Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy dla ratowania stołka marszałek złamał prawo?

Redakcja
W konkursie pieniędzy nie dostał zielonogórski magistrat, który chciał 10,5 mln. zł. na remont ul. Sulechowskiej.
W konkursie pieniędzy nie dostał zielonogórski magistrat, który chciał 10,5 mln. zł. na remont ul. Sulechowskiej. fot. Mariusz Kapała
Podczas oceny wniosków, które wpłynęły na konkurs o unijne pieniądze wyłączono kamery, a umowy były gotowe jeszcze przed ogłoszeniem wyników.

JAK DZIELONO PIENIĄDZE

JAK DZIELONO PIENIĄDZE

W konkursie pieniędzy nie dostał zielonogórski magistrat, który chciał 10,5 mln. zł. na remont ul. Sulechowskiej. Eksperci dali mu aż 111 punktów, a miliony zainkasowały samorządy, które Zielona Góra w konkursie wręcz zdeklasowała. I tak np.: powiat zielonogórski dostał 6,6 mln zł (76 punktów) a powiat sulęciński - 6,1 mln zł (87,5 punktów).

W zamian za pośpiech były marszałek lubuski Krzysztof Szymański miał obiecać urzędnikom premie. Czy to była cena za uratowanie przez niego stanowiska?

Konkurs na dofinansowanie remontów dróg regionalnych w sierpniu przeprowadził Urząd Marszałkowski w Zielonej Górze. To on zarządza funduszami z Brukseli. Urzędnicy mówili wtedy o "czarnym tygodniu", bo procedury, które trwają miesiące załatwiono w tydzień. - Byłemu marszałkowi z nieznanych przyczyn zależało na szybkim załatwieniu sprawy. - mówi jeden z pracowników UM.

Poparcie za pieniądze z Unii?
Po ogłoszeniu wyników konkursu pojawiały się oskarżenia, że jego rozstrzygnięcie to "korupcja polityczna". Ówczesny marszałek Krzysztof Szymański miał rozdzielając unijne pieniądze walczyć o utrzymanie stanowiska. O co chodzi? Platforma Obywatelska, od której były marszałek otrzymał nominacje na stanowisko, od roku próbowała usunąć go z fotela. Marszałek bronił się próbując zdobyć poparcie "partyjnych dołów". Wabikiem miały być właśnie pieniądze z Brukseli. Przyjrzeliśmy się okolicznościom konkursu. Okazuje się, że były już zarząd województwa rozstrzygnął go 12 sierpnia, czyli dzień po przerwanej sesji, na której radni sejmiku mieli odwołać Szymańskiego. Natomiast umowy z gminami, które dostały dofinansowanie podpisano dwa dni przed dokończeniem sesji, na której marszałka ostatecznie odwołano.

Kamera krępowała ekspertów

Nowy zarząd sprawdził konkurs. Okazało się, że doszło do wielokrotnego złamania procedur. Najważniejsze uchybienie to wyłączenie kamery, która nagrywa moment oceniania wniosków. Wprowadzone za kadencji Szymańskiego procedury mówią jasno: oceny odbywają się w zamkniętych pomieszczeniach, eksperci, którzy ich dokonują nie mają przy sobie komórek a całość nagrywa kamera. Wszystko, żeby uniknąć podejrzeń o ustawienie konkursu. Tym razem kamerę wyłączono. - Eksperci tłumaczyli się tym, że krępowała ich pracę - mówi Arisa Jaz, dyrektor departamentu LRPO (w późniejszych konkursach kamera była już włączona).

Zdaniem Jaz również sama ocena też była nierzetelna. Punkty przyznawano, albo bez uzasadnienia, albo oceniano wnioski pozytywnie a w uzasadnieniu pisano, że są wątpliwości. Na tym nie koniec. Umowy, jakie zarząd miał podpisywać z samorządami były przygotowane zanim jeszcze zapadły ostateczne decyzje. W wewnętrznym śledztwie przeprowadzonym w UM pracownicy twierdzili, że działali na osobiste polecenie Szymańskiego, który obiecał im nawet nagrody za szybkie załatwienie formalności. Podejrzenie o możliwości przestępstwa w trakcie konkursu, nowy marszałek Marcin Jabłoński ma w tym tygodniu wysłać do prokuratury.

Zarząd proponuje anulować umowy

Jabłoński zdecydował się unieważnić konkurs. Samorządom, z którymi poprzedni marszałek podpisały umowy zaproponował ich anulowanie - Zastrzeżenia były tak duże, że istniała wręcz pewność, że kontrola z Unii Europejskiej zażądałaby zwrotu dofinansowania - mówi marszałek Jabłoński. Problem w tym, że samorządy nie chcą godzić się na rezygnacje z umów. Do tej pory zrobił to tylko starosta zielonogórski - Możliwe, że będziemy o sądowe unieważnienie umów - mówi wicemarszałek Elżbieta Polak.

Co na to Szymański? - O żadnym wyłączaniu kamer nie wiem, na pewno nie było to na moje polecenie. A pośpiech wynikał wtedy z jednej przyczyny, chcieliśmy wydawać pieniądze jak najwcześniej, żeby więcej za nie zrobić. Ceny usług budowlanych rosły wtedy w strasznym tempie. To, że kiedyś procedury trwały miesiące to żaden argument, to był inny program unijny - tłumaczy były marszałek. Szymański zaprzecza również temu, że kusił pracowników premiami - Po prostu poprosiłem, żeby zostali dłużej w pracy i powiedziałem, że dostaną za to wynagrodzenie jak za nadgodziny - wyjaśnia.

Krzysztof Kołodziejczyk
tel. 068 324 88 70
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska