Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy mamy żałować wejścia gigantów do naszego regionu?

(mt, pif, tr, zeb)
Tak przyjmowaliśmy inwestorów (zdjęcie z Magazynu „GL” z listopada 2006): prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz instruuje wiceprezesa Funai Yoshio Nakajimę, jak pokroić tort śmietanowy z napisem „Funai” (fot. Tomasz Gawałkiewicz)
Tak przyjmowaliśmy inwestorów (zdjęcie z Magazynu „GL” z listopada 2006): prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz instruuje wiceprezesa Funai Yoshio Nakajimę, jak pokroić tort śmietanowy z napisem „Funai” (fot. Tomasz Gawałkiewicz)
Dwóch pracowników zostanie wkrótce w brytyjskiej firmie BriVictory, która miała zatrudniać w Gorzowie 2 tys. osób. Zamiast 1 tys. niemiecki koncern Würth zatrudnia w Żaganiu 100 osób, a japoński Funai w Nowej Soli - 90.

Przeczytaj też: Zielona Góra: Inwestorów nie było. I nie ma

Dwa lata temu Gorzów ogłaszał wejście BriVictory jako gigantyczny sukces. Do miasta zjeżdżali menedżerowie z Azji. Na konferencjach prasowych wspólnie z prezydentem Tadeuszem Jędrzejczakiem zapowiadali inwestycję za 56 mln zł, która przyniesie niemal 2 tys. miejsc pracy i technologiczny skok. BriVictory miał produkować matryce i moduły LCD. Do jesieni ub. roku dostał 11 mln zł rządowej dotacji.

Fabryka nigdy nie osiągnęła ani zapowiadanego poziomu inwestycji, ani tym bardziej zatrudnienia. Na domiar złego, wkrótce zostaną zwolnione 44 osoby, po czym w firmie pozostanie jedynie... dwóch pracowników. Powiedzmy od razu: koncern ma do tego prawo.

Jak wynika z umowy z Kostrzyńsko-Słubicką Specjalną Strefą Ekonomiczną, BriVictory ma ulgi podatkowe do 2020 r., a deklarowany poziom inwestycji i zatrudnienia musi osiągnąć do końca 2014 r. Potem 1.978 etatów musi utrzymać do 2019 r. Dopiero za niedotrzymanie tych warunków można od spółki domagać się zwrotu publicznego wsparcia.

Agnieszka Czarnecka, menedżer z BriVictory, tłumaczy, że obecne kłopoty to wynik spowolnienia gospodarczego na świecie. - Radykalnie spadły nasze zamówienia - podkreśla.

Przeczytaj też: Świebodzin. Gmina chce ściągnąć inwestorów

O kryzysie mówi też znany gorzowski przedsiębiorca budowlany Władysław Komarnicki. - Przez ostatnie miesiące straciliśmy cztery kontrakty, bo firmy wycofują się ze swoich planów inwestycyjnych. To będzie ciężki rok - uważa.

Gdy jesienią 2006 japoński gigant w branży wysokich technologii - koncern Funai zdecydował się rozpocząć w Nowej Soli produkcję płaskoekranowych telewizorów, w mieście zapanował entuzjazm. W ciągu czterech lat Azjaci mieli utworzyć minimum 450 miejsc pracy, ale po cichu mówiło się też, że gdyby Funai zdecydował się rozpocząć tu produkcję odtwarzaczy DVD, zatrudnienie mogłoby się nawet podwoić. - Chcemy być największym pracodawcą w regionie - deklarował Yoshio Nakajima, wiceprezes Funai, obiecując zatrudnienie nawet 1 tys. osób. Japończyków podejmowały nie tylko władze miasta, ale też wojewoda, na rautach przygrywano im Chopina.

- Tak, to prawda, był entuzjazm, ale duży wpływ na ich decyzje miała informacja, że sieć marketów Wal-Mart, główny odbiorca produktów Funai w USA, planuje wejść na rynki Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski. Tak się nie stało, stąd zatrudnienie w nowosolskim zakładzie nigdy nie osiągnęło zapowiadanego pułapu - mówi dziś prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz.

Przeczytaj też: Lubuskie inwestycje w 2012 roku

Trzy lata temu w fabryce pracowało rekordowe 255 osób, ale już wtedy mówiło się, że recesja w branży wymusi zwolnienia. W połowie ub. roku zakład zatrudniał tylko 170 pracowników. Zła sytuacja na rynkach eksportowych zmusiła koncern do kolejnych cięć: załoga została zmniejszona do ok. 90 osób. Funai otrzymywał z budżetu państwa finansowe wsparcie, dzięki któremu miał tworzyć i utrzymywać miejsca pracy. W związku z niewywiązaniem się z umowy będzie musiał oddać ponad 3,5 mln zł. W ub. roku Wal-Mart ponownie zapowiedział chęć wejścia na środkowoeuropejskie rynki. - Tak, czytałem o tym. Gdyby tak się stało, sytuacja Funai i u nas mogłaby ulec poprawie - stwierdza Tyszkiewicz.

W listopadzie 2006 burmistrz Żagania Sławomir Kowal uroczyście wmurował kamień węgielny pod budowę hali produkcyjnej Dringenberg Polska - spółki córki wielkiego koncernu Würth. W jego zakładach miało znaleźć zatrudnienie 1 tys. osób. Inwestor zajął całą, liczącą 43 ha strefę przemysłową przy ul. Chrobrego. Ulica biegnąca do strefy została nazwana imieniem Reinholda Würtha. Gdy kilka lat temu założyciel koncernu przyjechał z wizytą do Żagania, bardzo się z tego ucieszył. - Jeśli chodzi o inwestycje, to są jak drzewo. Trudno oczekiwać stuletniego dębu, gdy trzy lata temu posadziło się żołądź - mówił.

Przeczytaj też: Nowy Kisielin. Będzie praca w parku technologicznym

Miasto za sprzedaną działkę dostało 450 tys. zł, za to musiało włożyć 1 mln zł w uzbrojenie terenu. Za kolejny 1 mln wybudowało drogę łączącą zakład z rondem przy ul. Żarskiej. Dotychczas powstała jednak tylko jedna hala produkcyjna, w której zatrudnienie znalazło do dziś 100 osób (obecnie znów szuka fachowców do pracy).

Czy żałować wejścia gigantów do naszego regionu? Tyszkiewicz mówi, że nie. - Obiecywaliśmy sobie więcej, ale po pierwsze każde miejsce pracy jest dziś cenne, a po drugie Japończycy w biznesie są traktowani jak raki w przyrodzie: wchodzą tylko tam, gdzie woda jest czysta. To pozytywna rekomendacja dla Nowej Soli. Nie ma więc co się obrażać, tylko czekać, aż kryzys minie - uważa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska