W pośredniakach już teraz ostrzegają, że wkrótce liczba bezrobotnych w regionie może wzrosnąć o kilka tysięcy. Informacje o planowanych zwolnieniach przekazał nam zaniepokojony Czytelnik. - Chcą zwolnić 300 osób. Bo dyrekcja zakładu Tabor Szynowy oddział w Zielonej Górze zamierza przenieść produkcję wagonów do siedziby spółki w Opolu - usłyszeliśmy. Byliśmy w zakładzie. Tuż po godz. 14.00 w piątek spotkaliśmy grupę kilkunastu wychodzących pracowników. Od jednego z nich usłyszeliśmy: - W lipcu wypowiedzenia ma dostać grupa 150 osób, a we wrześniu pozostali.
Takich opinii usłyszeliśmy kilka. Byliśmy w sekretariacie firmy. Niestety nikogo z kierownictwa nie zastaliśmy. Szef miejscowych związkowców Józef Konieczny powiedział nam, że wprawdzie zielonogórski oddział boryka się z brakiem zleceń, ale ostatecznej decyzji, w sprawie zwolnień jeszcze nie podjęto. - Kierownictwo firmy szuka nowych zleceń - dodał nasz rozmówca.
Wczoraj po raz kolejny próbowaliśmy skontaktować się z kierownictwem spółki. Wykonaliśmy dziesiątki telefonów. Zarówno w Opolu, jak też Zielonej Górze najpierw nas zbywano, proponując, byśmy zadzwonili później, bo szefowie mają naradę. Ostatecznie powiedziano nam, że nikt nie będzie się wypowiadał ani komentował informacji o zwolnieniach. Przypomnijmy, że spółka akcyjna Tabor Szynowy w Opolu przejęła upadający Zastal Wagony przed ponad 10 laty. Zgodnie z przepisami firma ma 30 dni na poinformowanie urzędu pracy o zwolnieniach grupowych. Jako, że w PUP w Zielonej Górze o zwolnieniach w byłym Zastalu nic nie wiedzą, ewentualne wypowiedzenia mogą być wręczone najwcześniej w sierpniu.
W urzędach pracy, chociażby w Zielonej Górze czy Świebodzinie dowiedzieliśmy się, że kłopoty mają też inne firmy. To oznacza, że po wakacjach, kiedy tradycyjnie kończą się prace sezonowe, bezrobocie może wzrosnąć nawet o kilka tysięcy osób. Eugeniusz Rudolf z Zielonej Góry jeszcze niedawno pracował w firmie remontującej drogi, jeździł walcem i ciągnikiem. Jednak został zwolniony i szuka pracy: - Dostałem skierowanie na stanowisko szwacza. Ale jako szwacz pracowałem ponad 10 lat temu. Stąd w firmie podbili mi pieczątkę, że się nie nadaję na to stanowisko. Dziś przyszedłem po kolejne skierowanie.
Marcin w czerwcu skończył szkołę jako księgowy. - Ale nikt mnie nie chce przyjąć. Wszyscy żądają, bym miał doświadczenie. Ale jak mam je zdobyć? - pyta Marcin. Małgorzata Kordoń, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Zielonej Górze tłumaczy: - Wprawdzie już tradycyjnie od wiosny spadała liczba bezrobotnych, ale o ile np. w poprzednim roku w czerwcu w porównaniu z majem spadła o ponad 2,4 tys. osób, to w tym roku tylko o 856 osób. Niepokoi także malejąca liczba ofert pracy.
Według rzeczniczki oznacza to, że przedsiębiorcy nie przyjmują nowych pracowników. Podobne wnioski słyszymy od Ireny Radziusz, dyrektor zielonogórskiego pośrednika. Teraz w tym urzędzie jest ponad 350 propozycji pracy. Najbardziej poszukiwani są chociażby tokarze, sprzątaczki, przedstawiciele handlowi, kierowcy, malarze, murarze, dekarze, kucharze, a nawet informatycy.
- Dlaczego na te stanowiska nie trafiają poszukujący pracy? - pytamy. - Problem w tym, że najczęściej pracodawca ma dodatkowe wymogi, choćby uprawniania spawalnicze, natomiast oferuje wręcz symboliczną płacę, np. 1.500 zł. Bardzo często żąda też, by pracownik miał orzeczenie o niepełnosprawności. Dotyczy to także kierowców zawodowych. Ponadto zdarza się, że pracodawca chce zatrudnić murarza czy zbrojarza na umowę o dzieło, zamiast umowy o pracę. Dlatego nie ma chętnych na podjęcie zatrudnienia na takich warunkach - wylicza dyrektor Radziusz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?