- Do dziś mam wyrzuty sumienia, że przyłożyłem się do zniszczenia tego budynku. Ale firma, która to nadzorowała oraz pracownia projektowa, która określiła pracę, to były autorytety. My byliśmy od wykonania - mówi były kierownik budowy (dane do wiadomości redakcji).
Setki ton betonu
Budowlaniec odezwał się do redakcji po ostatniej publikacji na temat zrujnowanej kamienicy ("GL" z 13 listopada "Piękna kamienica może runąć). Gorzowianin pod koniec lat 90-tych pracował w firmie, która prowadziła roboty w kamienicy przy ul. Łokietka 17. Mieli ograniczyć osiadanie budynku i wzmocnić jego konstrukcję.
On był tam kierownikiem budowy. Twierdzi, że już po przejrzeniu dokumentacji budowlanej miał wątpliwości, co do ogromnej ilości żelbetu, jaki mieli wylać w piwnicach. Twierdzi, że swoje wątpliwości wpisywał do książki budowy. - To były setki ton betonu i stali dociążające ten budynek, a nie ratowanie konstrukcji. Budynek jeszcze bardziej zaczął osiadać i pękać - wspomina budowlaniec. Pamięta też, że na jego uwagi projektant (kojarzy, że był to znany fachowiec ze Szczecina, ale nazwiska nie potrafi powiedzieć) telefonicznie poinformował ekipę pracującą, że on wie co robi, i że jakiś tam kierowniczyna z prowincji nie będzie go pouczał.
- Mieliśmy robić, to co jest w dokumentacji i nie negować jego opracowań. Tyle, ż jego ani razu nie było na miejscu robót. Pewnie były jakieś badania gruntu, ale może niewystarczające? My byliśmy zaskoczeni, ze wcale nie był mokry, choć tak blisko Kłodawki. Grunt był bardzo niestabilny, nasypowy. Łopata wchodziła w ziemię, jak na działce - opowiada były kierownik.
Był popekany
Zapytaliśmy mieszkańców sąsiedniej kamienicy, czy pamiętają tamte prace. - Jakoś tak zaraz po tym, jak zabetonowali piwnice, budynek zaczął siadać - przypomina sobie dwóch mężczyzn spod 16. Dotarliśmy też do jednego z byłych mieszkańców ul. Łokietka 17. - Budynek był popękany wcześniej, fakt. Ale tak gdzieś rok po robotach zaczęło się sypać dalej. Sąsiedzi z dołu mówili, że trzaskało wszystko. Jednemu piec podniosło. I wtedy nas wysiedlili - opowiada Jerzy Grabowski, teraz z ul. Mieszka I.
Prace w kamienicy przy ul. Łokietka zlecał wtedy Zakład Gospodarki Mieszkaniowej. Ówczesny dyrektor, Janusz Mojsiewicz, nie przypomina sobie uwag kierownika budowy. - Ale ja nie czytałem książki budowlanej, to nie było w moich obowiązkach, jako szefa firmy. Zajmowałem się zdobywaniem pieniędzy na inwestycje. Co nie znaczy, że nie ponoszę odpowiedzialności - mówi J. Mojsiewicz. Przypomina sobie też, że roboty zostały przerwane w kamienicy, bo miasto nie dało więcej pieniędzy. - Byłem zły na władze o to - mówi J. Mojsiewicz.
Stoi pusta
Nie udało nam się dotrzeć do dokumentacji remontu sprzed 10 lat. A jedynie w nich można sprawdzić, kto był projektantem i kto nadzorował prace przy Łokietka 17.
Kamienica przy ul. Łokietka 17 to jeden z najładniejszych budynków w mieście. Ma 105 lat. W 2000 r. ewakuowano wszystkich jej mieszkańców. Miasto sprzedało ruinę za 131 tys. zł firmie Rocafort. Ta obiecywała zrobić tu klimatyczne apartamenty. Ale roboty nie ruszyły. Teraz właścicielem jest zielonogórzanin.
Kamienica nadal stoi pusta. Od podwórza podpierają ją stalowe słupy, które wykonała ekipa podczas remontu ponad 10 lat temu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?