Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Detektywi amatorzy ze Szprotawy rozwiązują zagadkę krwawej zbrodni sprzed lat. Poćwiartowane ciała pływały w piwnicy pełnej krwi

Dariusz Chajewski
archiwum rodzinne, Muzeum Ziemi Szprotawskiej
Makabryczne morderstwo sześcioosobowej rodziny Misków w Szprotawie na Sowinach mimo upływu lat nadal przyprawia mieszkańców o dreszcze.

„Poćwiartowane ciała pływały w piwnicy we krwi. Wydłubane oczy. Jednej z kobiet oprawca zadał ponad czterdzieści ran kłutych. Skala zwyrodnienia mogła porazić nawet osoby obyte z okrucieństwem wojny” - opowiadał funkcjonariusz MO Czesław Kowalczyk. Innemu z milicjantów krew wlała się do buta.

Zespół śledczy regionalistów, pod kierownictwem Macieja Boryny, nazywany szprotawskim „Archiwum X”, stara się rozwikłać zagadkę. Ekipa składa się z łowcy tajemnic Krzysztofa Wachowiaka, emerytowanego śledczego Romana Pakuły oraz mieszkanki Sowin Janiny Matkowskiej. Śledztwo zostało pokazane w telewizyjnym programie „Listy gończe”. Od tego czasu sporo się wydarzyło i najnowsze ustalenia podajemy za tekstem Anieli Cichalewskiej, który ukazał się na stronie stowarzyszenia Gmina i Powiat Przyjazne Ludziom.

O sprawie pisaliśmy tutaj: Krwawa tajemnica czerwonej piwnicy przy ulicy polnej

Było jakieś śledztwo, wyrok, ale zabójca wyszedł na wolność

- Każdego roku docierają do nas nowe sygnały od przeróżnych osób z całej Polski - relacjonuje Boryna. Dzięki emisji programu w telewizji dotarła do nas m.in. rodzina pomordowanych. Dzisiaj znamy już personalia, posiadamy zdjęcie, a nawet ujęcia z pogrzebu. Rodzina próbowała kiedyś na własną rękę dowiedzieć się czegokolwiek o zbrodni, stąd jesteśmy w posiadaniu spisanych relacji z mieszkańcami, informacji udzielonych przez zastępcę komendanta MO w Szprotawie oraz Prokuraturę w Nowej Soli wraz z sygnaturą akt. Jeśli dokumenty sprawy zachowały się, to jesteśmy w stanie do nich dotrzeć.

Zgodnie z relacją mieszkańców wiosną 1946 roku w mieszkaniu rodziny Misków przy ul. Polnej w Szprotawie zaczaił się funkcjonariusz UB lub MO, rzekomo zakochany w najstarszej Miskównie. A że ta odrzuciła jego awanse, w afekcie brutalnie zamordował całą rodzinę. Morderca miał pozostawić na miejscu zbrodni czapkę, która z kolei należała do mieszkańca Sowin o nazwisku G. Milicja rzekomo kogoś schwytała, było jakieś śledztwo, wyrok, ale zabójca wyszedł na wolność i był widziany gdzieś w Polsce.

- I te opowieści pasują do ustalonych przez nas faktów - zdradza Boryna. - Ustaliliśmy bezsprzecznie, że morderstwa dokonano w 1946, a nie w 1947 roku, jak podawali niektórzy autorzy. To był na ziemiach zachodnich bardzo niebezpieczny czas. Organy władzy i porządku nie były dostatecznie wykształcone, grasowały bandy, żołnierze radzieccy napadali, gwałcili i grabili. Do tego szabrownicy i różne typy spod ciemnej gwiazdy szukające tutaj schronienia. Ludzie na noc barykadowali się w domach. W tym samym roku zginęli zastrzeleni m.in. wicestarosta Leon Bacior i komendant MO Franciszek Łowigus.

Taśma z napisem „od narzeczonego”

Najprawdopodobniej jako pierwsza morderstwo odkryła sąsiadka Misków. W pewną niedzielę maja bądź czerwca 1946 roku rodzice wysłali ją, by pożyczyła nieco pasty do butów. W obejściu panowała głucha cisza, drzwi były zaryglowane. Kurowa podeszła od tyłu i przez zamknięte okno zobaczyła, że na łóżku nie ma pościeli, a na podłodze leży zakrwawiona siekiera. Ślady krwi były również na framudze okna. Zaalarmowani rodzice weszli do domu i w piwnicy odkryli makabryczny widok. Podobnie historię relacjonuje sąsiad Władysław W., który przyjaźnił się z synem ofiar.

Wezwani na miejsce milicjanci otoczyli dom i nikogo nie wpuszczali. Sąsiadka podała także, że podejrzany o dokonanie morderstwa, którego zatrzymano, miał ponoć przy sobie w chwili aresztowania pięć różnych dokumentów tożsamości, a twierdził, że nazywa się T. Do najstarszej córki Misków zachodził również nieznany z personaliów leśniczy. Zarówno on, jak i znana nam już sąsiadka otrzymali wezwanie na sprawę do Nowej Soli, ale z obawy o własne życie nie stawili się.
- Rzeczywiście na zdjęciu z pogrzebu w wieniec nagrobny jest wpleciona taśma z napisem „od narzeczonego”, mogąca pochodzić od wspomnianego leśniczego - dodaje Boryna.

Akta zaginęły albo zostały utajnione

Siostrzeniec zamordowanej pani Miskowej, Jan L., w 1974 roku pisał do różnych instytucji i urzędów, szukając bliższych informacji o zbrodni. Prokuratura Powiatowa w Żaganiu pismem poinformowała go, że „materiały dotyczące wymordowania w roku 1946 w Szprotawie rodziny Misków przesłane zostały do Prokuratury Powiatowej w Nowej Soli”. Natomiast Prokuratura Powiatowa w Nowej Soli odpisała mu, że „materiały sprawy wydarzeń, które miały miejsce w Szprotawie w lipcu 1946 r., przekazane zostały przez byłą Prokuraturę Sądu Okręgowego w Nowej Soli dnia 1.VII.1946 r. (...) do Wojskowej Prokuratury Rejonowej we Wrocławiu według właściwości”. Tymczasem Prokuratura Śląskiego Okręgu Wojskowego stwierdziła, że „sprawa była prowadzona przez byłą Prokuraturę Rejonową we Wrocławiu i w czasie likwidacji tej prokuratury akta o rozbój i nielegalne posiadanie broni zostały przekazane do Prokuratury Wojewódzkiej. Korespondencja trwała. Prokuratura Wojewódzka we Wrocławiu stwierdziła, że „sprawdzano w różnych rejestrach i skorowidzach, w tym również Prokuratury Wojskowej we Wrocławiu, lecz nie uzyskano żadnych danych o poruszonej sprawie”.
- Czyli akta zaginęły albo zostały utajnione - podsumowuje Boryna i dodaje, że to bardzo istotne dla nas, iż sprawę prowadziła wojskowa prokuratura, ponieważ zajmowała się ona zakresem szczególnym.

L. nie odpuszczał i ponownie zwrócił się do Prokuratury Powiatowej w Nowej Soli. Ta stwierdziła: „W związku z pismem z dnia 4.XI.1974 r. informuję, że według ustaleń Komendy Powiatowej MO w Szprotawie wydarzenia, o których pisze Obywatel, miały miejsce w maju lub czerwcu 1946 r., a nie w lipcu. Podejrzanym o zabójstwo był T. Stefan, działający w czasie okupacji pod nazwiskiem Stefan Ł. Tutejsza Prokuratura Powiatowa nie jest w posiadaniu akt, gdyż jak uprzednio informowano, przekazane zostały według właściwości Wojskowej Prokuraturze Rejonowej we Wrocławiu…”

Akta sprawy zachowały się?

Powyższa odpowiedź może potwierdzać relację sąsiadki, że aresztowany podejrzany posługiwał się wieloma tożsamościami, w tym jedną na nazwisko T. Jednakże trudno potwierdzić te ustalenia MO w Szprotawie, skoro akta sprawy oficjalnie przepadły. Jak twierdzą detektywi amatorzy nie można także wykluczyć działań dezinformacyjnych w tej sprawie. Trudno jednak uwierzyć, że morderca działał sam. I zdaje się, że władze nie chciały ujawnić prawdy. Oto siostrzeniec ofiary 5 czerwca 1974 r. odwiedził posterunek MO w Szprotawie. Tam przyjął go zastępca komendanta w randze kapitana. Oto „jednocześnie zaznaczył, że niektóre aspekty tej sprawy stanowią nadal tajemnicę”. Może to tłumaczyć fakt „zaginięcia” akt.

Boryna zwrócił się do Instytutu Pamięci Narodowej, ponieważ, jak twierdzi, jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że akta sprawy zachowały się. I być może niedługo dowiemy się, co zawierają. Życia Miskom to nie przywróci, ale regionalistom chodzi o prawdę i zasadę, że każda zbrodnia winna zostać wyjaśniona, a jej sprawca(y) co najmniej ujawniony.

Jan L. podał również dokładne personalia ofiar. Byli to: Miska Stanisław (ojciec), Miska Anna, ur. 1901, z domu Gajda (matka), Miska Bonifacy, ur. 1924 (syn), Miska Stanisława, ur. 1933(?) (córka), Miska Lucyna, ur. 1928 (córka), Miska Zdzisław, ur. 1941 (syn).

Po zakończeniu II wojny światowej Miskowie krótko przebywali w rodzinnych Więckowicach, w gminie Kowala, powiecie miechowskim. Podczas wojny rodzina była wywieziona na roboty do Niemiec. Dwoje dzieci wracało z wywózki piechotą z Austrii (Lucyna i Bonifacy). Zdzisław urodził się w Niemczech. W lutym 1946 r. wszyscy przybywają do Szprotawy.

Zobacz również: Makabryczne odkrycie w syryjskim mieście odbitym z rąk islamistów. Żołnierze odkryli 65 ciał

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska