Pożar wybuchł w południe. Pisaliśmy już o nim na naszym portalu i w czwartkowym wydaniu "GL". Przypominamy, że żona pana Stanisława ruszyła do walki z rozprzestrzeniającym się ogniem. Skończyło się na poparzeniach dłoni, które później musieli opatrzyć medycy z międzyrzeckiego szpitala. Na szczęście obrażenia okazały się niegroźne dla jej zdrowia.
Płonący budynek gasiło pięć zastępów straży zawodowej i ochotniczej. Strażakom udało się uratować stodołę. Przylegająca do niej cześć mieszkalna uległa jednak całkowitemu zniszczeniu. Pomieszczenia są wypalone i osmolone sadzą, część dachu i podtrzymujących go krokwi runęła do środka.
- Cały dobytek poszedł z dymem. Meble, ubrania i książki córek. Dorobek naszego życia - wylicza Stanisław Miszałowski, który mieszkał w tym budynku przez 40 lat.
Dom położony jest na uboczu, prawie trzy kilometry od Zielomyśla. Pan Stanisław mieszkał w nim razem z żoną i dwiema córkami. Pierwszą noc po pożarze spędzili u krewnych. Twierdzą jednak, że nie mogą tam zostać na dłużej, gdyż mieszkanie jest na to za małe. Pomoc rodzinie zapowiada wójt Pszczewa Waldemar Górczyński. - Dzieci będą mogły korzystać z bezpłatnych posiłków w szkole. Rodzina może liczyć na wsparcie naszej opieki społecznej - deklaruje.
Mieszkanie jest własnością pszczewskich władz, pogorzelcy byli tylko lokatorami. Wójt obiecuje, że w ciągu dwóch miesięcy znajdzie im lokal zastępczy na terenie gminy. Stan techniczny spalonego budynku ma ocenić biegły. Na podstawie jego opinii władze podejmą decyzję o ewentualnej rozbiórce, lub odbudowie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?