Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy sąd skaże byłych prezydentów?

Redakcja
Werdykt sądu usłyszą były prezydent miasta Zygmunt L. i jego zastępca Andrzej J. Grozi im rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata.
Werdykt sądu usłyszą były prezydent miasta Zygmunt L. i jego zastępca Andrzej J. Grozi im rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata.
Jutro zapadnie wyrok w trwającym cztery lata procesie w sprawie zielonogórskiej Aquareny.

Werdykt sądu usłyszą były prezydent miasta Zygmunt L. i jego zastępca Andrzej J. Grozi im rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata.

W jednej z najdłuższych spraw sądowych w historii Zielonej Góry zeznawało kilkunastu świadków m.in. byli i obecni radni. Aquarena to przykład bezsilności zielonogórskiej władzy. Spółkę, która miała wybudować kompleks basenów założyło miasto wspólnie z miejscowym biznesmenem Leszkiem Jarząbkiem. Miasto wniosło do Aquareny aport - 5 ha gruntów przy ul. Urszuli. Basenu do dziś nie ma, a spółka trafiła do sądu.

Prokuratura oskarża byłego prezydenta Zygmunta L. i jego zastępcę Andrzeja J. o przekroczenie uprawnień. Chodzi o wykreślenie ze statutu spółki zapisu o powrocie ziemi do miasta w przypadku nie rozpoczęcia budowy basenu. W 2000 roku zapis był, dwa lata później radni uchylili ten punkt.

Zdaniem prokuratora, radni podejmując decyzję zostali wprowadzeni w błąd przez prezydentów. Prokuratura oskarża byłych luminarzy i żąda roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, grzywnę 10 tys. zł. oraz zakaz zajmowania stanowisk w administracji samorządowej przez pięć lat.

Miasto posiedziało w spółce

W sprawie zeznawał nawet obecny prezydenta Janusz Kubicki, który tłumaczył przed sądem, że niewiele wie na temat sprawy, bo zaczęła się dużo wcześniej zanim został prezydentem. Mimo wszystko sędziego Lesława Lisa ciekawiło m.in. to czy miasto prowadziło negocjacje z L. Jarząbkiem w sprawie rozwiązania spółki.

- Formalnych negocjacji nie było, ale spotykałem się z Jarząbkiem kilkadziesiąt razy, żeby w końcu rozwiązać ta sprawę. Uzgodniliśmy z radnymi, że w budżecie zapiszemy 3,5 mln zł na wykup gruntu od pana Jarząbka a w zamian, za 1,8 mln zł sprzedamy mu udziały w spółce. - zeznawał Kubicki. Sędzia Lis nie mógł uwierzyć: - Czy to oznacza, że odzyskanie gruntu kosztowałaby 1,7 mln zł? Miasto weszło do spółki, posiedziało tam, a teraz ma wykupić grunt - dopytywał sędzia.

Zapis był martwy

Podczas mów końcowych prokurator twierdził, że obowiązkiem prezydentów było zagwarantowanie powrotu ziemi do miasta albo powiadomienie radnych o konsekwencjach tych decyzji. - Wtedy być może do podjęcia uchwały by nie doszło. Odnosi się wrażenie, że reprezentowali interesy raczej Jarząbków niż miasta. Skreślili zapis nie proponując w zamian żadnego innego. - mówiła prokurator Izabela Wierzchołowska-Łobińska. Zygmunt L. się bronił - Ten zapis i tak był martwy, nie można było z niego skorzystać, bo był niezgodny z prawem - argumentował.

Werdykt miał zapaść już w lipcu. Wtedy na sądowym korytarzu roiło się od przedstawicieli mediów. Ale sąd zaskoczył wszystkich. Uznał, że trzeba uzupełnić dowody i wznowił proces. Oskarżeni byli wściekli. Przed tygodniem, na ostatniej rozprawie sąd uprzedził oskarżonych, że bierze pod uwagę zmianę kwalifikacji czynów. - Być może gdzieś popełniłem błąd, ale tego błędu dziś nie dostrzegam, może za bardzo trzymałem się przepisów - mówił wtedy Zygmunt L.

Krzysztof Kołodziejczyk
0 68 324 88 70
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska