Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drezdenko: Rozwścieczony amstaf zaatakował małe dzieci

Redakcja
Dzieci uciekły na drabinkę. Krzysztof (na pierwszym planie) ma podrapane plecy i obojczyk oraz ślady kłów na nogach. Kamil (siedzi szczebel niżej) - pogryziony palec u stopy, a Andżelika (z tyłu) - pokąsane łydki. Na zdjęciu z rodzicami, dziadkami i kuzynką.
Dzieci uciekły na drabinkę. Krzysztof (na pierwszym planie) ma podrapane plecy i obojczyk oraz ślady kłów na nogach. Kamil (siedzi szczebel niżej) - pogryziony palec u stopy, a Andżelika (z tyłu) - pokąsane łydki. Na zdjęciu z rodzicami, dziadkami i kuzynką. fot. Krzysztof Tomicz
Pies chwycił chłopca zębami i ciągnął go po ziemi - opowiada Czytelnik.

Najpierw rzucił się na dziewczynkę, a potem na jej brata, który chciał ją ratować. - Trójka rodzeństwa uciekła w końcu na ślizgawkę, ale pies atakował dalej. Dorośli sypali mu w oczy piaskiem i odganiali go drągiem - opisywali nam wczoraj świadkowie zdarzenia.

Rodzeństwo: pięcioletni Kamil, sześcioletni Krzysztof i najbardziej poszkodowana dziesięcioletnia Andżelika mają liczne pogryzienia i zadrapania. To dzieci państwa Kołtowskich z Wrocławia, którzy wybrali się na urlop do Zagórza, wsi nad jeziorem. Latem zajeżdżają tu turyści. O sprawie powiadomił nas jeden z nich - Paweł Taźbirek.

Przerażający widok
- W zeszły w poniedziałek usłyszałem przeraźliwy krzyk dzieci, więc pobiegłem zobaczyć, co się stało. Pies chwycił zębami chłopca i ciągnął go po ziemi. Na mój okrzyk puścił i rzucił się na dziewczynkę! - relacjonuje nasz Czytelnik. Okazało się, że chłopiec próbował wcześniej bronić swą siostrę i wtedy amstaf zaatakował jego.

Taźbirek rzucił w psa kamieniem. Dzieci chroniły się na drabinkach i ślizgawkach, ale zwierzę atakowało dalej: Andżelikę chwyciło za łydkę, a Kamila ugryzło w palec. Na miejscu pojawili się inni dorośli, w tym rodzice i dziadkowie dzieci. Sypali psu piaskiem w oczy i odganiali go drągiem. W końcu amstaf dał za wygraną.

Pogotowie wezwała Janina Woźnica, recepcjonistka w pobliskim ośrodku wypoczynkowym. - Dyżurna poinformowała mnie, żebym przemyła i opatrzyła dzieciom rany, więc tak zrobiłam. Pogryzienia wyglądały bardzo groźnie i wszędzie było dużo krwi - wyjaśniała nam wczoraj z przejęciem pani Janina.

Ponoć był spokojny

Dzieci zaatakowała siedmiomiesięczna suka Nemezis. Jak mówi jej właścicielka Magdalena Terebesiak, pies nie sprawiał wcześniej problemów. - Bawił się z dziećmi i spał z nami w łóżku - tłumaczy. Dodaje, że kiedy zwierze przebywało poza domem, zawsze miało na pysku kaganiec. - Nie jest to mój pierwszy pies. Wiele czytałam o tym, jak je układać i tresować. Bez powodu nikogo by nie zaatakował - podkreśla.

Czytelnik, który powiadomił nas o sprawie, jest innego zdania. - Codziennie słyszałem ujadanie tego amstafa - zapewnia. Urlopowicz Andrzej Ratajczuk mówi, że ten pies już zaatakował człowieka. Wtedy miał jednak kaganiec i obyło się bez pogryzienia.

- Co to za pomysł, żeby oddawać dzieciom pod opiekę tak groźnego psa?! - pytają zbulwersowani ludzie. Z relacji właścicielki wynika bowiem, że to jej córka sprowokowała amstafa. - Bez naszej wiedzy zaprowadziła go na plac zabaw, zdjęła mu kaganiec i drażniła ostrym narzędziem, zadając rany. To rozjuszyło Nemezis. Nie jestem wstanie powiedzieć, dlaczego córka tak się zachowała - mówi właścicielka. I dodaje: - Zdaję sobie sprawę z tego, że to ja ponoszę odpowiedzialność za dzieci i psa.

Rany powoli się goją

Kobieta pomaga rodzicom pogryzionych maluchów, wozi je na zmiany opatrunków do szpitala w Drezdenku, kupiła też leki przeciwbólowe. Potwierdzają to rodzice.

- Nic jednak nie zwróci nam i naszym dzieciom straconego zdrowia i nerwów - mówią Agnieszka i Waldemar Kołtowscy. Dzieci po całym zdarzeniu spędziły w szpitalu dwie godziny na opatrywaniu ran. Rany powoli się goją, ale uraz psychiczny pozostał. - Dzieci budzą się w nocy z płaczem - opowiadają rodzice.

W najgorszym stanie jest Andżelika, u której rany nie goją się tak, jak powinny. O dalszym losie Nemezis zadecyduje weterynarz. Tymczasem zwierze wciąż przebywa na posesji Terebesiak. - Co kilka dni wozimy go na badania kontrolne. Póki co, pies jest spokojny i nie wzbudza zastrzeżeń - mówi właścicielka.

Sprawę prowadzi policja, właścicielce grozi grzywna.

Jakub Pikulik
0 95 722 57 72
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska