Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieciństwo w czasach wojny

Dariusz Brożek
Dariusz Brożek
Zygmunt Kurzawski ma 87 lat, ale doskonale pamięta lata drugiej wojny.
Zygmunt Kurzawski ma 87 lat, ale doskonale pamięta lata drugiej wojny. Dariusz Brożek
Razem z Zygmuntem Kurzawskim przeglądamy zdjęcia i dokumenty z jego domowego archiwum. Mój wzrok przykuwa pożółkła kartka z jego zdjęciem i kilkoma stemplami hitlerowskich urzędów. Na nagłówku ma napis Arbeitskarte. To karta pracy, którą mój rozmówca dostał w 1941 r. Miał 12 lat i – jak wszyscy Polacy w Trzeciej Rzeszy – musiał iść do pracy.

Za oknem zmierzch, ulicę Chrobrego w Skwierzynie oświetla żółte światło latarni. Z. Kurzawski opowiada mi o swoim dzieciństwie. Urodził się w 1929 r. w Międzychodzie, który dziewięć lat wcześniej przyłączony został do odrodzonego po zaborach państwa polskiego. Na mocy Traktatu Wersalskiego z 1919 r. Skwierzyna została w Niemczech i nazywała się Schwerin an der Warthe.

– Po wybuchu drugiej wojny Niemcy wysiedlili moją rodzinę do Rzeszy. Kiedy ojciec wrócił z kampanii wrześniowej, razem z rodzicami i braćmi zostaliśmy deportowani do Skwierzyny – wspomina.

Rodzina miała wiele szczęścia. Do Skwierzyny wywieziono wielu mieszkańców Międzychodu - nauczycieli, powstańców wielkopolskich i przedstawicieli lokalnych elit, których potem rozstrzeliwano i chowano w bezimiennych mogiłach w Puszczy Noteckiej. Kurzawscy trafili do majątku rodziny Grueneberg. Ojciec Jan został skierowany do pracy w krochmalni. - Nosiłem mu wodę do picia i wracałem z krochmalem - opowiada.

W 1940 r. w gospodarstwie powstał obóz francuskich jeńców wojennych. Dwa kolejne utworzono w Krobielewie i za Popowem. Osadzeni w nich Francuzi dostawali paczki czerwonego krzyża, a w nich herbatę, konserwy i czekoladę, która w latach wojny była prawdziwym rarytasem. Kilkunastoletni Zygmunt zaczął handlować z jeńcami. Przynosił im wędzoną słoninę i wracał do rodziców z czekoladą. Skąd miał słoninę? Z miejscowej rzeźni, w której pracowali Polacy z obozu w Słońsku. Ryzykował przy tym życiem swoim i bliskich. Gdyby został przyłapany przez Niemców, cała rodzina skończyłaby na szubienicach.

- Chodziłem pod rzeźnię wycinać pokrzywy dla kaczek i kur. Brałem koszyk i ubierałem długi płaszcz. W ogrodzeniu była dziura, w której jeńcy chowali połączone sznurkiem połcie słoniny. Zawieszałem je na karku, chowałem pod płaszczem i wracałem do domu. Nawet się nie bałem, bo nie zdawałem sobie sprawy z ewentualnych konsekwencji - snuje swoją opowieść.

Dzieciństwo Z. Kurzawskiego skończyło się 5 marca 1941 r., czyli w dniu jego 12 urodzin. podobnie jak rodzice oraz starci bracia został przymusowym robotnikiem. Oporządzał zwierzęta, zajmował się końmi.

- Właścicielka majątku Felicja Grueneberg była dla nas bardzo dobra. Dawała nam ubrania i buty. Jej służąca Dora była dla nas jak druga matka. Przed wejściem Rosjan obie uciekły w głąb Niemiec. Po zakończeniu wojny przez wiele laty utrzymywaliśmy kontakty. Felicja przyjeżdżała do Polski i przysyłała nam listy - mówi.

Pan Zygmunt doskonale pamięta dzień 30 stycznia 1945 r., kiedy przez miasto przejechały radzieckie czołgi, a mieszkańcy pochowali się po piwnicach. Zaczęła się gehenna niemieckich cywili. Przez miasto przelała się fala morderstw, gwałtów, rabunków i podpaleń. Po utworzeniu polskiej administracji sytuacja nieco się uspokoiła, a latem opuszczone przez Niemców domy zaczęli zajmować przesiedleńcy ze wschodu.

Rodzina Kurzawskich została w Skwierzynie. Zygmunt początkowo zajmował się gospodarstwem. W 1950 r. ukończył szkołę i potem zrobił kurs kombajnisty. W 1955 r. ożenił się z Bronisławą. Doczekali się dwóch synów - Mirka i Marka, a on sam zaczął pracować w pogotowiu ratunkowym. Wolne chwile spędzał na rybach i w ogródku. I tak doczekał emerytury. Co jest najważniejsze w życiu? - Rodzina - odpowiada bez namysłu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska