Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Człowiek zginął na królewskim trakcie. Rodzina twierdzi, że gdyby wezwano pogotowie, syn mógłby nadal żyć

Janczo Todorow 0 68 363 44 99 [email protected]
fot. Janczo Todorow
Łukasz Ferens z żarskiej dzielnicy Kunice miał 22 lata, służył w jednostce w Świętoszowie. W sobotę spadł z konia i skonał prawdopodobnie nad ranem. Dziś jego pogrzeb. Rodzina ma żal, że nikt nie wezwał karetki. Prokuratura bada sprawę.

- Łukasz od dziecka kochał konie, od małego opiekował się nimi - opowiada wujek Bogdan Klockowski. - Kiedyś ja też hodowałem te zwierzęta, pamiętam jak troszczył się o nie. Od jakiegoś czasu przyjaźnił się z rodziną W., która mieszka w Kunicach. Kolegował się z synem pana W., a oni trzymają konie. Więc godzinami tam siedział, opiekował się nimi, jeździł na nich.

Według Klockowskiego, w sobotę po południu koło domu W. rozpalono ognisko, było tam ok. 20 osób. Było już ciemno, kiedy Łukasz wsiadł na konia i pojechał w stronę lasu. Długo nie wracał. W końcu syn gospodarza, poszedł szukać kolegi. Znalazł go leżącego na ziemi na tzw. trakcie królewskim. - Przywieziono go do domu. Tam Łukasza posadzili w fotelu. Niby nie zgadzał się na wezwanie pogotowia, ale czy zdawał sobie sprawę, co mówi? - denerwuje się wujek.

Nie odpowiem na pytania

- Rano w niedzielę przyszli mi powiedzieć, że syn nie żyje - mówi Barbara Ferens. - Nie mogę się z tym pogodzić, że tak się stało. Mam żal do wszystkich, że pogotowie nie zostało wezwane. Gdyby go zabrali do szpitala, pewnie by żył.

- W akcie zgonu nie podano godziny, kiedy Łukasz zmarł. Napisano jedynie, że stwierdzono pęknięcie podstawy czaszki oraz dwa krwiaki. Jak można było z takimi obrażeniami posadzić człowieka w fotelu i pozostawić bez pomocy? - nie może się nadziwić B. Klockowski.

Wujek podaje, że wśród koni trzymanych w stajni W. jeden należy do pana K. Na razie nie wiadomo, z którego chłopak spadł. - Nie udzielam żadnych informacji - powiedział nam K. i wyłączył telefon.
Dom pana W., w którym doszło do tragedii stoi na samym krańcu dzielnicy, tuż pod lasem. Spuszczone psy pilnują posesji. Ich szczekanie wywołuje gospodarza. - Nie będę odpowiadał na żadne pytania, proszę opuścić teren - odpowiada W., kiedy pytamy o zdarzenie.

Nie będzie zatuszowana

W. jest radcą prawnym. Jego syn jest asesorem w jednej z prokuratur rejonowych w południowej części województwa. Zadzwoniliśmy wczoraj do niego. - Czuję się bardzo źle po tym, co się stało z moim przyjacielem. Nie będę odpowiadał na pytania - powiedział nam.

- W sprawie zdarzenia Prokuratura Rejonowa w Żarach prowadzi postępowanie przygotowawcze - informuje Jan Pardej, p.o. rzecznika prasowego Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze. - Postępowanie ma wyjaśnić okoliczności, w jakich doszło do zgonu mężczyzny. Sprawa jest jeszcze zbyt świeża i nie wiadomo czy doszło do nie udzielenia pomocy. A to jest przestępstwem.

B. Klockowski obawia się, że sprawa może zostać zatuszowana. - Nie ma takiej możliwości, asesor nie ma wpływu na postępowanie, bo nie pracuje w prokuraturze, która bada sprawę, a w innej - zapewnia J. Pardej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska