Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego Mikołaj bestialsko zamordował rodziców?

Piotr Jędzura 68 324 88 46 [email protected]
Mikołaj ma opinię spokojnego chłopaka, nie sprawia w areszcie żadnych problemów. Tutaj w drodze do sali zielonogórskiego sądu.
Mikołaj ma opinię spokojnego chłopaka, nie sprawia w areszcie żadnych problemów. Tutaj w drodze do sali zielonogórskiego sądu. fot. Piotr Jędzura
Chłopak bierze siekierę. Rodzice śpią, zakrada się do ich pokoju, tam wpada w szał i rozbija im głowy. Czy chciał chronić swojego przyjaciela?

Miejscowość w powiecie żagańskim to szczególnie jesienią senna miejscowość. W sobotę, gdy ją odwiedzamy, hałas dociera jedynie z przecinającej wieś głównej drogi. Przed domem rodziców Mikołaja nie ma już śladów tragedii. Dom, jak wiele innych. Sąsiedzi doskonale jednak pamiętają krwawy dramat, ale już nie chcą o tym wspominać. Wspominają natomiast, że Mikołaj w domu nigdy dobrze nie miał.

- Które dziecko chce już w liceum mieszkać z dala od domu - pyta retorycznie starszy pan. Mikołaj wybrał szkołę daleko od rodzinnego domu, w Gdyni. Dlaczego? To była ucieczka przed…

Czytaj też: Obudziła się w nim bestia. Mikołaj zmasakrował siekierą własnych rodziców

Dramat czterech ścian

Od dzieciństwa Mikołaj miał źle. Ciężki był również los jego matki. W domu się nie przelewało. Mikołaj nie dostawał nawet skromnego kieszonkowego. Nie narzekał. Nie przykładał żadnej wagi do pieniędzy. Mógł wyjść na zabawę bez grosza w kieszeni. I tak było. Nie miał złamanego grosza nawet na wodę mineralną. Nie żadał markowych ciuchów, nie był gadżeciarzem. Wybitnie uzdolniony chłopak brał udział w konkursach i olimpiadach. Matematyka nie była dla niego "czarną magią".

Czytaj też: Mikołaj B., oskarżony o zamordowanie rodziców pod Szprotawą będzie ponownie badany

Znalazł kogoś

Rozpoczął naukę w Gdyni, w prestiżowym liceum, jednym z najlepszych w kraju. Rzadko bywał w domu. Nie miał tam nawet już z kim porozmawiać, otworzyć się. Rzadkie odwiedziny były dla niego piekłem. Na stancji czuł się dobrze. Oddał się nauce. Miał grono przyjaciół.

Po liceum przyszły studia. Wybrał Politechnikę Wrocławską. Ścisły umysł ciągnęło do techniki. Tam poznał "przyjaciela". Trudno powiedzieć, czy był to związek homoseksualny, czy bardziej emocjonalny. - Znalazł kogoś, kto go wysłuchał, kto go rozumiał, a on mógł mówić - opowiada nam anonimowa osoba, która zadzwoniła do redakcji.

Przed tragedią Mikołaj przyjechał do domu w Borowinie. Może chciał się otworzyć, porozmawiać z rodzicami.

Wchodził w dorosłość. Chłopak w domu miał powiedzieć, że ma "przyjaciela". To spotkało się z dezaprobatą rodziny.

Nic mu już nie grozi

Ostatni akt dramatu. Nocą Mikołaj wpadł do pokoju rodziców z siekierą w ręku. Musiał wpaść w furię, w jakiś szał albo amok. Ojcu zadał 18 ciosów w głowę, matce 15. Dlaczego matce? Nie wie, przecież ją tak bardzo kochał. Po wszystkim miał nawet zadzwonić do "przyjaciela" mówiąc, że "już mu nic nie grozi".

O zbrodni zawiadomił policję. Na patrol czekał spokojny, spakowany. Jakby nie dotarło do niego to, co zrobił. Trafił do aresztu.
Przyjaciele Mikołaja są zszokowani tym, co się stało. Szukają adwokata. Docierają do mecenasa dr. Leszka Kani z Zielonej Góry.
- To dla mnie bardzo ważna sprawa. Chcę dociec, co się stało, pomóc - tłumaczy swoją decyzję dr Kania. O sprawie nie chce jednak mówić, nie relacjonuje przebiegu rozpraw. Chroni też Mikołaja przed medialnym szumem.

W areszcie Mikołaj jest bardzo spokojny. Ma opinię "misiowatego". Wszyscy, który mają z nim styczność nie wierzą w prezentowaną w mediach opinię bestii. Chłopak nie sprawia problemów. Jest lubiany. Więźniowie mówią, że to nie jest typ.

Tłumione wzburzenie

Rusza proces. Biegli twierdzą, że Mikołaj w chwili mordu był świadom tego, co robił. Miał z premedytacją, z zimną krwią wziąć siekierę i rozbić rodzicom głowy.
- Czy to prawda, że biegli podczas obserwacji najpierw leczyli Mikołaja, a potem ci sami go badali - pytamy mecenasa Kanię.
- Obowiązuje mnie zakaz ujawniania i oceny dowodów przeprowadzonych na rozprawie - odpowiada obrońca.

Obrona skutecznie podważyła ocenę poznańskich biegłych z dziedziny psychiatrii. Na rozprawie nie mieli nawet wyników badania EEG Mikołaja. W rezultacie zielonogórski sąd zadecydował, że chłopak zostanie jeszcze raz zbadany. Tym razem zajmą się tym specjaliści z Zakładu Psychologii Sądowej Instytutu im. prof. dr Jana Sehna w Krakowie.
- Mikołaj wie, co zrobił? - pytamy obrońcę.
- Wydaje mi się, że jeszcze do niego to nie dotarło - odpowiada dr Kania. Na spotkaniach z obrońcą jest spokojny i bardzo miły. Mało jednak mówi o tragedii. Unika tematu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska