Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Dzielne Kobiety z Neubrandenburga". W hołdzie prababci Marii i innym kobietom, które przeszły przez piekło obozu koncentracyjnego [ZDJĘCIA]

Redakcja
Wystawa „Dzielne Kobiety z Neubrandenburga” w Gminnym Centrum Kultury w Gościeszowicach
Wystawa „Dzielne Kobiety z Neubrandenburga” w Gminnym Centrum Kultury w Gościeszowicach Szymon Kozica
Szaro-niebieski pasiak z literką P i numerem obozowym na lewym ramieniu, oplecione drutem kolczastym drewniaki i urna z ziemią z mogiły w Neubrandenburgu działają na wyobraźnię. Można ich dotknąć, ale nie każdy odwiedzający jest na to gotowy.

Wystawa „Dzielne Kobiety z Neubrandenburga”, którą od niedzieli można oglądać w Gminnym Centrum Kultury w Gościeszowicach, a której autorem jest Arkadiusz Szlachetko z Niegosławic, powstała z trzech powodów. Po pierwsze: żeby oddać hołd więźniarkom filii niemieckiego obozu koncentracyjnego Ravensbrück. Po drugie: żeby poinformować, że obóz w Neubrandenburgu w ogóle istniał. I po trzecie: żeby nawiązać kontakt z rodzinami więźniarek.

Najpierw jednak musimy opowiedzieć, choćby w skrócie, pewną historię z czasów II wojny światowej. Jest lato 1942. Maria Ratajczak z trojgiem dzieci - Haliną, Edwardem i Jerzym - pomieszkuje u znajomej w Siemowie pod Gostyniem. Mąż Józef się ukrywa. Jeszcze niedawno Ratajczakowie mieli dom, sklep w Krzemieniewie, ale przyszli Niemcy, zabrali wszystko, rodzinę wypędzili...

- Pani, u której my tam mieszkali, zabrała nas, dzieci, do lasu. Trochę my pochodzili po tym lesie i ona mówi: „Tak pies ujada. Dzieci, idziemy do domu”. No i idziemy. Furmanka stoi, koń stoi, pełniutko Niemców z karabinami... - wspomina dziś Halina Wożgin, córka Marii Ratajczak i babcia Arkadiusza Szlachetki, wówczas ośmioletnia dziewczynka. - Przychodzimy, na całym podwórku powyrzucane, co my tam w domu mieli, pamiątki od chrztu... Ja wzięłam z bratem i zbieramy to. Pozbieraliśmy pod ścianę, a Niemiec przyszedł i to kopnął, i rozwalił. My drugi raz idziemy, a sąsiadka podeszła i mówi: „Nie zbierajcie tego”, bo nie wiedziała, co z nami może się stać... Po chwili przyszedł jeden Niemiec, ta sąsiadka z nim i mówi: „Mama cię woła, chodź do mamy”. Poszłam do pokoju, mama już musiała się ubierać, bo ją zabierali. I ta mama mnie tak złapała - to jak dziś to widzę - i trzyma mnie. I zaczęła płakać. A ten Niemiec wziął mamę weg, a drugi Niemiec mnie. I mamę zabrali. I nic już więcej nie było... Oj, Boże, Boże, Boże... Jeszcze u tej pani my tam nocowali... A mój tata się ukrywał, i przyszedł do babci i powiedział, że mamę zabrali do więzienia. I ciocia przyszła po nas i nas zabrała. I całą wojnę my byli u babci w Osowie.

Maria Ratajczak przepadła jak kamień w wodę...

Czytaj też
Maria Ratajczak, numer obozowy 81182. Tę historię ocalił prawnuk więźniarki Ravensbrück

Tę opowieść pan Arkadiusz po raz pierwszy usłyszał, gdy miał sześć lat. Później obiecał babci Halinie, że kiedy dorośnie, to ustali, co się stało z prababcią Marią. I ustalił. Po długich i żmudnych poszukiwaniach, momentach zwątpienia i pogodzenia się z tym, że ta karta rodzinnej historii jednak nie zostanie odkryta, dowiedział się, że Maria Ratajczak, numer obozowy 81182, trafiła do nazistowskiego obozu koncentracyjnego Ravensbrück, stamtąd do filii w Neubrandenburgu, gdzie zmarła 14 kwietnia 1945, a ciało zostało zakopane w zbiorowej, bezimiennej mogile. Dziś - i to także zasługa pana Arkadiusza - przy tej mogile jest tablica z nazwiskami spoczywających tam więźniarek. A wystawa w Gościeszowicach to kolejny krok w przywracaniu pamięci.

- Udało mi się nawiązać kontakt z rodzinami kilku innych więźniarek i dzięki życzliwości tych rodzin możemy prezentować oryginalne fragmenty z prawdziwych pasiaków z Ravensbrück, przywiezionych przez byłe więźniarki. Te panie, kiedy wróciły z Ravensbrück, pocięły swoje pasiaki na pasy i zakładały je, jeżdżąc na różne spotkania - mówi pan Arkadiusz. - Są też listy, oryginalne, wysłane przez dwie więźniarki z Ravensbrück do swoich rodzin, jak również kartka pisana z Polski do jednej z więźniarek, są na niej fałszywe dane nadawcy, żeby osoba wysyłająca nie mogła zostać namierzona.

Zobacz też wideo: Stanisław Zalewski: Jednym z najgorszych przeżyć były nocne udręczenia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska