Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Maciejewski: - Usłyszałem, że mogę zostać kierowcą TIR-a...

Paweł Tracz 95 722 69 37 [email protected]
Dariusz Maciejewski ma 48 lat. Rodowity gorzowianin. Żonaty, ojciec trojga dzieci. Jest trenerem ekstraklasowego KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wlkp. i wykładowcą w Zamiejscowym Wydziale Kultury Fizycznej. Były trener reprezentacji Polski.
Dariusz Maciejewski ma 48 lat. Rodowity gorzowianin. Żonaty, ojciec trojga dzieci. Jest trenerem ekstraklasowego KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wlkp. i wykładowcą w Zamiejscowym Wydziale Kultury Fizycznej. Były trener reprezentacji Polski. Bogusław Sacharczuk
- Odnoszę wrażenie, że kolejny raz dałem się nabrać. Najbardziej boli brak światełka w tunelu. Jest ciemność i tak naprawdę nie wiemy, w którym kierunku zmierzamy - mówi DARIUSZ MACIEJEWSKI, trener koszykarek KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wlkp.

- Tuż przed Bożym Narodzeniem miasto drugi rok z rzędu obcięło dotację na sport. To postawiło KSSSE AZS PWSZ w bardzo trudnym położeniu...
- Święta były trudnym okresem. Zamiast poświęcić czas rodzinie, tysiące myśli krążyło wokół koszykówki, klubu, naszej sytuacji. Pojawiły się pytania: do czego to zmierza? Czy jest sens kopania się z koniem? A może pójść za radą prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka, który na antenie TVP 3 Gorzów powiedział, że jeśli komuś nie odpowiadają warunki, w których teraz będzie pracował, to może zostać kierowcą tira?...

- Aż nie chce się wierzyć, że tak absurdalne słowa padły z ust osoby, która rządzi 120-tysięcznym miastem!
- Dotyczyły one sportowego środowiska, czyli również mnie. Nie wnikam, dlaczego prezydent doszedł do takiego wniosku. Wiem jedno: wielu działaczy i trenerów znakomicie wykonuje swoją pracę, przynosząc chlubę Gorzowowi. Czy cztery medale mistrzostw Polski seniorek są podstawą ku temu, żeby zostać tak potraktowanym?!

- Poważnie osłabiony KSSSE AZS PWSZ walczy jednak o play off. Skąd czerpiecie motywację, skoro za chwilę możecie zostać sami?
- Myślę, że z charakteru, który podpowiada, by nie rezygnować i walczyć z trudnościami do końca. Również z poczucia odpowiedzialności członków zarządu, którzy wykładają prywatne pieniądze i działają jako wolontariusze.

- Nie poddają się też zawodniczki, które nadal sprawiają kibicom wielką frajdę...
- Musieliśmy od nowa poukładać to wszystko i wykrzesać jak najwięcej z osób, które zostały. Przydzielić im nowe zadania, dostosować taktykę w obronie i ataku, by przełożyły się na wynik. Nie czarujmy się: jeśli wciąż chcemy wygrywać, to musi nam sprzyjać wiele okoliczności. Mamy wąski skład, więc musimy unikać przewinień, kontuzji. Rok temu znaleźliśmy się w podobnej sytuacji i przetrwaliśmy. Zdobyliśmy doświadczenie. Miało być lepiej, mówiono, jeśli tylko przetrzymamy kilka miesięcy. Tymczasem wróciliśmy do punktu wyjścia i jest jeszcze gorzej. Trudno, zaciskamy zęby i robimy swoje.

- Niebagatelna jest tutaj pańska rola. Dba pan o drużynę, jak o rodzinę!
- Zawsze jesteśmy fair wobec koszykarek, które trafiają do Gorzowa. Gdy pojawił się kryzys, nie zmusiliśmy ich do obniżenia pensji. Otwarcie powiedzieliśmy, na kogo nas nie stać. Postępujemy w cywilizowany sposób, traktujemy je z szacunkiem i poważnie. To przekłada się później na relacje z tymi, które zostają. Czują się potrzebne drużynie, skoro z nich nie zrezygnowaliśmy. I nie uważają się za słabsze od koleżanek, które odeszły. Odpłacają się ambitną postawą na boisku. Takie postępowanie jest dla mnie poczuciem zespołowości.

- Co zadecydowało, że zostały te, a nie inne zawodniczki?
- Najpierw trzeba było zbudować pierwszą piątkę. Taką, z którą możemy obronić miejsce w ósemce. Na kilku pozycjach nie było problemu z wyborem, w innych przypadkach rozstrzygnął los. Najtrudniejszy wybór mieliśmy między Chiomą Nnamaką i Lyndrą Weaver. Postawiliśmy na tę drugą, ponieważ jest bardziej wszechstronna i może występować również na pozycji podkoszowej zawodniczki.

- Dużą rolę odgrywają juniorki, nasze wychowanki. Całe szczęście, że w poprzednich latach miasto chętniej wspierało szkolenie młodzieży. Inaczej nie byłoby dziś kim grać!
- Mamy osiem grup młodzieżowych, od młodziczek do juniorek starszych. Przez lata, oprócz kilkunastu medali, zbudowaliśmy sobie zaplecze, co uważam za wielki sukces. Dziś cieszę się, że w trudnej sytuacji wciąż mam w kadrze dwanaście zawodniczek, które od małego szkolą się według tego samego systemu. Dzięki temu nie cierpi jakość naszego treningu. W meczu ich siła fizyczna i umiejętności wciąż są jednak zbyt słabe i małe, by mogły zadecydować o wyniku.

- Wiele osób uważa, że winowajcą braku pieniędzy w miejskim budżecie na sport jest Grand Prix na żużlu. Jakie jest pana zdanie?
- Gdyby nasz klub i miasto otrzymały organizację mistrzostw świata czy Europy i miałoby to osłabić pozostałe dyscypliny w Gorzowie, odmówiłbym jej przyjęcia. Bo chodząc po mieście nie mógłbym spojrzeć ludziom w oczy wiedząc, że przez jedną koszykarską imprezę, nawet najwyższej rangi, w sporcie olimpijskim, zniszczono kosztem kilkudniowych igrzysk inne kluby...

- Przecież żużel nie jest panu obcy...
- Przede wszystkim jestem gorzowianinem. Mam świadomość, że żużel to u nas sport numer jeden. Doceniam też trud działaczy Stali. Jestem za ligą na wysokim poziomie i nie mam nic przeciwko temu, że oni mają nowy stadion, by się rozwijać. Ale na litość boską! Skoro miasto od 2011 roku oszczędza, to dlaczego wykłada grube miliony na jednodniowe święto?! Tego nie rozumiem. Inną kwestią jest, komu oferujemy żużel na wysokim poziomie. Pieniądze idą z budżetu Gorzowa, a przecież połowa stadionu to ludzie spoza naszego miasta, których nie interesuje los innych gorzowskich drużyn.

- Ma pan nadzieję na lepsze jutro?
- Mam wrażenie, że kolejny raz dałem się nabrać. W ubiegłym roku, gdy sytuacja również nie była różowa, zaangażowałem się w różne inicjatywy. Miały pomóc nie tylko naszemu klubowi, ale też pozostałym drużynom. Odbyły się przecież spotkania, organizowane przez Radę Sportu i prezesa Stali Władysława Komarnickiego. To była swoista dyskusja na temat podziału pieniędzy na sport. Konkretów jednak, jak nie było, do dziś nie ma. Temat jest od dawna wałkowany, a cały czas stoimy w miejscu. Najbardziej boli brak światełka w tunelu. Jest ciemność i tak naprawdę nie wiemy, w którym kierunku zmierzamy. A przecież chodzi tylko o półtora procent w budżecie miasta! Co nas nie zabije, to nas wzmocni...

- Dziękuję.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska