Mój synek zostanie w domu
Elektroniczna rekrutacja do miejskich przedszkoli ruszyła 1 marca. Wprowadzono ją po raz pierwszy. W starym systemie maluchy były zapisywane do kilku placówek jednocześnie. Rodzice skarżyli się na chaos i na to, że ich pociechy nie mogą się dostać do żadnego przedszkola. Teraz miało być inaczej, w domyśle lepiej. Edyta Skowron, szczęśliwa mama trzyletniego Dominika przekonuje jednak, że pomysł nie wypalił. Choć przy zapisach obowiązywały proste zasady.
- Weszłam na stronę urzędu miasta i kliknęłam myszką w ikonkę przedszkola nr 5 - opowiada pani Edyta. - To dla mnie placówka pierwszego wyboru. Wydrukowałam i podpisałam specjalny wniosek i zaniosłam go do przedszkola. Jako placówkę drugiego wyboru zaznaczyłam sąsiednie przedszkole nr 6. A teraz się okazuje, że mój Dominik będzie musiał siedzieć w domu z nianią, bo nigdzie się nie dostał. Co prawda jest dziewiąty na liście rezerwowej do "piątki", ale nie wierzę, że się załapie.
Pani Edyta ma żal do miasta. - Mój synek spełniał wszystkie kryteria przyjęć wyznaczone przez gminę- przekonuje Czytelniczka. - Mieszka w Świebodzinie, jest tu zameldowany i ma dwoje pracujących rodziców. Przedszkole miało jednak za mało miejsc wolnych i zdecydowało się na losowanie dzieci. To niezgodne z prawem. Moje wątpliwości potwierdziło ministerstwo edukacji.
Dyrektorka przedszkola: Losowanie to najlepsze rozwiązanie
Magdalena Łopatniuk, dyrektorka przedszkola nr 5, którą zapytaliśmy o całą sprawę, nie ma sobie nic do zarzucenia. - W tym roku miałam 39 miejsc - tłumaczy. - 11 dzieci przyjęłam według preferencyjnych zasad ustalonych przez gminę. Pierwszeństwo mają pięcio i sześciolatki, matki samotnie wychowujące dzieci, rodzice dzieci niepełnosprawnych oraz dzieci niepełnosprawne. 12 osób dostało się po spełnieniu naszego wewnętrznego kryterium. Były to dzieci, których nie przyjęliśmy w zeszłym roku z braku miejsc.
W przedszkolu zostało 16 wolnych miejsc. A podań było 64 i wówczas komisja rekrutacyjna zdecydowała się na losowanie. - Na dzień dzisiejszy nie znam lepszego sposobu - tłumaczy Łopatniuk. - W przeciwnym wypadku rodzice dzieci, które się nie dostały do przedszkola, oskarżyliby mnie, że przyjmuję znajomych.
O problem zapytaliśmy też miasto. Roman Graczyk, kierownik wydziału oświaty, kultury i sportu rozumie dyrektorkę.
- Co innego mogła zrobić? Przecież wszystkie dzieci spełniały podane kryteria - przekonuje Graczyk. - Losowanie jest sprawiedliwe. Nie mam żadnych informacji z ministerstwa edukacji, aby taki sposób rekrutacji był nielegalny. Nie byłoby problemu, gdyby rodzice sześciolatków już w tym roku posłali je do szkoły.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?