Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dyspozytorka nie wysłała karetki do dziecka

Redakcja
Usłyszałam: „Jak pani chce przyjechać na pogotowie, to niech sama pani przyjedzie” - opowiada Maja Piwowarska, mama Julki.
Usłyszałam: „Jak pani chce przyjechać na pogotowie, to niech sama pani przyjedzie” - opowiada Maja Piwowarska, mama Julki. Piotr Jędzura
Rano stan Julki ze Wschowy się pogorszył, ciało miała pokryte plamami. Mama zadzwoniła na pogotowie, ale dyspozytorka ze szpitala odmówiła wysłania karetki. Dramat dopiero się zaczynał...

11-miesięczna Julka raz czuła się dobrze, uśmiechała się, a za chwilę bladła, zaczynała płakać i podkurczać nóżki. - Pani doktor zaleciła specjalną dietę, zapytała, czy mam coś na gorączkę. Nic nie wskazywało, że będzie gorzej. Wróciliśmy do domu, córka wypiła herbatkę i usnęła. Nawet był taki moment, że pojawił się uśmiech na jej buzi - opowiada Maja Piwowarska ze Wschowy, mama dziewczynki.

Był wtorek, 8 marca. Pani Maja całą noc czuwała nad dzieckiem. Krótko po 6.00 stan Julki znów się pogorszył, całe ciało miała pokryte plamami. - Zadecydowałam, że dzwonię na pogotowie. Nie pamiętam dokładnie, co mówiłam, ale przedstawiłam się i powiedziałam, że chcę wezwać karetkę do córki. Opowiedziałam o objawach, i że niepokoją mnie te plamki. Usłyszałam, że nie przyjadą - wspomina mama. Na nic zdały się prośby i tłumaczenia, że nie ma samochodu. - Usłyszałam: „Jak pani chce przyjechać na pogotowie, to niech sama pani przyjedzie” - dodaje.

Pani Maja gdy dotarła do szpitala we Wschowie (autem szwagierki), czym prędzej poprosiła o pomoc lekarza. - Od pielęgniarki usłyszałam, że nie ma żadnego pediatry. Poprosiłam więc o jakiegokolwiek. Mówiłam: „Proszę zobaczyć, co mi się z córką dzieje!”. Kazali mi czekać dwie godziny - relacjonuje. Julka robiła się coraz bledsza i słabsza. Rodzina wsiadła do auta i chwilę później była w przychodni, u tej samej lekarki, która oglądała dziewczynkę dzień wcześniej. „Boże! Szybko, szpital!” - krzyknęła lekarka, gdy zobaczyła plamy na skórze dziecka. - Zaczęły mi się ręce trząść, mąż zbladł... W tym samym czasie córka zaczęła się dusić, głowa i ręce jej opadły. Medycy podali małej tlen - mówi mama.

Przeczytaj także: Wypadek na Słowackiego w Zielonej Górze. Są wstępne przyczyny tragedii

Przychodnia miała własną karetkę, która szybko zabrała Julkę do szpitala w Głogowie. Na miejscu dziewczynkę obejrzał lekarz, trafiła na oddział. Okazało się, że szybka reakcja mamy była kluczowa. - Usłyszałam, że jakbym czekała do wieczora, to Julka mogłaby już nie żyć - przyznaje pani Maja. Lekarze poinformowali, że podejrzewają sepsę. Padła propozycja wprowadzenia dziecka w stan śpiączki farmakologicznej i przewiezienia do szpitala w Legnicy. Tak też się stało. Na miejscu doszła kolejna diagnoza: ropne zapalenie opon mózgowych...

Czy dyspozytorkę, która odmówiła wysłania karetki, spotkały jakieś konsekwencje? W szpitalu we Wschowie ma zostać powołany zespół, w którego skład wejdą m.in. specjaliści medycyny ratunkowej. Ocenią, czy dyspozytorka postąpiła zgodnie z procedurami.

Nie czekając na ustalenia lecznicy, pani Maja zgłosiła sprawę prokuraturze.

Więcej na plus.gazetalubuska.pl oraz w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej w środę 23 marca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska