Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy w Gorzowie są problemy z dodzwonieniem się na numer alarmowy?

Tomasz Rusek 95 722 57 72 [email protected]
Wczoraj dyżur w gorzowskiej komendzie pełnił Paweł Morawiak. - Dziennie odbieramy po 600, 700 zgłoszeń. Wiele telefonów to głuche połączenia. To najgorsze, co może być, bo nie wiemy, czy to żart, czy ktoś właśnie zasłabł. Często więc oddzwaniamy - mówi policjant
Wczoraj dyżur w gorzowskiej komendzie pełnił Paweł Morawiak. - Dziennie odbieramy po 600, 700 zgłoszeń. Wiele telefonów to głuche połączenia. To najgorsze, co może być, bo nie wiemy, czy to żart, czy ktoś właśnie zasłabł. Często więc oddzwaniamy - mówi policjant fot. Kazimierz Ligocki
Pan Jan z Gorzowa przyznaje, że telefonował z drobnostką. Raz, drugi, trzeci, piąty, siódmy... - Ale po 20 minutach ciągłych prób pomyślałem: kurczę, a gdyby chodziło o ludzkie życie?! - mówi zdziwiony Czytelnik.

JAK JEST GDZIE INDZIEJ

JAK JEST GDZIE INDZIEJ

Poza jednostką gorzowską, sprawdziliśmy też policyjne numery alarmowe w innych miastach.
Natychmiast odebrane zostały telefony w Słubicach i w Zielonej Górze. W Międzyrzeczu numer alarmowy też działa bez zarzutu. Po kilku sekundach telefon odbiera asp. sztab. Leszek Cichoń. W ciągu doby ma od 100 do 150 połączeń na ten numer. W większości to żarty tzw. bezkartkowców, jak policjanci nazywają osoby dzwoniące z telefonów komórkowych bez kart. Mówią ,,dzień dobry'' i przerywają rozmowę. Zdarzają się połączenia z ościennych powiatów. Przede wszystkim z miejscowości leżących na lubusko-wielkopolskim pograniczu, ale także z... Przysuchy pod Łodzią.
(dab)

Była 12.00, kiedy pług odśnieżający ul. Sikorskiego przejechał takim pędem, że śnieg strzelił na metr w górę i ochlapał Czytelnika. - Na pewno gnał powyżej 50 na godzinę. Postanowiłem więc zadzwonić na policję i ostrzec, że ktoś taki śmiga po centrum. Gdyby dziecko dostało tą breją, jak nic by się wywróciło - tłumaczy mężczyzna.

Z automatu przy ul. Garbary wykręcił numer 997. Miał wolny sygnał, ale nikt nie odbierał. - Czekałem z minutę. I nic. Po chwili więc znowu wbiłem 997. I tak z pięć razy. Bez skutku. Nikt nie podnosił słuchawki - mówi pan Jan. Spróbował na 112. Natychmiast zgłosił się strażak. Przełączył dzwoniącego na policję, ale cały czas nie było połączenia. - Pomyślałem, że może aparat jest zepsuty i przeszedłem na drugą stronę ulicy, do drugiego telefonu. Stamtąd znowu kręciłem na 997. Bez efektu, bo nikt nie odbierał - mówi gorzowianin. Wybrał więc znowu 112 i natychmiast usłyszał strażaka. Ten połączył go z linią policyjną, ale tam wciąż nikt nie odbierał.

W sumie jego próby trwały około 20 minut! To wtedy pomyślał sobie: to dobrze, że nie dzwoni w sprawie życia i śmierci. - Bo wtedy chyba doszłoby do tragedii - dodaje.
Sprawdziliśmy ten sygnał. Sławomir Konieczny z wydziału prasowego lubuskiej policji: - Tego dnia od 12.00 do 12.20 dyżurny z zastępcą mieli 7,5 minuty rozmów z obywatelami, 29 połączeń przez radiostację z patrolami, a także przyjęli człowieka, który przyszedł na komendę ze swoją sprawą. Co do sygnału wolnej linii: taki jest u nas zawsze, nawet gdy akurat dyżurny ma kogoś na łączach - tłumaczy policjant. Zapewnia jeszcze: - Każde zgłoszenie jest dla komendy ważne.

O sprawie wie komendant miejski Jarosław Sawicki. - Dwuosobowa obsada na co dzień jest wystarczająca. Ale czasami zdarzają się takie ,,kumulacje''. Nie jesteśmy w stanie ich przewidzieć, a na zatrudnienie dodatkowych osób nie ma szans. Pozostaje mi przeprosić za podobne sytuacje i jednocześnie zaapelować do mieszkańców o telefonowanie do nas w naprawdę pilnych sprawach. Bo cały czas jest wiele głupich kawałów, które zwyczajnie blokują linie. Głównie z automatów... - dodaje Sawicki.

A co robić, gdy mamy właśnie pilną sprawę, a policja nie odbiera? Możemy wtedy zgłosić np. wypadek straży pożarnej (998) albo pogotowiu (999). - Tamtejsi operatorzy specjalnymi łączami dadzą nam znać, że dzieje się coś złego - zapewnia komendant.

Tymczasem nasze fora internetowe na www.gazetalubuska.pl pełne są historii z głuchym telefonem alarmowym w tle. W listopadzie opisaliśmy sprawę z Zielonej Góry. Pan Leszek zauważył mężczyznę padającego na ziemię. Policja odebrała 112 po długich 3 minutach. - Ale miałem już podobne sytuacje, gdy bez skutku dzwoniłem - opowiadał. Inernauci dodawali swoje spostrzeżenia. Viola z Gorzowa napisała: -
Parę dni temu miałam podobny problem z numerem alarmowym. Kilka razy dzwoniłam na nr 112, następnie na 997 sytuacja była identyczna, nikt nie odbierał połączenia. W sumie przy telefonie czekałam około 10 minut. Kucyk: - Jak dzwoniłem z komórki na 112, kiedy na moich oczach umierał mi tata, to na połączenie czekałem ponad 5 minut. Wybiegłem na korytarz i krzyczałem pomocy. Dopiero sąsiadka z numeru stacjonarnego połączyła się na numer 999 bezpośredni, tam słuchawkę odebrano od razu.

Ale już Lucy napisała: - Prawda jest, że ciężko dodzwonić się na alarmowy 112, ale w głównej mierze jest to wina samych dzwoniących, wykorzystujących ten numer niezgodnie z przeznaczeniem. Bo na ten numer dzwoni nie tylko potrzebujący pomocy, ale też ten, komu się rura zatkała, sąsiadki, które wyzwały się od starych k..., i wreszcie ci, którym pies sąsiadów narobił na wycieraczkę. A wszyscy uważają, że są najważniejsi i policja się powinna tym zająć(...). Wiec czasem, gdy wykręcimy 112, pomyślmy, czy nie lepiej wezwać pogotowia energetycznego czy gazowego, które będzie w danej chwili bardziej kompetentne, a przy okazji komuś uratujemy życie, nie blokując linii - napisała internautka.

Wczoraj - dla sprawdzenia - o 10.43 zatelefonowaliśmy na numer 997. Dyżurny gorzowskiej komendy odebrał po... sekundzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska