Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dla kogo bierzemy ślub? Dla rodziny, czy dla siebie?

Tatiana Mikułko
- Ślub i wesele na Zanzibarze to była najlepsza decyzja, jaką podjęliśmy w naszym wspólnym życiu - przyznają zgodnie Marta Artymiak i Wojtek Czarnota.
- Ślub i wesele na Zanzibarze to była najlepsza decyzja, jaką podjęliśmy w naszym wspólnym życiu - przyznają zgodnie Marta Artymiak i Wojtek Czarnota. Fot. Archiwum domowe
- Wesele będzie z pompą, bo tego chcą nasi rodzice, więc bierzemy kredyt - martwi się Hania. - Ten dzień powinien być ważny dla nas, a nie dla naszych rodzin - przekonuje Marta Artymiak, która na przekór wszystkim poślubiła Wojtka na afrykańskiej plaży.

Ślub to bez wątpienia jeden z najważniejszych momentów w naszym życiu. Przygotowania do ceremonii trwają zwykle miesiącami i nierzadko głowa boli od tych formalności. Na domiar wszystkiego trzeba jakoś ugościć rodzinę, pomyśleć o weselnym przyjęciu. Może być skromnie, albo z pompą. Może też być egzotycznie. Wszystko przecież zależy od młodych. Tak myślałam. Byłam też pewna, że impreza dla 150 gości to już dziś przeżytek. Że nowożeńcy od hucznego weseliska wolą dalekie podróże. Jakże się myliłam...

Monikę spotykam w zielonogórskiej perfumerii. Ma 23 lata i kupuje ekskluzywną wodę dla narzeczonego. Bo za dwa tygodnie ślub i ukochany powinien pięknie pachnieć.
- A po ślubie ruszacie w świat? - dopytuję.
- Ależ skąd! - patrzy zdziwiona. - Po ślubie musi być wesele. I to huczne, w dobrej restauracji, dla 180 gości! Bo nasza rodzina jest liczna.
Żeby wesele wyprawić, Monika i narzeczony biorą w banku kredyt: 30 tys. zł. Resztę dokładają rodzice. - Bo ten dzień musimy zapamiętać do końca życia - przekonuje Monika. - A kredyt z czasem się spłaci, to nie problem.

Agnieszka Sieluk mieszaka w Bytnicy. Ma 21 lat i ślub zaplanowany w każdym szczególe. Z Marcinem pobierają się latem, już ustalili listę gości: 134 osoby. - Zawsze marzyłam, żeby wesele odbyło się z wiejskimi przytupajkami, bo ja te klimaty uwielbiam. - opowiada. - Mam fajną, śpiewającą rodzinę, więc na pewno będzie wesoło. Marcin też lubi duże wesela. W końcu taką chwilę ma się w życiu tylko raz. No i jest to rzadka okazja, by spotkać się z całą rodziną.
Agnieszka obliczyła, że na weselne przyjęcie wydadzą z Marcinem około 40 tys. zł. - Mamy własne oszczędności, trochę też dołożą rodzice - przyznaje.

Załamana jest Hania z Sulechowa. Z Filipem chcieli wziąć ślub cichy, ze skromnym obiadem dla świadków i rodziców. Ale się nie udało. - Jesteśmy pod presją obu rodzin - mówi. - Zagrozili, że jak wesela dużego nie będzie, to się na nas obrażą. Cóż... Jakoś musimy to przełknąć i te wesele wyprawić.
Przyjęcie dla stu gości planują w czerwcu. - Nie chcemy obarczać finansowo rodziców, dlatego musimy wziąć kredyt, ponad 20 tysięcy! Jasne, że wolałabym za te pieniądze pojechać choćby na Majorkę - dodaje.
- Ten dzień powinien być ważny dla nas, a nie dla naszych rodzin - uważa Marta Artymiak, aktorka z Zielonej Góry, która sakramentalne "tak" powiedziała swemu ukochanemu na... plaży u wschodnich wybrzeży Afryki. - W Polsce skupiamy się głównie na gościach, denerwujemy się wszystkim, a po weselu goście często kręcą nosem i jeszcze obgadają. Nasz ślub mogliśmy naprawdę pięknie przeżywać. No i ta niepowtarzalna atmosfera, jakiej nigdzie indziej nie doświadczymy.

Pomysł ze ślubem na Zanzibarze Wojtek Czarnota (też aktor) potraktował najpierw z przymróżeniem oka. A potem się do tego zapalił. - Teraz wiem, że była to najbardziej romantyczna chwila w naszym życiu - przyznaje. - Bo tak cudownego ślubu i wesela nie mielibyśmy w Polsce.
Miłość i wierność "aż po grób" wyznali sobie w maleńkiej wiosce Jambiani, u stóp Oceanu Indyjskiego, w obecności dwóch afrykańskich urzędników. Małżeńską przysięgę składali po angielsku, czytając z kartki. Nauczyli się też zdania w suahili: "Nakupenda mume vangu" (kocham cię mój mężu). "Nakupenda vuke vangu (kocham cię moja żono)
- Chcieliśmy, żeby cała uroczystość odbyła się w tamtejszej tradycji - wspomina Marta. - Dzień przed ceremonią miejscowe kobiety wymalowały mi kwiaty na stopach i dłoniach. Wieczorem pomagałam kucharzowi przygotować weselny posiłek.
- A ja robiłem dla Marty naszyjnik, bransoletę i pierścionek z muszli, które uzbierałem na plaży - dodaje Wojtek.

Muszlami i kwiatami usłana była droga ze wsi nad ocean. Marta ubrana była w afrykańską kangę, na głowie miała turban. Wojtek cały na biało. A na plaży sceneria wyjątkowa: biały piasek, turkusowa woda, złote słońce, wokół setki palm z poutykanymi chatkami. Na ślub zeszli wszyscy tubylcy, ponad sto osób. Kobiety śpiewały, mężczyźni grali na bębnach, dzieci tańczyły... Zaraz po ceremonii zaczęło się wspólne biesiadowanie. Do białego rana. Było ognisko, ośmiornice w ryżu, kozie mleko, owoce morza. Były zielone banany w kardamonie, papaja, mango i wódka z trzciny cukrowej. - A nad nami niebo usłane masą gwiazd i wszystkie na wyciągnięcie ręki - Marta jeszcze dziś wzdycha na samo wspomnienie wesela.

Załatwienie ślubnych formalności trwało około 3 miesięcy. Wszystkim zajęła się Dorota Katende, jedyna Polka, która mieszka na Zanzibarze i która w Jambiani ma pensjonat Vanilla Hause. Marta i Wojtek spędzili nad Oceanem Indyjskim dwa tygodnie (sierpień 2008 r.). Cały pobyt łącznie z przelotem, ślubem i weselem dla całej wsi kosztował ich niewiele ponad 10 tys. zł! Dziewięć miesięcy później na świat przyszła Matylda. - Pierwsze zanzibarskie dziecko - śmieje się Marta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska