Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czekam na nową jakość

Wojciech Wyszogrodzki
Bogusław Dziekański od 31 lat prowadzi Jazz Club Pod Filarami. 25 lat kieruje Małą Akademią Jazzu. Jego praca magisterska dotyczyła odbioru muzyki jazzowej w Gorzowie. Ma żonę Renatę i córkę Agatę.
Bogusław Dziekański od 31 lat prowadzi Jazz Club Pod Filarami. 25 lat kieruje Małą Akademią Jazzu. Jego praca magisterska dotyczyła odbioru muzyki jazzowej w Gorzowie. Ma żonę Renatę i córkę Agatę. fot. Kazimierz Ligocki
- Już dawno powinna nastąpić pewna reforma w strukturze instytucji kultury w mieście. Trzeba mieć odwagę powiedzieć, że coś trzeba przeorganizować. Musi w końcu powstać polityka kulturalna miasta - mówi BOGUSŁAW DZIEKAŃSKI, szef Jazz Clubu Pod Filarami.

- Zacznijmy od tego, że bardzo nie lubię określenia "muzyka niszowa". Kultura wyższa zawsze była niszowa, bo miała mniej odbiorców, ale to określenie jest nacechowane negatywnie, oznacza coś gorszego.

- Niemniej jednak jazz ma tylko 2 proc. słuchaczy. Dody czy rapu słucha pewnie więcej osób…
- To jest tzw. muzyka popularna. Wiadomo, że rynek jest o wiele szerszy, bo percepcja muzyki Dody jest inna niż klasycznej czy jazzu.

- Niech więc będzie, że to po prostu muzyka. Czy miasto powinno łożyć na zachcianki elity czy zaspakajać potrzeby większości?
- Według mnie miasto powinno interesować się i jednymi, i drugimi. Zaspokajać gusty osób potrzebujących kultury wysokiej i takich, które chcą innej zabawy, np. Dni Gorzowa. To, co robi Ewa Hornik z nocnym szlakiem kulturalnym, jest wspaniałe. Z jednej strony koncerty dla mas, z drugiej odwiedziny w instytucjach kultury. Taki ludyczny, darmowy element miejskiego obcowania ze sztuką. A może zrobić jeszcze coś innego: pieniądze przeznaczone na Dni Gorzowa wydajmy na fajne działania przez trzy letnie miesiące. Jeśli jest biednie, to mamy robić festiwal czy rozciągnąć ofertę kulturalną w czasie?

- Załóżmy, że w mieście 70 proc. słucha Dody, 28 proc. czegoś innego i 2 proc. jazzu. Miasto ma dbać przede wszystkim o mniejszość?
- To mniejszość zapyta: dlaczego w naszym mieście odmawia nam się prawa do udziału w fajnych wydarzeniach kulturalnych z półki wysokiej? A ile osób słucha muzyki klasycznej? A dla nich przecież wybudowano nowoczesny obiekt - filharmonię. Jeśli miasto ma być wygodne do życia, trzeba zadowolić i jednych, i drugich.

- Skoro mamy biedę budżetową, może jest okazja, by coś zreformować? Czy potrzebujemy tylu domów kultury, gdzie kasa idzie na administrację? Może zarządzanie tymi instytucjami powinno być wspólne?
- Nie możemy mieć jednej księgowości. Pewnie można pewne organizmy połączyć.

- Są instytucje kultury, które mają po 18 etatów…
- A u mnie jest 2,5 etatu. To jest minimum, z jakim mogę spokojnie działać. Do poszczególnych projektów zatrudniam osoby na zlecenie. Nie muszę trzymać nikogo na etacie, gdy nie gram koncertów. Instytucje kultury to nie są fabryki, gdzie musi być zachowany proces produkcyjny, gdzie każdy musi być od początku do końca. Oczywiście, należy do tego podchodzić elastycznie.

Staram się jak najmniej obciążać budżet miasta kosztami osobowymi, a uwolnione fundusze przesuwać na działalność merytoryczną. Już dawno powinna nastąpić pewna reforma w strukturze instytucji kultury w mieście. Trzeba mieć odwagę powiedzieć, że coś trzeba przeorganizować. Musi w końcu powstać polityka kulturalna miasta.

Szczycimy się, że amfiteatr będzie duży, że wejdzie dodatkowo 500 osób. Spójrzmy na zmiany klimatyczne. Latem leje. Może lepiej było zrobić mniejszy amfiteatr, a za te same pieniądze i go zadaszyć? Mielibyśmy wielofunkcyjny obiekt od maja do września, nie wrażliwy na kaprysy pogody.

- Wyliczono, że w projekcie budżetu miasta dotacja dla Jazz Clubu została zmniejszona o 44 proc., gdzie inne instytucje straciły po kilka, kilkanaście proc. Niektórzy mówią, że to kara za umiejętność zdobywania sponsorów…
- Od dłuższego czasu miałem wrażenie, że brak jest jasno sprecyzowanych kryteriów podziału dotacji miejskiej na kulturę. Do tej pory nie określono, jakie działania i imprezy są dla miasta ważne, wpisane na stałe w kalendarium imprez, a które nie. Gdy zabrakło pieniędzy w 2003 roku na Małą Akademię Jazzu, usłyszałem od ówczesnego naczelnika wydziału kultury, że MAJ po prostu nie będzie. Podobnie jest teraz ze Sceną letnia, czy spotkaniami teatralnymi.

12 lat temu zrobiliśmy remont, gdzie 40 proc. kosztów pokryło miasto, a resztę wyłożyli sponsorzy. Zauważyłem taką tendencję, że im więcej pozyskiwałem sponsorów, tym bardziej przycinano dotację.

Robiąc koncert w ramach Gorzów Jazz Celebrations, który na umowę z agencją kosztuje np. 40 tys. zł, muszę znaleźć drugie tyle na koszty produkcji. To moje ryzyko, bilety i sponsorzy. Dodam, że wymienioną kwotę mam wpisaną w budżet, bo bez tego mecenatu miasta tych koncertów by nie było.

- Załóżmy, że w ramach oszczędności miasto zechce sprzedać budynek, gdzie jest Jazz Club i przenieść was do filharmonii. Same zalety - większa sala, budynek z parkingiem…
- Ale tracimy klimat. Tam jest duży obiekt ze sztywnymi godzinami otwarcia i zamknięcia, ochrona. Jazz Club nie jest zamykany od razu po koncercie. Jak trzeba, to siedzimy do rana. Jest życie towarzyskie, jakiś spontaniczny jam-session, robi się fajna atmosfera z muzykami. Tam nie byłoby już takiego fermentu jak np. dzisiaj, gdy wpada nagle Adam Bałdych i Przemek Raminiak. Podobnie do południa ćwiczyli tu gorzowscy muzycy. Klub ciągle żyje. Tu tworzenie kultury odbywa się naturalnie, tam będzie harmonogram działań. To nie jest zarzut, tak to będzie funkcjonować.

- Jaka więc powinna być polityka kulturalna miasta - zaspakajanie jedynie potrzeb mieszkańców czy też kreowanie imprezy rozpoznawalnej w kraju?
- Kiedy pracowano nad markę Gorzów Przystań, wymyśliłem hasło "miasto fajnych zdarzeń". My nigdy nie będziemy konkurowali z Wrocławiem, Poznaniem czy nawet Szczecinem, ale możemy poszerzać ich ofertę. Być może dzięki filharmonii uda nam się przebić w regionie zachodnim. Ważny jest tu rozsądek. Jeśli Jazz Club zagra cztery duże projekty w roku w ramach Gorzów Jazz Celebrations, to będzie akurat. Więcej publiczność nie wytrzyma finansowo. Jeśli dojdzie kilka super wydarzeń w filharmonii, to już jest sporo. Wierzę, że będzie nowa jakość. Dojdzie 25 nowych muzyków, są muzycy gorzowskiej sceny jazzowej. W Filarach powinno fajnie zaiskrzyć.

- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska