Człowiek Roku Krono 2019 to Andrzej Sirowacki. Obcych ludzi wyciągał z płonących samochodów, a rodzinie zapewnił lepsze życie

Czytaj dalej
Aleksandra Szymańska

Człowiek Roku Krono 2019 to Andrzej Sirowacki. Obcych ludzi wyciągał z płonących samochodów, a rodzinie zapewnił lepsze życie

Aleksandra Szymańska

Andrzej Sirowacki, który wyciągał z płonących samochodów ofiary karambolu, jest Człowiekiem Roku Krono 2019 oraz niezawodnym tatą i mężem.

W czerwcu 2019 roku o heroicznych czynach Ukraińca usłyszała cała Polska. Pod Szczecinem 35-letni kierowca, zresztą z województwa lubuskiego, wjechał tirem w rząd samochodów. Huk, płomienie - to wszystko zobaczył Andriej Sirowacki, który jechał tirem tuż za sprawcą karambolu. Chwycił gaśnicę i bez chwili wahania pobiegł ratować ludzi.

Człowiek Roku gołymi rękami wyciągał ludzi z ognia

Z płonącego samochodu wyciągnął dwoje dzieci. Z przodu siedziała kobieta. Blokował ją pas. Sirowacki wcisnął ją w fotel, wsunął się za nią w płomienie, odpiął pas i zaczął wyciągać ranną. Ktoś mu pomógł i kobietę udało się wydostać.

Bohater wrócił do swojej ciężarówki po baniaki z wodą, bo gaśnica już się skończyła. Dobiegł do kolejnego rozbitego auta. Rzucił w płomienie baniak. Drugi wylał na siebie, bo już tliło się na nim ubranie. Zaraz potem gołymi rękami wybił szybę i - razem z innym świadkiem dramatu wyciągnął z płomieni kobietę.

CZYTAJ TEŻ:
Bohaterski kierowca z Ukrainy uratował cztery osoby, po czym... ruszył wielotonową ciężarówką w trasę do Norwegii [WIDEO]

Sirowacki pobiegł do następnego samochodu, ale w nim już nie było kogo ratować. W karambolu zginęło sześć osób. Cztery zostały ranne. Każdy z oficjeli, który potem ściskał dłoń Andrieja Sirowackiego, podkreślał, że gdyby nie niesłychana odwaga Ukraińca, ofiar byłoby więcej.

"Ukraiński kierowca, który ratował ludzi na polskiej autostradzie, ma problemy. Może stracić kartę pobyt" - pisaliśmy w GL, choć od karambolu minął ledwie miesiąc. - Zapewniano mnie i moją rodzinę o przyśpieszenie nadania obywatelstwa. Gdy się cały szum medialny zakończył, wszystko ucichło - martwił się Andriej.

Dociśnięty przez GL Urząd Wojewódzki w Gorzowie tłumaczył się terminami, procedurami, nieporozumieniami… W końcu jednak wniosek o nadanie obywatelstwa całej rodzinie został złożony, a wojewoda Władysław Dajczak miał poprosić prezydenta RP o rozważnie przyśpieszenia procedury. W listopadzie Andriej i jego bliscy zostali Polakami, choć żona Tatiana dużo wcześniej zaczęła mówić do męża: Andrzej.

Andrzej Sirowacki: Jestem pantoflarz

Małżeństwem są już 20 lat. Miłość od pierwszego wejrzenia? - Nieeee - śmieje się Tatiana. Młodsza o 11 lat od Andrzeja, wesoła, energiczna, nie owija w bawełnę.

Na Ukrainie pracowała w sklepie. Andrzej nie przyjechał na zakupy, tylko odwiedzić kolegę na nocnej zmianie. Tatianie chciało się spać, ale kolega prosił, żeby zrobiła kawę. Była zła. Andrzeja w ogóle nie zapamiętała.

CZYTAJ TEŻ:
STRZELCE KRAJEŃSKIE. Ukraiński kierowca, który ratował ludzi na polskiej autostradzie, ma problemy. Może stracić kartę pobytu

Gdy zaczepił ją potem na ulicy, nie miała pojęcia, skąd się znają. Andrzej przypomniał, a że... akurat miał urodziny (nie wierzyła, pokazał dokumenty), obiecał tort. Ostatecznie przyjechał z wielkim kartonem ciastek, bo akurat woził wtedy towar z piekarni - cukierni. Tak się, zaczęło, choć nikt się nie spodziewał, że będą razem. - Trudny charakter - mówi Tatiana. - Ja?! Ja jestem pantoflarz - śmieje się Andrzej.

Na Ukrainie mieszkają w Czerkasach. Na świat przychodzi córka Sasza (Aleksandra, dziś już bardziej Ola), potem syn Dmytro, czyli Dima. Życie jest niewyobrażalnie ciężkie, chociaż Andrzej pracuje po 20 godzin.

Łapie każde zajęcie, ale pieniędzy starcza tylko na przeżycie. Żadnych perspektyw, żadnej nadziei… Gdy jeszcze wybucha wojna, Sirowaccy czują, że muszą wyjechać.

Do wyboru mają Litwę i Polskę. Myślą o Polsce. Córka Ola już nawet uczy się polskiego. Andrzej, jako kierowca busa turystycznego (- Jaki on był wtedy turystyczny... - puszcza oko), w latach 90. jeździł do Polski. Niewiele się wtedy różniła od Ukrainy. Jechało się przez Niemcy, w Krajniku przekraczało granicę i drogi dosłownie się kończyły. 20 lat później Polska jest już innym krajem, za to Ukraina wciąż jest jak Polska w latach 90., a nawet gorsza.

ZOBACZ: Andrzej Sirowacki i jego rodzina

Andrzej ma gotowy plan. Tatianie mówi o nim przed samym wyjazdem, w dniu jej imienin. Jest styczeń 2016 r. Andrzej zaczyna pracę pod Zieloną Górą. Po sześciu miesiącach rozłąki (wcześniej nie może opuścić Polski) wraca po żonę i dzieci. Ma dla nich zaproszenie, które wysyła z Polski poproszony o to prawosławny ksiądz.

Strzelce Krajeńskie to dom Sirowackich

Sirowaccy meldują się w Nowym Lubaszu pod Słubicami, w domku holenderskim, który kolega Andrzeja, też Ukrainiec, uszykował dla swojej rodziny. Właśnie po nią pojechał, więc Sirowaccy mogą pomieszkać. Starają się o papiery na pobyt, ale Andrzeja wystawia pracodawca. - No dramat! - wspomina. Wtedy ktoś daje mu numer do księdza Artura Grabana.

Prawosławny ksiądz Graban to w Lubuskiem już instytucja. Przy urzędzie wojewódzkim prowadzi biura do spraw integracji cudzoziemców. Andrzejowi pomaga z pracą, całej rodzinie organizuje mieszkanie i ściąga ją do Strzelec Krajeńskich. Sirowaccy dziś już wiedzą: tu jest ich dom!

Początki są jednak trudne. Andrzej nieraz kilkanaście dni jest w trasie. Tatiana z dziećmi - sami w Strzelcach. Najlepiej po polsku mówi 15-letnia wtedy Ola i to ona jest „przewodnikiem”.

CZYTAJ TEŻ
Ukraiński bohater ze Strzelec właśnie został Polakiem!

Dima idzie do przedszkola, ale przez pierwsze cztery miesiące w ogóle się nie odzywa. Jeść też nie chce. Dziś rodzina zachwyca się tym, co może kupić w sklepach. - W jogurtach są kawałki owoców! - mówi Ola, która w tym roku zdaje maturę.

Dla niej najcięższe były pierwsze miesiące w szkole. Płakała, siedząc nad lekcjami, tłumacząc niemal każde słowo. Ostatecznie wszystko zaliczyła śpiewająco. - Jak rozmawia przez telefon, to jej w ogóle nie rozumiem - śmieje się Andrzej, dumny, że córka tak opanowała język i szczęśliwy, że... dał rodzinie takie życie.

Medal od prezydenta RP

W Polsce nie mogą się nadziwić uśmiechniętym sprzedawczyniom w sklepach i uprzejmym urzędnikom (tak!). Nawet Pałac Prezydencki w Warszawie wydał im się przyjazny - bez "ukraińskiego" przepychu, złota i czerwonych dywanów. Dla ludzi.

8 stycznia Andrzej Sirowacki odbierał w nim z rąk prezydenta Dudy Medal za Ofiarność i Odwagę. Był w gronie ponad 40 osób „zasłużonych dla ratowania życia ludzkiego”. A że każdy zabrał do pałacu rodzinę, była jedna wielka kolejka.

Ujęło jednak Andrzeja, że prezydent kojarzył Sirowackich, no i bez problemu z pierwszą damą zapozowali do selfie, które Ola robi przy każdej okazji.

ZOBACZ WIDEO: Wyciągnął ludzi z płonących samochodów

Do Warszawy rodzinę zawiózł oczywiście Andrzej, chociaż Tatiana mówiła, że może by pojechali pociągiem. - Ja sobie jego nie wyobrażam inaczej niż za kierownicą - śmieje się żona.

Andrzej mówi, że niedługo to ona będzie miała firmę i zarabiała na rodzinę, a on będzie odpoczywał. Na starość za to będzie hodował róże i pisał „memuary”. Tylko po tym, ile się mu ostatnio przydarzyło, jedna książka to za mało.

Aleksandra Szymańska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.