Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego wycięto brzozę z nowosolskiego osiedla XXX-lecia

Filip Pobihuszka 68 387 52 87 [email protected]
Ostatnie chwile brzozy przy bloku nr 10 uwiecznił nasz czytelnik.
Ostatnie chwile brzozy przy bloku nr 10 uwiecznił nasz czytelnik. fot. Czytelnik
Z ubogiego w zieleń osiedla XXX-lecia znikło kolejne drzewo. Mieszkańcy są oburzeni. - Zawsze znajdą się głosy "za" i "przeciw", trzeba to godzić - odpowiada spółdzielnia.

Na os. XXX-lecia i wśród okolicznych bloków na próżno szukać rozłożystych koron drzew i bujnych zarośli. Jedynie gigantyczne topole, na granicach blokowiska szumią na wietrze. Jednak mieszkańcy mają z nimi więcej zmartwień niż pożytku.

Przy bloku nr 10 do niedawna jeszcze rosła brzoza. Rosła, bo części z mieszkańców zaczęła zawadzać. - Przyszedłem z pracy, patrzę, a drzewa nie ma! - mówi jeden z mieszkańców. - Komu to przeszkadzało? A ja tak lubiłem popatrzeć rano na zieleń i ćwierkające ptaszki - zasmuca się.

Dlaczego brzoza musiała umrzeć? "Nie jest dopuszczone, żeby rosło tak blisko" - czytamy w uzasadnieniu. Choć organ wydający decyzję o ścięciu w opisie zaznaczył, że drzewo jest "stabilne, w dobrej kondycji".

W Nowej Soli droga prowadząca do wycięcia drzewa jest długa i kręta. Gdy spółdzielnia uzyska sygnał od mieszkańców, musi wystosować kolejne pismo. Jako wieczysty dzierżawca miejskiego gruntu sygnalizuje problem w magistracie. W przypadku braku obiekcji, kolejny dokument wędruje do starostwa powiatowego, które to wydaje już konkretną decyzje o wycince, lub oszczędzeniu danego drzewa.

- Jeżeli wniosek jest zasadny, to nie zgłaszamy sprzeciwu. Jednak dotyczy to tylko ok. 20 procent wszystkich dokumentów, jakie do nas trafiają - usłyszeliśmy w nowosolskim urzędzie miasta.
Czy spółdzielnia może odmówić wystosowania dokumentu dotyczącego ścięcia drzewa? Z odpowiedzią spieszy wiceprezes Nowosolskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, Hieronim Miśko.

- Zawsze staramy się, żeby to nie był wniosek jednego mieszkańca, tylko jakiejś znaczącej grupy, najlepiej większości - tłumaczy. - Jeżeli jest już kilkanaście podpisów mieszkańców budynku, to wtedy występujemy o ścięcie, jednocześnie stwierdzając czy dane drzewo faktycznie w czymś przeszkadza - mówi. Bardzo ograniczone pole manewru mają jednak zwolennicy zieleni w mieście.

- To jest odwieczny problem demokracji - mówi H. Miśko. - Zawsze znajdą się ludzie którzy są "za" i "przeciw". W jakiś sposób trzeba to pogodzić. Przykładowo, krzaki rosnące pod balkonami, tylko do jakiejś wysokości, nie będą przeszkadzać mieszkańcom z trzeciego i czwartego piętra, w odróżnieniu od mieszkańców parteru. Też trzeba ich zrozumieć - mówi.

Są jednak rejony, skąd wypływa znikoma ilość wniosków o wycinkę. Na os. Konstytucji, w okolicy bloków nr 8 i 10 można już wręcz mówić o małych zagajnikach. Znaczna większość tamtejszej zieleni jest dziełem samych mieszkańców. - Nie wyobrażam sobie ścięcia choćby jednego drzewa, nie chcemy przecież żyć w betonowej dżungli, prawda? - mówi jedna z mieszkanek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska