Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy tej śmierci winny jest areszt?

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
Fatalny dzień w zielonogórskim areszcie odtwarzany jest minuta po minucie
Fatalny dzień w zielonogórskim areszcie odtwarzany jest minuta po minucie Dariusz Brożek
Czy śmierć 36-letniego alkoholika ma coś wspólnego z jego pobytem w areszcie? - Wyjaśniamy sprawę - mówił wczoraj prokurator.

Najpierw historia z anonimu, która brzmi jak scenariusz kolejnego więziennego filmu. Jest zatem osadzony, który podczas ciszy nocnej zachowuje się, delikatnie mówiąc, głośno. Jest poirytowany dowódca zmiany, który każe uspokoić delikwenta. Są wreszcie nadgorliwi podwładni, którzy wykonują polecenie i zabierają awanturującego się najpierw do łaźni, później na tzw. tylną klatkę. To też jak w filmie - w tych dwóch miejscach nie ma kamer monitoringu.

Osadzony wraca, już uspokojony, po trzech godzinach. 12 godzin później ma konwulsje i traci przytomność, a po następnych kilkunastu godzinach, już w szpitalu, umiera. Zgodnie z tą opowieścią o całej sprawie, wstrząśnięta stanem pacjenta, lekarka pogotowia ratunkowego zawiadamia policję. Później miały być pracowite gmatwanie śledztwa, próba zamiecenia wszystkiego pod dywan, machlojki z zapisem monitoringu... Czy to możliwe?

- Rzeczywiście w naszej prokuraturze prowadzone jest śledztwo w sprawie tego zgonu - przyznaje Grzegorz Szklarz z prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze. Po chwili dodaje, że śledztwo jest skomplikowane, gdyż trudno jest ustalić fakty, a w szczegóły nie można brnąć ze względu na dobro postępowania. Jedno jest pewne. Między rzekomym zdarzeniem, a śmiercią Dariusza S. nie minęły godziny, ale... 20 dni.

To przecież człowiek chory

W zielonogórskim areszcie o sprawie mówią, że z tą śmiercią nie mają nic, a najwyżej niewiele, wspólnego. 4 marca 36-latek trafił na ul. Łużycką po raz kolejny. I znów za przysłowiowy drobiazg. Nieobyczajne zachowanie po spożyciu alkoholu. Z reguły były to hałasy na klatce schodowej lub załatwianie potrzeb fizjologicznych w miejscu niekoniecznie do tego przeznaczonym. Mężczyzna - cytując więzienników - nie został nawet skomisjonowany, czyli nie została mu przyznana kategoria.

- Miał typowy zespół odstawienny, zachowywał się głośno, ale my do tego jesteśmy przyzwyczajeni, zawsze mamy kilku takich osadzonych, którzy zachowują się w sposób przedziwny - mówi dyrektor aresztu Dariusz Rączkowski. - Siły fizycznej nie używaliśmy, to przecież człowiek chory. Natomiast został zaopatrzony przez psychiatrę. Na drugi dzień lekarz próbował ratować go kroplówką, ale niewiele to dawało i stąd wezwaliśmy pogotowie ratunkowe.

Działo się to 6 marca. Dzień później sąd orzekł, na wniosek aresztu, przerwę w odbywaniu kary. Dariusz S. umiera w szpitalu 27 marca. Ponieważ karę ma zawieszoną, jest człowiekiem wolnym, a areszt nie ma z tym nic, prawie nic, wspólnego. Tak czy inaczej postępowanie w tej sprawie prowadzą także władze więziennictwa.

Gdzie jest prawda? Pytamy nieoficjalnie jednego z funkcjonariuszy służby więziennej z zielonogórskiego aresztu. Przyznaje, że za przełożonym nie przepada, ale historia z anonimu jest manipulacją.

- My nawet wiemy, kto te listy pisze - zapewnia. - Pewien kolega uważał, że na awans zasłużył, stołek i podwyżkę dostał inny kolega. Ten pierwszy się wściekł. Samo życie. A co do tego deliryka...? Naprawdę jesteśmy do nich tak przyzwyczajeni, że nawet nikomu nie chciałoby się denerwować.

Więziennicza centrala zabezpieczyła dyski z monitoringu. Fatalny dzień w zielonogórskim areszcie odtwarzany jest minuta po minucie, a prokuratorzy czekają na każdą informację dotyczącą tej sprawy. I nie chcą ferować opinii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska