Wszyscy widzieliśmy przynajmniej jeden film, w którym czterech facetów z zimnymi twarzami grało w pokera. Jeden miał trójkę asów i pewny siebie podbijał stawkę. Finał był zwykle taki, że pulę zgarnął jego rywal z czwórką dziewiątek...
Unia ze swymi pewniakami Tomaszem Gollobem, Rune Holtą i Januszem Kołodziejem, była przed sezonem właśnie taką trójką w ręku tarnowskich działaczy. Drugą linię uzupełniał Peter Ljung i posługując się pokerową nomenklaturą, to był ful. Wystarczyła jednak kontuzja Szweda, żeby faworyt ekstraligi zaczął zbierać baty. Jeżeli dodamy do tego bardzo słabe występy "Koldiego", przynajmniej teoretycznie, dwa punkty były w zasięgu ZKŻ-u Kronopolu.
Historia jednego biegu
I choć zaczęło się obiecująco, Kołodziej szybko udowodnił, że kryzys formy ma za sobą. Potwierdziły się obawy, że obok wielkiej dwójki, będzie także ten trzeci. Choć wygrał tylko raz i to dzięki defektowi Grzegorza Walaska, a w starciu z Piotrem Protasiewiczem przeszarżował, był bardzo szybki i walczył jak drapieżnik, a nie "Jaskółka". Ba, miał nawet pretensje do arbitra, że wykluczył go z powtórki VI biegu.
- Byłem zdecydowanie z przodu i nie rozumiem, dlaczego sędzia mnie wykluczył. Miałem podobną sytuację w Częstochowie, gdzie zostałem podcięty i myślałem, że to wina rywala, a to ja zobaczyłem czarną flagę - tłumaczył. - Jechałem bliżej krawężnika i nie uciekłem do bandy. Piotrek jakby mnie nie widział i kiedy próbował blokować, było już za późno.
"PePe" nie chciał komentować wersji rywala. Jego zdaniem, sędzia doskonale widział sytuację, bo rozegrała się na prostej startowej, i podjął właściwą decyzję.
Drobni ciułacze
To było ważne wykluczenie, ale sprowadzenie go do roli najważniejszego dla wyniku (48:43) byłoby krzywdzące dla naszych żużlowców. Bo choć poza "Gregiem" inni punktowali przeciętnie, to doskonale spełnili rolę wspomnianej wyżej czwórki dziewiątek.
Niels Kristian Iversen i Fredrik Lindgren jeżeli tylko mieli okazję, kąsali liderów, a w ostateczności ścigali się choćby o punkt. Nasi młodzieżowcy także stanęli na wysokości zadania, bo 11 pkt., które łącznie zdobyli, to w elicie naprawdę dobry wynik. Juniorzy Unii wywalczyli trzy "oczka", a druga linia tylko jedno!
- Brak Ljunga trzeci raz odbił się nam czkawką. Wyraźnie widać, że obok trójki liderów, musimy mieć czwartego równo punktującego zawodnika - ocenił trener Unii Marian Wardzała. - Mimo dobrej dyspozycji Janusza przegraliśmy, bo zabrakło drugiej linii.
Brakuje iskierki
Choć zwycięzców się nie osądza, trochę więcej obiecywaliśmy sobie po występie Protasiewicza i Zbigniewa Sucheckiego. Gdyby roszady taktyczne gości jednak się powiodły, to właśnie punktów tej pary mogłoby zabraknąć.
- Bark jeszcze trochę boli, ale to nie jest powód, żeby słabiej pojechać - powiedział "Suchy". - Więcej kłopotów sprawiał mi sprzęt. Muszę nad nim popracować, bo brakuje iskierki, żeby być szybkim.
"PePe", choć cieszył się ze zwycięstwa, też nie był zadowolony ze swej zdobyczy. - Lepiej jeździ mi się na obcych torach niż u siebie. Nie mogę się dopasować. Dużo trenuję, ale nic z tego nie wynika. Gdybym wiedział, w czym problem, już bym to zmienił - skwitował.
Do następnego meczu jednak sporo czasu i oby było tylko lepiej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?