- Proszę nie robić zdjęć! - krzyczy ochroniarz, gdy tylko zbliżam się do bramy wjazdowej na teren Dozametu. Chyba tylko on ma tu co robić. Pracownicy zakładu, choć teoretycznie są w pracy, kręcą się pod bramą. Wszyscy są „w plecy” po kilka tysięcy złotych. I to mimo przedświątecznych przelewów, pierwszych od pół roku.
- Ostatni raz produkowaliśmy 29 stycznia. To było dokładnie w tym dniu, jak wyłączyli prąd. Na początku lutego prezes ogłosił postojowe. Poszliśmy do domów i byliśmy w nich do ubiegłego piątku - opowiada Wojciech Kakała, jeden z pracowników Dozametu. W poniedziałek załoga dostała nakaz przyjścia do roboty. - To pewnie po złości, bośmy zrobili trochę szumu. Kazali nam przyjść bez podania jakichkolwiek zadań. Więc przyszliśmy, stoimy i nic nie robimy - wyjaśnia. - Według mnie na tym zakładzie produkcji już nie będzie. Na odlewni dalej nie ma prądu i gazu.
Choć komitet strajkowy wciąż się nie zawiązał, załoga ma na koncie chyba wszystkie inne możliwe do wykonania ruchy.
O swojej beznadziejnej sytuacji informowała już władze miasta i radnych Nowej Soli. Stosowne pisma poszły do Kancelarii Premiera i prokuratora generalnego. Pracownicy odwiedzili biuro Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. - Złożyliśmy też wniosek o upadłość. My, pracownicy - podkreśla pan Wojciech. - Odpowiedź z sądu będzie gdzieś tak za dwa tygodnie. Ale według nas nie ma szans, żeby to się udało.
Czytaj we wtorkowej ,,Gazecie Lubuskiej" dla Nowej Soli i okolic i w portalu www.plus.gazetalubuska.pl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?