Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy ziemia zapadnie się w mieście? Eksperci drżą

Przemysław Piotrowski, 68 324 88 53, [email protected]
- Bałbym się, autentycznie. Nie chciałbym mieszkać na przykład na osiedlu Malarzy - mówi dr UZ Andrzej Kraiński. Ma dokładne mapy starych kopalni pod miastem. Śledzi zapadanie się gruntu od lat. Mówi, że robi się niebezpiecznie.
Czy ziemia zapadnie się w mieście? Eksperci drżą
Mariusz Kapała

(fot. Mariusz Kapała)

- Jezu! Ta dziura miała kilkadziesiąt metrów głębokości - zaalarmował nas Artur Źródłowski, który przed pięcioma laty odkrył zapadlisko w Słonem. Okazało się, że miało prawie 30. Czy podobne mogą pojawić się w mieście?

Żeby dojechać do starego zapadliska, musieliśmy przedrzeć się przez pofałdowane tereny, w wielu miejscach zalane wodą. - O tu proszę spojrzeć, bo ziemia znów lekko siadła - mówi Źródłowski. - Ta dziura miała kilkadziesiąt metrów głębokości! To był dla mnie szok.

Dokoła pełno gruzu, który wsypywano w otchłań szybu. Największe wrażenie robiły jednak niewielkie akweny, które można było pomylić z małymi jeziorkami. - To wszystko efekt osiadania terenu - twierdzi dr Agnieszka Gontaszewska. - Leje to najczęściej ślady po zapadniętych szybach, a większe i podłużne wgłębienia po chodnikach.

Podobnych miejsc jest na zachód od Zielonej Góry naprawdę sporo. Wystarczy wejść w las naprzeciwko siedziby nadleśnictwa przy wylotówce na Wilkanowo. Jak na poligonie, lej przy leju, niemal po horyzont.

- Tam było bardzo duże wydobycie i dlatego nikt nie stawiał tam budynków - twierdzi dr UZ Andrzej Kraiński. - W Słonem jednak te działki do kogoś należą...

Owszem, teren gdzie pojawiła się niemal 30-metrowa dziura jest prywatny, ale właściciel nie chciał z nami rozmawiać, gdyż jest załamany, bo nie ma szans na jego sprzedanie. Czy blady strach może paść teraz na Zieloną Górę? Przecież 15 lutego tąpnęło koło stacji paliw Horeksu przy Łużyckiej. Dzień, dwa dni później dziura pojawiła się kilkaset metrów dalej, na terenie siedziby Nadleśnictwa Zielona Góra.

- Ja bym się bał, autentycznie się bał - twierdzi Kraiński. - Mapy pokazują, że niebezpieczeństwo jest realne, a zapadlisko na Horeksie potwierdziło, że zaczęły zawalać się nie tylko szyby, ale także chodniki. A tych korytarzy pod samym miastem są dziesiątki, jeśli nie setki kilometrów. To źle wróży.

Jeszcze niedawno eksperci narzekali, że miasto tym w ogóle się nie interesuje. Po naszych tekstach Paweł Urbański z urzędu miasta poprosił ekspertów o mapy wyrobisk. na czwartek magistrat zaplanował spotkanie ze specjalistami z uniwersytetu.

Wielki dziury dookoła

Zapadliska, które pojawiały się przy stacji Horex i koło uli na terenie nadleśnictwa zaniepokoiły Kraińskiego i jego współpracownicę dr Agnieszkę Gontaszewską. Oboje od lat badają stare, poniemieckie kopalnie węgla brunatnego, które ciągną się od zachodniej części miasta po Słone, Buchałów, Świdnicę. Dzięki temu udało im się dotrzeć do dokładnych map, informujących o przebiegu chodników i miejscach szybów. Część z nich jest ewidentnie w kolizji z budynkami! I jest ich całe mnóstwo.

Czasem na terenach pokopalnianych leżą całe osiedla. Jednym z nich jest na przykład os. Malarzy, które leży na długim i dużym wyrobisku.

- Mówi pan? O cholera, ja nic nie wiedziałem - odpowiedział pan Bogdan mieszkający w tej okolicy. - To mnie pan trochę przestraszył. Zaraz sprawdzę wszystko w internecie.

Ale nie tylko mieszkańcy tego osiedla mogą czuć się zagrożeni. Na skraju niektórych pokładów są postawione duże bloki, a nawet wieżowce, jak przy ul. Francuskiej, Budziszyńskiej i Bułgarskiej. Bezpośrednio nad wyrobiskami są m.in.: większa część starego budynku Uniwersytetu Zielonogórskiego z małym akademikiem i wieloma budynkami wzdłuż al. Wojska Polskiego. Także Polmozbyt przy wylotówce na Wilkanowo. W niektórych miejscach pokłady znajdowały się także pod budynkami na os. Przyjaźni.

Co to oznacza? Że praktycznie w każdej chwili może w tych miejscach zapaść się ziemia.
Według dra Kraińskiego najbardziej zagrożonym w tej chwili miejscem jest punkt przy przystanku autobusowym, który mieści się zaraz za skrzyżowaniem ulic Wyszyńskiego i al. Wojska Polskiego. Mapy wyraźnie wskazują, że znajduje się tam duży i głęboki szyb oraz mnóstwo korytarzy.

Co z domami? Eksperci się boją

- Na tym terenie leży największy szyb Alexander Scht., należący do głównej kopalni Consolidierte Gruenberger Gruben - twierdzi Kraiński. - Można powiedzieć, że to było takie centralne miejsce z największym wydobyciem w okolicy. I ten szyb jeszcze się nie zapadł, więc może się to stać w każdej chwili. Warto dodać, że to miejsce gdzie jest spore natężenie ruchu, podatne na mikrowstrząsy. Gdy w końcu ziemia się zapadnie, to może powstać naprawdę duży lej. Nie przesadzając taki, w którym mógłby zmieścić się nadjeżdżający autobus!

- Nie wiem, ale chyba tylko jakaś tragedia, czy śmierć mogą spowodować, że władze zajmą się tym tematem - dorzuca Gontaszewska. - Niejednokrotnie próbowaliśmy nim zainteresować miasto, ale także projektantów czy budowlańców. Zawsze odbijamy się jak od ściany. No przepraszam, po tym jak pojawił się pana artykuł, to przyszedł po mapkę pan Paweł Urbański z urzędu miasta (dyrektor departamentu inwestycji i zarządzania drogami - dop. red.). Ale do tej pory nikt nie chciał z nami rozmawiać.

Jak oboje dodają, miejscy geolodzy nie widzą zagrożenia, gdyż nie dysponują takimi materiałami jak pracownicy uniwersytetu. Co ciekawe, w 2007 roku naukowcy zrobili nawet specjalną konferencję na ten temat, gdzie przedstawili problem. Jak twierdzą, przybyli goście posłuchali i chyba machnęli ręką, bo od ponad czterech lat, nie mieli żadnego zapytania o zbadanie potencjalnie zagrożonego terenu.

- Nikt nie chce naszej pomocy, choć tylko my wiemy, gdzie istnieje niebezpieczeństwo - twierdzi Gonatszewska, a Kraiński dodaje: - Jesteśmy pierwszą i zarazem ostatnią instancją. Mam nadzieję, że ktoś z miasta w końcu podejmie temat, bo to nie są przelewki i może dojść do tragedii.

Rzecznik UM uspokaja i twierdzi, że geolog współpracujący z urzędem nie widzi żadnego zagrożenia. - Stanowczo mówi, że nie ma się czego bać - twierdzi Tomasz Misiak. - Budowa wszystkich bloków, które stawiano na przestrzeni ostatnich lat była poprzedzona analizą geologiczną. Nie istnieje żadne niebezpieczeństwo i nie widzimy potrzeby dokonywania dodatkowych badań i analiz.

A mapy? - Te dokładne mamy tylko my - zapewniają Kraiński z Gontaszewską. - Jeśli je chcą, wiedzą, gdzie nas szukać.
Po naszej rozmowie z prezydentem okazało się, że miasto zaprosiło jednak ekspertów na spotkanie. Będzie w czwartek.

CIEKAWOSTKI

* w mieście może znajdować się 15 szybów wydobywczych, które mogą stanowić poważne zagrożenie
* gdyby dodać do tego obrzeża, jak tereny niezabudowane Jędrzychowa czy Rybna, to ta liczba wzrasta do 33
* suma wszystkich szybów z wentylacyjnymi w Zielonej Górze i okolicach razem może przekroczyć nawet setkę
* głębokość szybów waha się od około 30 do 70 metrów
* głębokość eksploatacji pokładów sięgała nawet 100 metrów, najczęściej do momentu gdzie pojawiała się już woda
* liczba kilometrów tuneli nie jest znana, ale można liczyć ją w setkach
* najgłębsze zapadlisko w Słonem miało niemal 30 m głębokości
* zapadliska przy stacji Horex i okolicy, które zawaliły się na początku lutego, są położone najbliżej miasta

Wydobycie węgla zaczęło się w okolicach Rybna

Kopalnie węgla brunatnego pojawiły się na naszych terenach w pierwszej połowie XIX wieku przy okazji przemysłowego bumu. W niektórych miejscach przebijał się on nawet na powierzchnię, ale większe złoża znajdowały się głębiej. Jego wydobyciem na większą skalę jako pierwszy zainteresował się Carl Adolph Pohlenz, który odkrył spore złoża w dzisiejszej Ochli. Wówczas z kilkoma innymi kupcami zielonogórskimi założył spółkę i tak w 1940 roku ruszyło wydobycie w szybie Emilie w okolicach Rybna.
Kopalnie zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu w Wilkanowie, Świdnicy, Słonem, Letnicy, Buchałowie, Urzutach, Niwiskach, Kaczenicach, Piaskach i oczywiście w Zielonej Górze. Tona węgla kosztowała na początku osiem groszy, a w 1953 roku podskoczyła do 10 groszy. Były to dość niskie ceny, porównywalne z dniówkami robotników (rębacz pierwszej klasy zarabiał osiem srebrnych groszy za dziesięciogodzinny dzień pracy). Ilość wydobywanego węgla rosła systematycznie z w latach 1840-70, by ustabilizować się na poziomie 100 tys. ton rocznie. I to aż do II wojny światowej. Kopalnie świetnie radziły sobie jednak tylko do końca XIX wieku. Do Zielonej Góry dotarła wówczas kolej żelazna, dzięki której dużo łatwiejszy i tańszy stał się transport, w tym konkurencyjnego węgla kamiennego ze Śląska. Od tego momentu, mimo że wydobycie trwało nieprzerwanie, kolejne kopalnie zaczęto zamykaćne, a ostatnia została zamknięta krótko po wojnie w 1947 roku, kończąc ponad stuletnią historię wydobycie węgla brunatnego na naszych terenach.
Jeśli chcesz zgłębić widzę na temat starych niemieckich kopalni na naszych terenach, sięgnij po książkę dr Kraińskiego i Gontaszewskiej pt. "Złoża węgla brunatnego na terenie gminy Świdnica".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska