Dziury, wykroty, kałuże... To drogowy banał. W niedzielę mieszkańcy Przyborowa, Siedliska i Lipin poprosili nas, abyśmy sprawdzili jak może wyglądać objazd drogi wojewódzkiej. Już poza banałem. Zobaczyliśmy i... kosztowało nas to niemal zawieszenie. Co chwilę zderzak szorował o brzeg kałuży. Tymczasem mieszkańcy okolicznych miejscowości przemierzają ten kilkusetmetrowy odcinek nawet kilka razy dziennie.
- Po każdych opadach deszczu, drogowcy starają się ten odcinek wyrównać. I jest źle, ale nie tragicznie - opowiada Marek Matusewicz z Przyborowa. - Jednak teraz, podczas długiego weekendu nikt nic nie zrobił. A można było oddelegować kilka osób i równiarkę by pomóc kierowcom. Ale do tego trzeba trochę wyobraźni, której u nas brakuje - dodaje.
Bardziej zapobiegliwi nadkładają kilometry i jeżdżą przez Lipiny i Stany. Jednak ile można? Co bardziej zapalczywi twierdzą, że drogowcy taki objazd mogą sobie wsadzić w...
Zresztą - cytując kierowców - lepiej pewnie nie będzie. W końcu budowana woda jest tak obniżona, że woda będzie się przelewała. - Płakać się chce - mówi mieszkanka Siedliska siedząc za kierownicą fiesty. - Już pal licho, że myłam auto, ale zastanawiam się ile ono wytrzyma takiej jazdy. Czy ktoś mi zwróci za naprawę? Już mi wszystko dzwoni. A jeszcze ile lusterek tutaj poszło? Każdy stara się znaleźć taki wariant, aby ominąć chociaż te większe dziury, wszyscy się wściekają, bo lepszej ścieżki już nie ma - dodaje.
- Gdy jeżdżę tą drogą to muszę mocno zaciskać zęby. To jest po prostu jeden wielki dramat! A wójt nic w tej sprawie nie robi! - denerwuje się pan Andrzej z Przyborowa.
- Sam jestem zdenerwowany stanem tej drogi - odpowiada wójt Jarosław Dykiel. - Odbyłem już w tej sprawie wiele rozmów, ale bez reakcji Zarządu Dróg Wojewódzkich niewiele mogę zdziałać - dodaje.
Czy uda się ukończyć drogę do końca listopada? Pracujący drogowcy stwierdzili, że nie są kompetentni do udzielania takich informacji. Już wcześniej słyszeliśmy, że firma stara się jak może. A zbyt wiele nie może. Bardziej cywilizowany objazd wymaga czasu i pieniędzy. Ten jest wykonany na chybcika, poprowadzony po prywatnym gruncie i drogą należącą do leśników. To niski teren, nasiąknięty wodą od dłuższego czasu i nieustannie należy tu dokonywać poprawek. A i przyszłość tej budowanej drogi do końca nie jest pewna. Przyszła fala powodziowa, roboty musiano wstrzymać.
- Nie rozumiem jak to możliwe, że gdzieś tam w Bogatyni drogę zniszczoną przez powódź potrafili naprawić w dwa tygodnie. A u nas? - dziwi się jeden z kierowców. - Czy my płacimy inne podatki, czy też nas dotknęła inna powódź?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?