Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czworonogi tu się leczą, a ludzie są skłóceni

Dorota Nyk
Urzędnicy zapewniają, że na Morcinka zostaje 1,5 metra dla pieszych. Ale nawet ślepy zobaczy, że to bzdura.
Urzędnicy zapewniają, że na Morcinka zostaje 1,5 metra dla pieszych. Ale nawet ślepy zobaczy, że to bzdura. fot. Dorota Nyk
Mieszkańcy bloku przy ul. Wojska Polskiego 17 od miesięcy skarżą się w urzędzie miasta i Zakładzie Gospodarki Mieszkaniowej. - Pobliska przychodnia dla zwierząt nie daje nam żyć - zapewniają. Urzędnicy nie reagują.

Mieszkańcy mają problem od 1995 roku, od czasu gdy w budynku obok rozpoczęła działalność przychodnia. Okazało się, że ma ona wielkie powodzenie u pacjentów, przyjeżdża do niej leczyć pupili mnóstwo głogowian. Niestety, teren wokół nie jest do tego przygotowany.

Skargi bez efektu

Właścicielka od strony ul. Wojska Polskiego zbudowała mały parking dla swoich klientów. Ale wielu z nich parkuje auta także w innych miejscach. - Blokują chodnik przy ul. Morcinka, wjeżdżają na trawnik, który jest już całkowicie zniszczony - opowiadają ludzie. - Zwierzęta nie mają się gdzie załatwić i robią to właśnie pod naszymi oknami.

Kilka osób było na skardze w ZGM. Prosiło o postawienie słupków uniemożliwiających wjazd na trawnik oraz tabliczek zakazujących wprowadzania zwierząt. - Już trzeci dyrektor w naszej sprawie nic nie robi - krytykują.

Ludzie byli też u prezydenta Leszka Szulca. Dostarczyli mu nawet zdjęcia, na których widać zastawiony samochodami trawnik. Bez efektu. W maju przyszło pismo z urzędu - uważają tam, że nic złego się nie dzieje, a na ul. Morcinka tak zostały wyznaczone miejsca postoju aut, że dla pieszych zostaje jeszcze półtora metra.

Byliśmy tam wczoraj. W rzeczywistości samochody pacjentów stają tak, że całkowicie blokują przejście dla pieszych. Nikt z urzędników chyba tam nie był!

Ona nic nie wie

Urzędnicy poinformowali też, że właścicielka przychodni samowolnie wybudowała wjazd na zaplecze budynku i będzie musiała go natychmiast usunąć. To pisali w maju, a wjazd nadal jest.

- Ta pani dostała od nas nakaz. Jeszcze dziś pojedziemy tam na inspekcję - groźnie zapewnił naczelnik wydziału promocji miasta Krzysztof Sadowski.

Ale właścicielka przychodni powiedziała nam, że żadnego nakazu na oczy nie widziała. Pierwszy raz od nas usłyszała o tym, że miałaby rozebrać wjazd na zaplecze budynku.

- Faktycznie jest kilka osób, które piszą na mnie skargi - powiedziała. - Nigdy do mnie osobiście nie przyszli. Agitują ludzi pod moją przychodnią, żeby do mnie nie przychodzili leczyć zwierząt. Pół roku temu ktoś zakręcił mi wodę i musiałam zbudować osobne przyłącze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska