Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramat na słubickiej ginekologii!

Beata Bielecka
Marcin Jabłoński uspokaja, że dramatu nie ma. Jego zdaniem są tylko zawirowania spowodowane nagłym odejściem z pracy ordynatora ginekologii.
Marcin Jabłoński uspokaja, że dramatu nie ma. Jego zdaniem są tylko zawirowania spowodowane nagłym odejściem z pracy ordynatora ginekologii. Bożena Bryl
- Sytuacja na oddziale zagraża pacjentkom - zaalarmowała nas lekarka Malwina Kumoch. Od kilku dni pracuje sama, bo inni ginekolodzy zwolnili się już z pracy. Bywa, że na dyżurze nie ma nawet wsparcia chirurga. Szef szpitala Marcin Jabłoński zapewnia, że to chwilowe problemy.

Pacjentki nie kryją jednak irytacji. - Do poradni w ogóle nie ma szans się dostać, bo przyjmowane są głównie ciężarne - żaliła się nam młoda słubiczanka Magda (nie chciała nazwiska w gazecie). - Strach też teraz leżeć na oddziale, bo pozwalniali się lekarze - mówiła.

Wstrzymane operacje

Na ginekologii, od 8 sierpnia, jest tylko M. Kumoch, wspierana przez emerytowanych lekarzy, którzy biorą część dyżurów. Ale i ona pracuje tylko do czwartku. -

Po tym, jak kilka miesięcy temu szpital przejęła spółka (utworzyło ją starostwo - przyp. red.) zaczęło źle się dziać - wyjaśniła przyczynę złożenia wypowiedzenia. - Prezes (M. Jabłoński - przyp. red.) w ogóle nie zna się na prowadzeniu placówki leczniczej - krytykowała go. Mówiła, że podłożem konfliktu z szefem, z powodu którego odeszli wszyscy ginekolodzy (pod koniec lipca ordynator oddziału Jarosław Cięciel, a po nim inny lekarz), były głównie tzw. nadwykonania (zabiegi, które nie mieściły się w limitach narzuconych przez Narodowy Fundusz Zdrowia). Ponieważ operacji było zdecydowanie więcej niż przewidywał kontrakt, w połowie lipca ordynator usłyszał od M. Jabłońskiego, że nie może przekroczyć już limitu.

J. Cięciel mówił nam, że poinformował wtedy pisemnie M. Jabłońskiego, że w tej sytuacji do końca sierpnia musi odwołać wszystkie planowane operacje. - Odpowiedzi nie dostałem, co było dla mnie równoznaczne z tym, że prezes zaakceptował to - mówił. - Ale ja tego zaakceptować nie mogłem, bo to działanie na szkodę pacjentów. Robiliśmy w Słubicach specjalistyczne operacje, których nie robi się wszędzie, i Narodowy Fundusz Zdrowia to widział. Moim zdaniem była szansa na wyższy kontrakt. Prezes nie umiał jednak o niego zawalczyć, a mi zagroził, że jak będę robił tak duże nadwykonania, oskarży mnie o działanie na szkodę spółki - opowiadał.

Poszło jednak nie tylko o to. J. Cięciel pełnił również funkcję głównego lekarza szpitala i kierownika bloku operacyjnego. - W ostatnim czasie zdarzało się, że na chirurgii nie było lekarza dyżurującego, albo ktoś dyżurował pięć dni z rzędu. To stanowiło zagrożenie dla pacjentów. Przez cztery miesiące prosiłem prezesa, żeby ściągnąć dodatkowych lekarzy, ale nic to nie dało. Usłyszałem tylko oskarżenia, że mój oddział jest w katastrofalnej sytuacji finansowej - opowiadał. Na początku lipca napisał prośbę o rozwiązanie umowy z dniem 31 sierpnia. Odpowiedzi nie dostał.

Zgodnie z kontraktem obowiązywało go jednak 6-miesięczne wypowiedzenie. - Oddałem sprawę do prawnika, który stwierdził, że w sytuacji gdy ograniczono mi możliwość wykonywania pracy mogę w trybie natychmiastowym rozstać się ze szpitalem - tłumaczył nam wcześniejsze odejście z pracy.

Ordynator porzucił pracę?

Co na to wszystko M. Jabłoński? - Ginekologia, jako jedyny oddział dwukrotnie przekraczała kontrakt. Występowałem do NFZ o jego zwiększenie, ale dotąd nie dostałem zgody - mówił.
Tłumaczył, że szpitala nie było na to stać. - W I kwartale tego roku, przed powstaniem spółki, SP ZOZ miał 1,2 mln zł długów z powodu nadwykonań. NFZ zwrócił tylko ok. 30 proc. kwoty, dlatego nadal strata wynosiła ok. 800 tys. zł. Od kiedy lecznicą kieruje spółka nadwykonania spadły do kwoty 400 tys. zł. Nadal większość z nich jest udziałem ginekologii - mówił prezes.
Podkreślał też, że I kwartał funkcjonowania spółki przyniósł dodatni wynik mimo, że NFZ nie zapłacił jeszcze za nadwykonania.

Dlatego M. Jabłoński nie rozumie pretensji J. Cięciela. - Taki mamy system opieki zdrowotnej i jedynym wyjściem było wprowadzenie kolejek dla pacjentów, tym bardziej, że zastany kontrakt na ginekologii jest w tym roku mniejszy o blisko jedną trzecią - mówił. Nie akceptuje też absolutnie odejścia J. Cięciela z pracy przez upływem 6 miesięcy. - On po prostu ją porzucił, doprowadzając do obecnych kłopotów na ginekologii, dlatego kieruję sprawę do sądu i będę domagał się dla szpitala dużego odszkodowania - mówił. Zapewnił też, że panuje nad sytuacją i pacjenci mogą czuć się bezpiecznie. Dodał, że do pracy na oddziale ściągnął już lekarza z Gorzowa. Pomóc ma też były ordynator ginekologii, który jest już na emeryturze.

Tymczasowo pacjentki z poradni K, jeśli będzie taka potrzeba, może przejąć Zbigniew Rozalski, który prowadzi prywatną praktykę, ale ma kontrakt z NFZ, dlatego leczenie jest bezpłatne. Poza tym 16 sierpnia ma zostać rozstrzygnięty konkurs na ordynatora ginekologii.

- Chętnych nie brakuje, podobnie jak lekarzy, którzy chcą pracować na oddziale - mówił M. Jabłoński. Dlatego jest przekonany, że najpóźniej na początku września sytuacja na ginekologii unormuje się. Wyjaśnił też, że kłopoty z obsadą dyżurów na chirurgii wynikają jedynie z tego, że jeden z lekarzy jest na dłuższym zwolnieniu lekarskim.

Baza firm z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska