Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dyskusja w Bad Muskau o polsko-niemieckich stereotypach

Danuta Kuleszyńska
Steffen Moeller: - Musimy patrzeć na regiony, a nie na Brukselę. Dlatego uczmy się wzajemnie języków.
Steffen Moeller: - Musimy patrzeć na regiony, a nie na Brukselę. Dlatego uczmy się wzajemnie języków. fot. Paweł Janczaruk
Steffen Moeller, kabareciarz: - Polacy są dumni, że są Polakami.

Daniel Mosmann, radny: - A gdybym ja powiedział, że jestem dumny, bo jestem Niemcem, to bym się naraził na niebezpieczeństwo, że zaliczą mnie do skrajnej prawicy.

W poprzedni czwartek po południu do Turmvilli w Bad Muskau ściągnęły panie z Łęknicy. Żeby wziąć udział w dyskusji o tym, czy Polak i Niemiec może być dla siebie bratem. Ale przede wszystkim po to, by zobaczyć swego idola z serialu "M jak miłość".

Bo jednym z gości debaty panelowej był właśnie Steffen Moeller. Artysta przybył do Bad Muskau pociągiem z Berlina, gdzie właśnie promuje swoją książkę "Viva Polonia", która w kraju za Odrą i Nysą bije rekordy popularności. Przywiózł też ze sobą kilkanaście egzemplarzy tego niemieckiego wydania z nadzieją, że w miasteczku znajdą się chętni do jej nabycia. I się nie mylił.

Steffen był niewątpliwie gwiazdą spotkania. Gdy tylko pojawił się w gronie dyskutantów, zachwycone fanki z Łęknicy powitały go brawami i z okrzykiem: "brawo M jak miłość".

Poza łękniczankami do ośrodka kultury Turmvilla przyszła spora rzesza mieszkańców Bad Muskau i okolicznych miejscowości. Przeważali panowie.
A na podium, przy stolikach zasiedli dyskutanci: Rene Beder, pisarz i filmowiec, Peter Rossa, szef Turmvilli, Magdalena Sambor, szefowa Międzynarodowego Domu Spotkań Młodzieży w podpoznańskim Mikuszewie, Tomasz Zabawa z ekomuzeum w Mirostowicach Dolnych, Helga Heinze z muzeum Sagar, oraz wspomniany Steffen Moeller. Dyskusję prowadziły Katrin Schroder z "Sachsische Zeitung" i niżej podpisana.

Ciał, baj, baj i całuski

- Polacy są szczerzy, dumni, lubią do siebie mówić po imieniu i mają poczucie humoru - pochwalił nas Steffen. Na dowód tego, że jesteśmy też zabobonni, przytoczył historię z torbami.

- Polak nie stawia teczki na ziemię, bo nie będzie miał pieniędzy - zaprezentował. I odstawił swoją na krzesło. Młody Niemiec z pierwszego rzędu zareagował natychmiast: podniósł swój plecak z podłogi i postawił na kolana.

Steffen pochwalił też polską gościnność, której nauczył się mieszkając w naszym kraju. Przy okazji wyjął z kieszeni pudełko z cukierkami i poczęstował dyskutantów. Ku radości swych rodaków opowiadał też o tym jak długo Polak żegna się z Polakiem i jak dużo ma na to określeń: cześć, do widzenia, ciał, baj baj, całuski... - A my tylko auf wiedersehen mówimy i zaraz znikamy, a Polacy jeszcze z pół godziny na do widzenia gadają.

Niemiecka część publiczności tylko głowami pokiwała. Z podziwu, że też nie szkoda nam czasu na tak długie pożegnania.

- A spróbujcie powiedzieć "w Strzebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie" - prowokował Steffen. I kilka osób spróbowało: f szeszcz....bzacyne....

Żabka i urocza blondynka

Rene Beder gdy był dzieckiem nie pałał uczuciami do Polaków. Jego ojciec też za nami nie przepadał. - Zawsze słyszało się u nas klasyczne zdanie, że Polak wszystko zepsuje. A ja po 30 latach wracam do Bad Muskau i widzę jak tu się wszystko na lepsze zmieniło.

Oprowadzam polskie dzieci po Łęknicy, a one świetnie znają historię miasteczka, dużo wiedzą. No i mój ojciec...Spotykam go, jak coś dłubie koło domu i mruczy pod nosem po polsku "dobra, dobra"...Nauczył się tego, bo ma teraz dobre kontakty z mieszkańcami Łęknicy.

- Te wzajemnie kontakty są bardzo ważne i one właśnie burzą stereotypy na nasze tematy - przekonywał Peter Rossa. Szef Turmvilli od lat współpracuje z polskimi organizacjami, zaprasza do siebie młodzież, organizuje polsko-niemieckie imprezy. Podobnie Magdalena Sambor, która od 10 lat w Mikuszewie prowadzi dom spotkań młodzieży. Przyjeżdżają tam młodzi ludzie z wielu rejonów Europy. - Polacy, Niemcy, Rosjanie...Każdy z nas jest gdzieś w drodze...- mówiła.

Czy możemy być dla siebie braćmi? Chyba tak. A najlepiej wiedzą o tym Tomasz Zabawa i Helga Heinze. Spotkali się trzy lata temu i od tamtej pory łączy ich wspólna muzealna pasja. - Jechałem na rowerze za skaczącą żabką i tak trafiłem pod muzeum w Sagar. Z budynku wyszła urocza blondynka i zaprosiła mnie do środka - wspominał Tomasz.

Od tamtej pory T. Zabawa wziął się za naukę niemieckiego. - I robi postępy - pochwaliła Helga, która przy okazji poznaje język polski.

A potem rozgorzała dyskusja z udziałem publiczności. - Polacy wiele wycierpieli - przypomniał radny Daniel Mosmann. - Stary człowiek powiedział mi kiedyś, że musiał opuścić Lwów i że nigdy już tego miejsca nie zobaczył. Podobnie Niemcy z dawnego NRD. Też nie mogli powrócić do swoich domów. Więc nasze cierpienia są podobne.

Z tym, że Polacy mogą nosić swoją głowę wysoko. Ale gdybym ja dziś powiedział, że jestem dumny, bo jestem Niemcem, to bym się naraził na niebezpieczeństwo, że zaliczą mnie do skrajnej prawicy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska