Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy jest afera z mieszkaniem przy ul. Kupieckiej w Zielonej Górze?

Redakcja
- Usłyszałyśmy w administracji, że w podobnych okolicznościach sprzedano inne mieszkanie na Kupieckiej, jakieś przy ratuszu - opowiadają Agnieszka Owczarek i Maria Mrówczyńska. - A przecież tu chodzi o miejskie lokale...
- Usłyszałyśmy w administracji, że w podobnych okolicznościach sprzedano inne mieszkanie na Kupieckiej, jakieś przy ratuszu - opowiadają Agnieszka Owczarek i Maria Mrówczyńska. - A przecież tu chodzi o miejskie lokale...
Dziwne... Tak opisuje szefowa zielonogórskiej komisji rewizyjnej sprzedaż miejskiego mieszkania przy Kupieckiej. Dziwna jest cena lokalu - ok. 30 tys. zł, dziwnie szybkie tempo wykupu i jeszcze dziwniejsze okoliczności.

Prawie wszystko w tej historii budzi wątpliwości. - Cztery razy w tej sprawie zbierała się komisja rewizyjna - mówi radna Bożena Ronowicz. - I do tej pory nie mamy wyjaśnień prezydenta. Na spotkania przychodzili urzędnicy, a ich odpowiedzi nas nie satysfakcjonują.

Dla niektórych lokatorów budynku przy Kupieckiej sprawa jest prosta. - Tu doszło do działania na szkodę miasta i mieszkańców - mówi Maria Mrówczyńska. - Tyle ludzi czeka w kolejce po lokale komunalne. A to mieszkanie dostał bezdomny, który potem w nim nie mieszkał, za to nagle i szybko je wykupił...

Ulgi od radnych nie bylo

Agnieszkę Owczarek ten lokal interesował od dawna. Mieszka obok, chciała go dokupić i wyremontować. - Pomieszczenia stały puste i niszczały latami - opowiada. - Przechodniów na deptaku straszyły brudne okna...
Kiedy jednak A. Owczarek napisała do administracji i magistratu w sprawie M, dowiedziała się, że ktoś tam mieszka. Jest zameldowany, płaci czynsz. Od dawna. Lokatorzy zaczęli więc interweniować w urzędzie, że sprawa jest podejrzana... Bo nikogo takiego na klatce schodowej nie widzieli... - Dopiero potem ten pan przychodził pod "szóstkę" - opowiadają.

Gdy sprawa zrobiła się głośna, do urzędu nagle wpłynął wniosek o wykup mieszkania. Sprawa trafiła do rady, bo przy sprzedaży miejskich lokali jest zniżka i decyduje o niej samorząd. Tu radnym jednak zadrżała ręka... - Nie podjęliśmy uchwały w tej sprawie, rada poprosiła prezydenta o wyjaśniania - przypomina B. Ronowicz.

Nie dostała ich. Mieszkanie sprzedano bez udziału radnych. Decyzję podjął prezydent. - Radni nie uczestniczyli w tej procedurze, bo najemca zrezygnował z bonifikaty - mówi radny Kazimierz Łatwiński. - Jednak już wtedy była uchwała rady, która zabraniała sprzedaży miejskich lokali przez siedem lat od ich otrzymania. A tutaj minęły dwa lata.

- Do tego jeszcze lokal kosztował ok. 30 tys. zł. W centrum miasta. Na pierwszym piętrze. Wyjątkowo korzystna cena - komentuje B. Ronowicz.

Czyżby mieszkanie sprzedano niezgodnie z przepisami? Jak zapewnia szef prezydenckiego gabinetu Tomasz Nesterowicz, wszystko odbyło się zgodnie z prawem. - Cenę z gruntem ustalono na 72 tys. zł, ale z racji, że lokal jest w zabytkowym budynku, wpłata jest pomniejszana o połowę - tłumaczy. - Uchwała o siedmiu latach została przyjęta w kwietniu, ale weszła w życie w lipcu. Mieszkanie do sprzedaży zaoferowano w czerwcu.

Skoro były uwagi i wątpliwości mieszkańców, dlaczego nie zaczekano do lipca. Na uchwałę o siedmioletnim oczekiwaniu na wykup... - A dlaczego mielibyśmy działać na szkodę mieszkańca? - odpowiada T. Nesterowicz. - Złożył wniosek, miał prawo wykupić lokal.

Czy to mieszkanie dla sąsiada?

Lokator zdążył w ostatniej chwili, a nawet po niej. Umowę notarialną podpisano bowiem 24 września, już dawno po wejściu w życie ograniczających przepisów. Osób, którym udało się wykupić mieszkanie chociaż nowe przepisy by już im na to nie pozwoliły, jest w mieście 14. Wszystkie sprawy urzędnicy tłumaczą złożeniem oferty jeszcze przed lipcem.

O co w ogóle taki szum? Po co jakieś ograniczające uchwały? Może dlatego że w kolejce do miejskich lokali są setki osób i zwykle czeka się na nie sześć, siedem lat. Mieszkań wcale też nie przybywa. - Osoba, która otrzymuje od miasta lokal, powinna mieć niskie dochody - przypomina B. Ronowicz. I pyta: - Jakim cudem więc potem taka osoba ma pieniądze, by szybko wykupić mieszkanie.

Lokator z Kupieckiej był rzekomo przed otrzymaniem lokalu bezdomny, biedny. A kupił mieszkanie nawet bez bonifikaty. - Na spotkaniu z urzędnikami usłyszeliśmy, że przecież można nagle się wzbogacić - opowiada B. Ronowicz. - Jak w amerykańskim śnie o pucybucie...

Mieszkańcy kamienicy mają swoje podejrzenia, skąd to nagłe wzbogacenie. - Klucze do tego mieszania ma osoba, która jest właścicielem lokalu usługowego w naszym budynku - mówi A. Owczarek. - To on, gdy zaczął się szum na temat tego mieszkania, zawieszał tam firanki...

To może świadczyć o tym, że bezdomny był tylko podstawiony, a kupiec lokalu jest inny. - W administracji usłyszeliśmy, że czemu my się dziwmy... Przecież tak się robi... - denerwuje się M. Mrówczyńska. - Że tak kupiono mieszkanie na górze Kupieckiej, tak załatwiono lokal gdzieś przy ratuszu... To jakaś afera jest. Przecież tu chodzi o miejskie mieszkania.

Komisja rewizyjna na razie żadnej decyzji w sprawie lokalu przy Kupieckiej nie podjęła. T. Nesterowicz mówi, że przecież zawsze można zawiadomić prokuraturę, jak ktoś ma jakieś podejrzenia. W papierach w urzędzie na pewno wszystko jest porządku...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska