącą wodą. Daje mu je w tajemnicy jeden z mieszkańców wioski. Nastrój robią świeczki. Też darowane.

Od 5 grudnia domem dla Henryka Lewandowskiego z Ostrzyc koło Trzebiechowa jest garaż bez okna, prądu, wody, ubikacji. Wyrzuciła go tam była żona. - On już wie, za co - powiedziała krótko. I na tym skończyła się rozmowa.

Czasem ktoś słoik podrzuci

Spotkany przypadkiem kilkunastoletni syn Henryka też gadulstwem nie grzeszył. Podobnie jak jedna z córek, która tylko ogólnie zasugerowała, że aniołem to tato nie był. Choć przyznała, że alkoholu nie nadużywał. Ale czy tylko alkoholik może być okropny?
Nikt z rodziny nie widział chyba niczego złego w wyrzuceniu człowieka zimą do takich warunków.
Dla mieszkańców wioski przez jakiś czas była to lokalna sensacja. Jedni trzymali stronę byłej żony, inni mówili (ale niekoniecznie głośno i do prasy), że nawet psa się tak nie traktuje. Ci drudzy podrzucali coś do jedzenia, brali ubrania do wyprania, pozwalali się umyć czy wziąć ciepłą wodę.
Pan Henryk jakoś się w garażu zagospodarował. Na ścianie powiesił swoje zdjęcie z pierwszej komunii św. Podłączył kuchenkę gazową. Poukładał wyrzucone z jego pokoju rzeczy. Wejście osłonił grubą kotarą i folią. Jak widać, w każdych warunkach da się przeżyć. Można powiedzieć, że ludzie jeszcze gorzej mają, choć już chyba niewiele gorzej można mieć.

Zamki wymienione

Z żoną, teraz już byłą, przeżył Henryk 24 lata. Dorobili się trójki dzieci. Po drodze coś się jednak psuło i nieco ponad rok temu sąd rozwiązał małżeństwo, obarczając całkowitą winą za jego rozpad Henryka. Nakazał mu płacenie na ręce byłej żony alimentów na rzecz małoletniego jeszcze syna. Orzekł też eksmisję mężczyzny z domku, w którym zajmował jeden pokój.
Henryk alimentów nie płacił, bo nie pracował. Trafił więc na pół roku do więzienia. - Akurat wtedy, jak znalazłem wreszcie pracę - mówi.
Z więzienia wrócił do Ostrzyc, gdzie jest zameldowany na stałe. Klucz w drzwiach pokoju był wymieniony. Rzeczy złożone w garażu. Wniósł je z powrotem do pokoju. Była sobota. - W niedzielę wróciłem z kościoła i znów nie mogłem dostać się do mieszkania - opowiada. - Była żona przez drzwi poinformowała mnie, że moje rzeczy są tam, gdzie wcześniej.
Zadzwonił na policję. Po kilku godzinach, po ponagleniu, przyjechało dwóch policjantów z komisariatu w Trzebiechowie. Zaprosił ich do garażu i opowiedział o całym zajściu. Zdziwił się, kiedy usłyszał, że niewiele mogą zrobić. Do dziś nie chce w to wierzyć.

Ziąb w garażu

- Była żona zasłaniała się eksmisyjnym wyrokiem, ale przecież nie miała prawa tak mnie potraktować. Wcześniej żaden komornik nie chciał się tej eksmisji podjąć, bo nie wolno ludzi zimą wyrzucać na bruk - mówi Henryk. I ma żal do policjantów, że nie zaproponowali mu chociaż zawiezienia do noclegowni, lecz zostawili w taki ziąb w garażu.
Poskarżył się na policji w Sulechowie, ale zdziałał niewiele. Postępowanie wyjaśniające nie wykazało niczego nagannego w postępowaniu stróżów prawa. Potwierdza to komendant komisariatu policji w Sulechowie Jerzy Dżumbelak, mówiąc, że policjanci nie mieli prawa wprowadzić pana Henryka z powrotem do jego pokoju. Mogli najwyżej pouczyć byłą żonę, że źle postąpiła, co - jak twierdzi - zrobili.
Prokuratura rejonowa w Świebodzinie też nie dopatrzyła się znamion przestępstwa w dzikiej eksmisji i odmówiła wszczęcia dochodzenia w sprawie "zmuszania do określonego zachowania się oraz uszkodzenia mienia".
- Pouczyliśmy tego pana, że może tylko na drodze powództwa cywilnego zaskarżyć żonę i wystąpić o przywrócenie prawa do zamieszkania tam, gdzie jest zameldowany - dodaje komendant Dżumbelak.

Mógłby naśladować byłą żonę

Minęły już trzy miesiące, a w sytuacji Henryka Lewandowskiego niewiele się zmieniło. Może tylko to, że dzięki urzędowi pracy zrobił kurs dokształcający dla kierowców na przewóz rzeczy. Ma obietnicę zatrudnienia.
Do sądu skarżyć się na byłą żonę nie poszedł. Co dalej z sobą zrobi? Powtarza, że jak tylko zacznie zarabiać, spróbuje coś wynająć. Bo nie jest tak, że chce w Ostrzycach z rodziną za wszelką cenę mieszkać.
Nieoficjalnie radzą mu co poniektórzy, że zamiast mieszkać w ciemnym, zimnym garażu, już dawno powinien zrobić to, co wcześniej dwa razy zrobiła była żona. A więc wymienić zamek i wnieść swoje rzeczy do domu. W końcu jest tam zameldowany.
No tak, ale przecież wystarczyłoby, żeby gdzieś wyszedł, a znów znalazłby swoje graty w garażu.
I tak źle, i tak niedobrze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska