Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwulatek nie został przyjęty na zdjęcie gipsu, bo nie tylko nie był zarejestrowany, ale jego mama się awanturowała i wyzywała lekarkę?

Anna Rimke
Anna Rimke
Dwulatek nie został przyjęty na zdjęcie gipsu. Kogo to wina? Lekarzy czy mamy?
Dwulatek nie został przyjęty na zdjęcie gipsu. Kogo to wina? Lekarzy czy mamy? archiwum prywatne
- Sytuacja wyglądała zupełnie inaczej, niż opisuje to ta dziewczyna. Ona wpadła w jakąś furię. I to ona zawiniła, a ma pretensje do lekarza – twierdzi pacjentka, która była świadkiem wizyty młodej kobiety z dwuletnim dzieckiem w gorzowskim szpitalu.

Pisaliśmy o całej sytuacji w ubiegłym tygodniu tutaj. Pani Monika z Myśliborza opisała na facebooku, jak została potraktowana w poradni gorzowskiego szpitala przy ul. Dekerta. Była tam w miniony wtorek, 6 października.

Nie ustaliła terminu wizyty

Jej synek Nikodem miał założony gips 9 września, bo złamał obojczyk. - W poniedziałek próbowałam się zarejestrować telefonicznie do poradni w szpitalu w Gorzowie na zdjęcie gipsu. Dzwoniłam wiele razy, czekałam po kilka minut, aż ktoś odbierze. Niestety, nie udało mi się ani razu połączyć – opowiadała „GL” mama Nikodema.

Następnego dnia pojechała z dzieckiem autobusem do Gorzowa. W rejestracji usłyszała, że ma zapytać lekarza, czy przyjmie dziecko, skoro nie jest umówione. – Nikt nie czekał w kolejce. Ale pani doktor nie zgodziła się nas przyjąć. Kazała się zarejestrować na pierwszy wolny termin – opowiada kobieta. Twierdziła, że lekarka rozmawiała z nią przez półotwarte drzwi. – I jedyne, na co zwróciła uwagę, to na to, że mi maseczka się zsunęła z nosa. A nie obchodziło jej w ogóle, z czym przychodzę – relacjonowała pani Monika.

Kobieta nie zapisała dziecka na inny termin, a gips zdjęła dziecku sama. Pod gipsem była już rana. Lekarz rodzinny przepisał dwulatkowi antybiotyk i maść. – Ale nie chodzi mi o tę ranę. Bo to pewnie mogło się przydarzyć. Ale o to, że zostałam odesłana ze szpitala z małym płaczącym dzieckiem bez żadnej pomocy - tłumaczyła wtedy mama dwulatka.

Szpital zajął się wyjaśnianiem sytuacji, jak tylko się o niej dowiedział. Dziś dostaliśmy stanowisko gorzowskiej lecznicy w tej sprawie. - Po przeprowadzeniu wnikliwej analizy okazało się, że w Wojewódzkiej Przychodni Chirurgii Dziecięcej dwuletni synek kobiety po raz pierwszy był konsultowany na początku września (...). W karcie informacyjnej, jaką matka chłopca dostała w poradni, chirurg zalecił kontrolę stanu zdrowia chłopca w terminie nie przekraczającym 3 tygodni. Matka opuszczając poradnię nie ustaliła (choć miała taką możliwość) terminu nowej wizyty (…) Ostatecznie - bez wyznaczonego terminu - kobieta z synkiem zgłosiła się tydzień później dopiero po 4 tygodniach. Zdaniem specjalistów odparzenia, które są widoczne na rączce dziecka mogą być wynikiem zbyt długiego czasu unieruchomienia barku w gipsie, a zgłoszenie się do kontroli długo po terminie i doprowadzenie ręki chłopca do takiego stanu może sugerować zaniedbania ze strony opiekunów dziecka – czytamy w piśmie od szpitala.

Szpital powiadomi opiekę społeczną

Dalej czytamy, że z relacji lekarza mającego tego dnia dyżur wynika, że podczas pobytu w poradni kobieta była agresywna w słowach i czynach, wykrzykiwała wulgarne słowa pod adresem personelu medycznego. Z tego powodu niezbędna się okazała interwencja szpitalnej ochrony.

Zaczęła wyzywać od kur…, cweli, szmat! Lekarka prosiła, żeby się uspokoiła, bo wezwie ochronę – relacjonuje pacjentka, która była świadkiem zajścia

Słowa lekarza potwierdza jedna z pacjentek, która była świadkiem całego zajścia i zadzwoniła do redakcji „GL”, żeby opowiedzieć, jak to wyglądało (dane do wiadomości redakcji). – Owszem, lekarka rozmawiała z tą kobietą przez półotwarte drzwi, ale tylko dlatego, że w środku był pacjent. Kobieta zapukała i powiedziała, że nie może się zarejestrować, a już tydzień temu miała przyjechać z dzieckiem. Kiedy usłyszała, żeby się umówiła na najbliższy termin wpadła w furię. Zaczęła wyzywać od kur…, cweli, szmat! Lekarka prosiła, żeby się uspokoiła, bo wezwie ochronę – relacjonuje pacjentka i nie kryje, że jest zbulwersowana zachowaniem młodej kobiety. Dodaje, że na pewno nie zawiniła lekarka. – Myślę, że gdyby poprosiła o przyjęcie, a nie zaczęła się awanturować, to pewnie by została przyjęta. Bo wiem, że tak nie raz się zdarzało – twierdzi pacjentka.

Szpital zapowiada, że o prawdopodobnych zaniedbaniach ze strony opiekunów prawnych dziecka powiadomi Gorzowskie Centrum Pomocy Rodzinie, a ta instytucja skontaktuje się z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Myśliborzu.

Pani Monika twierdzi, że nie byłoby całej awantury, gdyby jej dziecko zostało przyjęte przez lekarkę.

WIDEO: Gorzów Wlkp. "Szykujemy się na armagedon" - mówi lek. med. Tomasz Więckowski szef Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. 12.10.2020

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska