11-miesięczna Julka raz czuła się dobrze, uśmiechała się, a za chwilę bladła, zaczynała płakać i podkurczać nóżki. - Pani doktor zaleciła specjalną dietę, zapytała, czy mam coś na gorączkę. Nic nie wskazywało, że będzie gorzej. Wróciliśmy do domu, córka wypiła herbatkę i usnęła. Nawet był taki moment, że pojawił się uśmiech na jej buzi - opowiada Maja Piwowarska ze Wschowy, mama dziewczynki.
Był wtorek, 8 marca. Pani Maja całą noc czuwała nad dzieckiem. Krótko po 6.00 stan Julki znów się pogorszył, całe ciało miała pokryte plamami. - Zadecydowałam, że dzwonię na pogotowie. Nie pamiętam dokładnie, co mówiłam, ale przedstawiłam się i powiedziałam, że chcę wezwać karetkę do córki. Opowiedziałam o objawach, i że niepokoją mnie te plamki. Usłyszałam, że nie przyjadą - wspomina mama. Na nic zdały się prośby i tłumaczenia, że nie ma samochodu. - Usłyszałam: „Jak pani chce przyjechać na pogotowie, to niech sama pani przyjedzie” - dodaje.
Pani Maja gdy dotarła do szpitala we Wschowie (autem szwagierki), czym prędzej poprosiła o pomoc lekarza. - Od pielęgniarki usłyszałam, że nie ma żadnego pediatry. Poprosiłam więc o jakiegokolwiek. Mówiłam: „Proszę zobaczyć, co mi się z córką dzieje!”. Kazali mi czekać dwie godziny - relacjonuje. Julka robiła się coraz bledsza i słabsza. Rodzina wsiadła do auta i chwilę później była w przychodni, u tej samej lekarki, która oglądała dziewczynkę dzień wcześniej. „Boże! Szybko, szpital!” - krzyknęła lekarka, gdy zobaczyła plamy na skórze dziecka. - Zaczęły mi się ręce trząść, mąż zbladł... W tym samym czasie córka zaczęła się dusić, głowa i ręce jej opadły. Medycy podali małej tlen - mówi mama.
Przeczytaj także: Wypadek na Słowackiego w Zielonej Górze. Są wstępne przyczyny tragedii
Przychodnia miała własną karetkę, która szybko zabrała Julkę do szpitala w Głogowie. Na miejscu dziewczynkę obejrzał lekarz, trafiła na oddział. Okazało się, że szybka reakcja mamy była kluczowa. - Usłyszałam, że jakbym czekała do wieczora, to Julka mogłaby już nie żyć - przyznaje pani Maja. Lekarze poinformowali, że podejrzewają sepsę. Padła propozycja wprowadzenia dziecka w stan śpiączki farmakologicznej i przewiezienia do szpitala w Legnicy. Tak też się stało. Na miejscu doszła kolejna diagnoza: ropne zapalenie opon mózgowych...
Czy dyspozytorkę, która odmówiła wysłania karetki, spotkały jakieś konsekwencje? W szpitalu we Wschowie ma zostać powołany zespół, w którego skład wejdą m.in. specjaliści medycyny ratunkowej. Ocenią, czy dyspozytorka postąpiła zgodnie z procedurami.
Nie czekając na ustalenia lecznicy, pani Maja zgłosiła sprawę prokuraturze.
Więcej na plus.gazetalubuska.pl oraz w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej w środę 23 marca.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?