Sąsiedzi i rodzina twierdzą, że brak ciepłej wody: od 31 lipca przez ponad miesiąc mieszkańcy 30-rodzinnego bloku mogli korzystać tylko z zimnej. Po próbie samobójczej z dnia na dzień włączono ciepłą.
Jak tak można?!
W obu blokach na wylocie z miasta w stronę Gdańska mieszka po 30 rodzin, w większości dawnych pracowników PGR-u. W jednym jest kotłowania, która zasila w ciepło oba budynki. I w tym cały problem, bo lokatorzy bloku nr 13 (to ten bez kotłowni) oskarżają zarząd wspólnoty z czternastki (budynek z kotłownią), że nalicza nierówne stawki. - Lokatorzy trzynastki mają po kilkaset złotych niedopłaty, gdy mieszkańcy bliźniaczego bloku mają nadpłatę - mówi Beata Matuszewska, która przewodzi wspólnocie z bloku nr 13.
- Stawki naliczamy według podpisanej z lokatorami trzynastki umowy. Robimy to według dwóch liczników: na wyjściu i na wejściu ciepłej wody do kotłowni. Obliczamy różnicę, którą dzielimy na mieszkania, biorąc pod uwagę liczbę lokatorów. Natomiast mieszkańcy trzynastki nie chcą się z tym zgodzić. W dalszym ciągu sumują pojedyncze liczniki z każdego mieszkania. Stąd całe nieporozumienie - tłumaczy członek zarządu wspólnoty w bloku nr 14. Mężczyzna w czasie rozmowy z nami zgodził się na autoryzację swojej wypowiedzi.
Później jednak zgodę wycofał. Podkreśla on, że lokatorzy podpisali stosowną umowę.
Jest 8 września (dzień po samobójczych próbach). Stoimy przed popegeerowskimi blokami. Gdy lokatorzy trzynastki dowiedzieli się, że jest dziennikarz, niemal wszyscy zeszli na dół. Pokazują wyliczenia. Wynika z nich, że naliczono im w sumie 359 m sześc. wody ponad to, co według nich zużyli. Jej koszt to ponad 5 tys. zł. Powiedzieli, że nie zapłacą. Więc 31 lipca punktualnie o 13.00 z ich kranów przestała płynąć ciepła woda.
- Niektórzy mieli gości, inni robili obiad, był środek wakacji. Jak tak można? - pytają.
- Wysyłaliśmy pisma, oferowaliśmy rozmowę i zmianę warunków umowy. Wszystko pozostawało bez odpowiedzi. Uchwałę o wyłączeniu ciepłej wody cała wspólnota podjęła już 19 czerwca. Odwlekaliśmy tę decyzję, to naprawdę była ostateczność - wyjaśnia członek zarządu wspólnoty nr 14.
Uratowali go sąsiedzi
7 września 64-letni lokator trzynastki próbował popełnić samobójstwo. - Oblał się benzyną, stanął pod czternastką, powiedział, że za nas wszystkich zginie - relacjonuje Janina Pierzakowska.
- Mężczyzna trzymał w ręku odkręcony kanister z benzyną i szpadel. Doszło do szarpaniny między nim a jednym z lokatorów bloku numer 14. Obaj mężczyźni zostali oblani benzyną, ale policjanci nie stwierdzili, żeby stało się to celowo. Później desperat groził, że się podpali -relacjonuje Andrzej Węglarz, rzecznik komendy powiatowej policji w Strzelcach Kraj. Na szczęście pojawił się zięć desperata, który wyrwał mu zapaliczkę z ręki. Słyszeli i widzieli to też inni lokatorzy. Mężczyzna się uspokoił, ale po trzech godzinach zabarykadował się w garażu. - Rozmawiał z nami przez drzwi, a kiedy przestał odpowiadać, kilku mężczyzn wyważyło solidną drewnianą bramę. Już wisiał. Zdjęli go, ułożyli na trawie - tłumaczy J. Pierzakowska.
Teraz mężczyzna dochodzi do siebie w szpitalu w Gorzowie. Jest przytomny. - Pielęgniarkom przyznał, że nie wytrzymał nerwowo - powiedział nam zięć (w konsultacji z córkami i żoną niedoszłego samobójcy prosił o niepodawanie danych teścia i o to, żebyśmy nie niepokoili go w szpitalu). Rodzina twierdzi, że 64-latek od kilku dni nie mówił o niczym innym, tylko o braku ciepłej wody. Ma schorowaną żonę, która nie może się przeziębić. Według lekarzy zagrażałoby to jej życiu. - A jak tu się nie przeziębić, kiedy trzeba się w zimnej wodzie kąpać? - pytają sąsiedzi. Zastrzegają, że niedoszły samobójca to dobry, uczynny i pracowity człowiek. - Bogu dzięki, że nie doszło do tragedii - dodaje Pierzakowska.
Kąpiel w pracy
Jak radzili sobie bez wody? - Chyba pan czuje - ironizowali w rozmowie z reporterem. Wodę grzali na kuchenkach. Niektórzy chodzili się kąpać do sąsiadów, inni do rodziny, jeszcze inni robili to w pracy, a nawet u bliskich w odległym o 47 km Gorzowie. - Najgorzej było ze starszymi i schorowanymi, a takich tu większość. Nie mogą wyjść samodzielnie z domu, nie wniosą wody na górę - tłumaczy Henryk Karolczuk, jeden z mieszkańców.
Nawet część lokatorów czternastki popiera tych z trzynastki. - Czy naprawdę nie można się dogadać i musi dochodzić do takich tragedii? Jak można odłączać ludziom ciepłą wodę? - oburza się jedna z mieszkanek bloku nr 14. Nie chce nazwiska w gazecie, bo się boi.
- Liczyliśmy, że odłączenie wody zmusi ludzi do rozmowy, że wspólnie podejmiemy jakąś decyzję. Niestety, były tylko krzyki i kłótnie. Aż do tego tragicznego poniedziałku... - członkowi wspólnoty rwie się głos. - Nasze córki bawią się razem, wnuczka tego mężczyzny jest u nas częstym gościem - dodaje po chwili. Ma żal do mediów. - W telewizji poszedł materiał. Zrobili ze mnie czarną owcę, a nawet ze mną nie porozmawiali - tłumaczy. Z nami zgodził się porozmawiać dopiero po długiej namowie, a zgodę na nazwisko wycofał, bo nie zgadza się z wersją przedstawioną przez policjantów.
Woda wróciła
Dramat doprowadził do rozwiązania ciągnącego się od dawna sporu. - Miałem tego dosyć, to zdarzenie przelało szalę goryczy - mówi członek zarządu. We wtorek, nazajutrz po próbie samobójczej, w budynku gminy przedstawiciele zwaśnionych wspólnot spotkali się z burmistrzem. - Kotłownię w nieodpłatne użyczenie przejmie spółka komunalna. Umowa będzie ważna najbliższe 20 lat. Sporne sprawy zostaną rozwiązane w sądzie, a ciepła woda wróci do kranów jeszcze dzisiaj - zapewnił nas burmistrz Leszek Waloch. Woda faktycznie wróciła jeszcze tego samego dnia. Podpisanie umowy burmistrz nazwał "opamiętaniem się".
Lokatorzy trzynastki czynu swojego sąsiada nie potępiają. - Puściły mu nerwy. Wszyscy tutaj mieliśmy już tego dosyć, wszyscy byliśmy zdesperowani - mówią.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?