Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Debata w Lubuskim Teatrze: Wyrzućmy prowincję z głowy!

(hak)
- Prowincja jest w głowie - mówił Jacek Sieradzki
- Prowincja jest w głowie - mówił Jacek Sieradzki fot. Krzysztof Burda
Teatr prowincjonalny? Czegoś takiego nie ma! Prowincja jeśli jest, to tylko w czyjejś głowie - ze zdaniem Jacka Sieradzkiego zgodzili się chyba wszyscy uczestnicy dzisiejszej dyskusji w Lubuskim Teatrze.

Dlaczego dyrektor Lubuskiego Teatru Robert Czechowski zaprosił w ten weekend do Zielonej Góry czołowych krytyków teatralnych, dyrektorów scen regionalnych? - Mam marzenie, żeby teatry takie, jak nasz pokazały, że nie są dziećmi gorszego Boga - ja to ktoś określił - żeby zamiast biadolić, połączyć siły, szukać punktów stycznych.

Sytuację scen regionalnych zdiagnozował Wojciech Majcherek, przytaczając artykuł, który pojawi się na łamach "Teatru". Otóż teatry "na prowincji" często czują się niedoceniane, zapomniane, bo nikt nie zaprasza ich do stolicy. Funkcjonują według schematu: o 11.00 - lektura dla szkół, czyli "Moralność pani Dulskiej", a wieczorem - farsa "Mayday" żeby wszyscy mogli się pośmiać i byli zadowoleni. Bo inaczej widownia będzie pusta.

Tymczasem Piotr Kruszczyński wydźwignął teatr w Wałbrzychu, bo postawił na Klatę, Kleczewską, ale też zaczął robić teatr dla kogoś - dla publiczności. Podjął z nią rozmowę serio. Podobnie jak uczynił to kilkanaście lat temu Jacek Głomb w Legnicy.

Jedną ze zmór dyrektorów teatrów są urzędnicy, którzy nadzorują "swoje" teatry. Często urzędnik jest politykiem. - Bywa, że teatry godzą się mentalność polityków, którzy chcą przy pomocy teatru osiągnąć natychmiast jakiś cel polityczny, zadowolić ich elektorat na najniższym - banalnym, rozrywkowym - poziomie - mówił Zbigniew Brzoza, dyrektor "na wylocie" z Teatru Nowego w Łodzi, ofiara ataku prezydenta Kropiwnickiego.

- Politycy boją się sztuki. Boją się artystów, bo ci są niepokorni - tłumaczył Z. Brzoza. - Dlatego nie zawierają z dyrektorami wieloletnich kontraktów, bo wtedy trudniej by było kogoś wyrzucić.

Jacek Sieradzki zanegował pojęcie "teatru prowincjonalnego". - Prowincja to nie kategoria geograficzna, ale mentalna. Jest w głowie - mówił znany krytyk. I podpowiadał, jaki ma być teatr - każdy - nieważne, czy w Warszawie, czy w Jeleniej Górze, czy w Gorzowie. Otóż najważniejsze jest bycie na swoim miejscu. Spektakl ma być rodzajem rozmowy z miejscową widownią, która przychodzi do teatru nie na sztukę, reżysera czy znanego aktora, ale przychodzi, bo chce usłyszeć ze sceny coś ważnego. Mówionego wprost do niej.
- Teatr bez tożsamości z miejscem nie ma sensu - powiedział Zbigniew Brzoza.

To samo mówił Bogdan Koca z Teatru im. Norwida w Jeleniej Górze, który zrezygnował z lektur szkolnych, ale zaproponował młodzieży wieloletni program edukacyjny - z zajęciami, warsztatami. - Młodzież wcale nie jest trudna. Ona tylko chce dialogu, rozmowy - podkreślał dyr. Koca.

Dyrektor Teatru im. Osterwy w Gorzowie Jan Tomaszewicz stwierdził, że nie boi się grać bajek przed południem. Nawet jest z tego dumny, bo wie, że te dzieci i ta młodzież, które dziś wychodzą z jego teatru, kiedy jutro będą studiowały w innych miastach, nie przyniosą wstydu. Do sukcesów J. Tomaszewicz zalicza m.in. to, że w gorzowskim III LO udało się utworzyć klasę teatralną. To, że rano uczeń przychodzi do teatru z klasą, a wieczorem z rodzicami.

- Panowie, wychodzą z was szalone kompleksy! - grzmiał dyrektor departamentu edukacji, kultury i sportu Urzędu Marszałkowskiego, Stanisław Domaszewicz. - Nie my jesteśmy winni, że jedni donosicie na drugich politykom. W jednym ogródku zbierają się zwolennicy Bucka, w drugim Czechowskiego. Dajecie nakręcać się poszczególnym politykom, ustawiać, czy dać Czechowskiemu umowę na dwa lata... My jako widzowie, urzędnicy mówimy, że to są nasze teatry. Nie wyobrażam sobie, żeby nie było teatru w Gorzowie czy w Zielonej Górze. Ale nie jesteście tak zwarci, by o coś walczyć, jak na przykład jest w oświacie, gdzie mają silne związki zawodowe.

Czy z dzisiejszego spotkania wyniknie coś trwalszego, niż słowa? Generalnie inicjatywa dyr. Czechowskiego się spodobała. Być może pierwsza prezentacja scen regionalnych odbędzie się w czerwcu 2010 r. Nazwa? - Teatr Pro Vinci - rzucił dyrektor Teatru Nowego w Słupsku Zbigniew Kułakowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska