Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziewięciu górników z Sierpolu przeżyło. Jeden nie żyje

Dorota Nyk 76 835 81 11 [email protected]
Jeden z górników przebywał wczoraj na ortopedii w głogowskim szpitalu, ale nie chcieli nas do niego wpuścić.
Jeden z górników przebywał wczoraj na ortopedii w głogowskim szpitalu, ale nie chcieli nas do niego wpuścić. fot. Dorota Nyk
Kolejna ofiara zawału w kopalni. Dzisiaj w nocy w Zakładach Górniczych Polkowice-Sieroszowice zginął 50-letni sztygar z oddziału G 54.

Dzisiaj w nocy w rejonie szybu SW 1 w kopalni Polkowice-Sieroszowice doszło do dwóch dużych wstrząsów, a w konsekwencji do zawału. Pierwszy wstrząs nastąpił o godz. 2.50, a następny dwie minuty później.

Pierwszy był silny, drugi słabszy. W konsekwencji doszło do zawału w chodniku 1.020 metrów pod ziemią, na oddziale G 54. W strefie zagrożenia znajdowało się wtedy dziesięciu górników.

- Bardzo szybko dotarli do nich ratownicy - poinformował rzecznik KGHM Polska Miedź Dariusz Wyborski. - W sumie pracowało osiem zastępów ratowniczych, czyli 38 ratowników. Szybko udało im się wydobyć na powierzchnię dziewięciu górników.

Problem był z dziesiątym górnikiem, właśnie 50-letnim sztygarem, który w momencie zawału znajdował się w najdalej wysuniętym punkcie, bo prawdopodobnie obchodził przodek. Rano podano komunikat, że nie ma z nim kontaktu, ale został namierzony dzięki urządzeniom lokalizującym, które miał przy sobie.

Około 9.00 ratownicy mieli do niego jeszcze kilka metrów. Niestety, około 9.15 pojawił się kolejny komunikat, że ratownicy już do niego dotarli. Był martwy.
Ofiara zawału to 50-letni mieszkaniec Polkowic, doświadczony górnik. - 23 lata przepracował pod ziemią. A w naszej kopalni pracował od 14 lat - poinformował D. Wyborski.

Sztygar został przysypany skałami i zmarł z powodu obrażeń. Zostawił żonę, jak nas zapewnił Wyborski, od razu została objęta opieką psychologiczną. Na szczęście życiu pozostałych górników nie grozi niebezpieczeństwo.

Dziewięciu z nich trafiło do szpitali ze złamaniami i zranieniami, w tym czterech przywieziono rano do szpitala w Głogowie. Byliśmy tam około godz. 10.00.

- Około 6.25 przyjęliśmy pierwszego z górników, a potem w krótkich odstępach czasu trzech następnych - poinformował dyrektor szpitala Tadeusz Tofel. - Jeden z nich mówił, że czuje się dobrze, chciał wrócić do domu. Po zbadaniu i opatrzeniu ran wypuściliśmy go ze szpitala.

Pozostali trzej górnicy zostali w szpitalu. Jeden z nich przebywał na oddziale urazowo-orotopedycznym w dość dobrym stanie - miał ranę ciętą na ramieniu i krwiaka na podudziu. Absolutnie nie chciał rozmawiać o tym, co się stało. Był w szoku.

Stan jego dwóch kolegów był gorszy. Jeden z górników przebywał na oddziale intensywnej terapii i był diagnozowany. Ten górnik przez kilka godzin był przysypany pod ziemią i mógł mieć zmiażdżone nogi. Trzeci górnik przeszedł operację stawu kolanowego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska