- Nie wiem, co zrobimy. Nie stać nas na wynajęcie mieszkania za 1 tys. zł miesięcznie. Zresztą mało kto chce ludzi z dziećmi - mówi Maciej Grzeszkowiak. Z żoną Anną i dziećmi: czteroletnią Marysią, dwuipółletnim Łukaszem i trzymiesięcznym Mateuszem od pięciu lat mieszka w hotelu szpitalnym przy ul. Dowgielewiczowej. Kilka dni temu dowiedzieli się, że do końca marca mają się wyprowadzić. Podobnie jak inni. Tylko nikt im nie powiedział gdzie.
Ostatnia deska ratunku
Hotel przy ul. Dowgielewiczowej to trzy baraki. Sprawiają żałosne wrażenie. Nieszczelne drzwi wejściowe, szare korytarze, z nich wejścia do wspólnych toalet i pralni. Witold Strzemieczny mieszka tu od 2003 r. Ściany jego pokoju ozdabiają haftowane obrazy. - Wyszedłem z bezdomności, ze schroniska Brata Alberta, a teraz znów mi tam każą wrócić... - mówi starszy mężczyzna. Tak mu poradzili w wydziale spraw społecznych, kiedy poszedł po pomoc. - Już lepiej trafić pod most, niż znów na Strażacką (do noclegowni Brata Alberta - red.) - dodaje jego kolega Ryszard Orłowski, mieszkaniec hotelu od 2003 r. Obaj są załamani.
- Płacimy po 230 zł miesięcznie. Nie mamy się gdzie podziać, bo nikt nam pokoju nie wynajmie
- mówią. Ten pierwszy czeka na mieszkanie socjalne i ma szanse na nie za około... dziewięć lat. Drugi nawet na to nie ma nadziei, bo jest na stałe zameldowany w Dobiegniewie.
Na mieszkanie socjalne czekają też Grzeszkowiakowie. - Co roku składamy papiery, ale nas odsyłają - mówi pan Maciej.
Tylko do rozbiórki
Dyrektor techniczny gorzowskiego szpitala Tadeusz Karwasz tłumaczy, że baraki musi zamknąć na polecenie sanepidu. - Nadają się tylko do rozbiórki - mówi. Przyznaje, że sytuacja jest trudna. - Naszym pracownikom zapewnimy mieszkanie w hotelu przy ul. Dekerta, ale pozostali, kilkadziesiąt osób, muszą sobie radzić sami - mówi. A co jeśli lokatorzy nie zachcą się wyprowadzić? - Na pewno nie poślemy policji - zapewnia dyrekcja.
Bezradne jest miasto. - Nie ma żadnych dodatkowych mieszkań. W kolejce czeka ponad 600 rodzin. Gdybyśmy ludzi z ul. Dowgielewiczowej potraktowali ulgowo, pozostali nie daliby nam żyć - obawia się wiceprezydent Zofia Bednarz. Jedyne, co proponuje mieszkańcom likwidowanych baraków, jest wynajęcie pokoju w części hotelowej Metalowca. - Ależ nas na to nie stać, tam się płaci ponad 50 zł za dobę! - mówią chórem ludzie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?