Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziś baron Coubertin przewraca się w grobie

Paweł Kozłowski 95 722 57 72 [email protected]
Przemysław Pieczyński ma 41 lat. Jest doktorem nauk o kulturze fizycznej, pracownikiem gorzowskiego Zamiejscowego Wydziału Kultury Fizycznej, ale też trenerem biznesu, menedżerem sportu i coachem. Były siatkarz Znicza i Stilonu Gorzów Wlkp. Od 12 lat prowadzi drużynę, która gra w lidze amatorskiej.
Przemysław Pieczyński ma 41 lat. Jest doktorem nauk o kulturze fizycznej, pracownikiem gorzowskiego Zamiejscowego Wydziału Kultury Fizycznej, ale też trenerem biznesu, menedżerem sportu i coachem. Były siatkarz Znicza i Stilonu Gorzów Wlkp. Od 12 lat prowadzi drużynę, która gra w lidze amatorskiej. Archiwum Przemysława Pieczyńskiego
- Igrzyska to przede wszystkim rywalizacja jednostek, a nie krajów. Klasyfikacja medalowa oraz walka potęg są wymysłami współczesnych czasów - mówi dr PRZEMYSŁAW PIECZYŃSKI, historyk sportu i olimpizmu z Gorzowa Wlkp.

- Dyscypliny olimpijskie to dziś wyścigi na BMX-ach, gonitwy na snowboardzie, nartach, a za cztery lata nawet na desce z latawcem. Czy historyk sportu jest zażenowany widząc, w jakim kierunku podążają igrzyska?
- Nie. Trzeba na to spojrzeć z drugiej strony. Na ulicach Londynu jest mnóstwo wrotkarzy czy rowerzystów na BMX-ach. Wokół skateparku nad Tamizą gromadziły się tłumy, by popatrzeć na chłopaków, którzy wykonują ewolucje na deskorolkach. Zmiany idą z duchem czasu. Młodzież potrzebuje innych sportów, a komitet szuka nowych przestrzeni. Nie może być hermetyczny, bo nie porwie młodych.

- I akceptuje pan takie zmiany?
- Jestem na nie otwarty. Igrzyska zawsze są dobrym momentem, by pokazać światu inną dyscyplinę. Na co dzień koncentrujemy się zazwyczaj tylko na kilku sportach. Oglądamy piłkę nożną, siatkówkę, może koszykarzy z NBA. A w trakcie igrzysk niektórzy po raz pierwszy widzą łucznictwo, strzelanie z karabinka pneumatycznego, poznają przepisy w kajakarstwie górskim. Od znajomych słyszę: ,,Naoglądam się różnych dyscyplin i to mi starczy na cztery lata''. Dobrze, że poznajemy nowe dyscypliny. Pojawia się tylko pytanie: do jakich rozmiarów może się rozrastać rodzina sportów olimpijskich i z czego zrezygnować?

- Wybory są trudne. W Londynie zdobyliśmy dwa medale w windsurfingu, który w Rio de Janeiro ma być zastąpiony przez kitesurfing...
- MKOl to także wielka polityka i lobbing różnych związków. W komitecie mamy od lat tylko jednego przedstawicielkę, Irenę Szewińską. Nowi ludzie nie są dopuszczani. Kraje, które odnoszą sukcesy w konkretnych dyscyplinach, dbają i promują swe sporty. Bo wiedzą, że mogą im przynieść sukcesy.

- Nie boi się pan, że mogą zniknąć sporty, od lat kojarzone z igrzyskami?
- Niektóre dyscypliny faktycznie są zagrożone. Pięciobój nowoczesny został opracowany przez de Coubertin'a na cześć starożytnego pentathlonu. Dziś głośno się mówi, że bardzo trudno pokazać go w widowiskowy sposób. Skraca się więc czas rozgrywania konkurencji. W Drzonkowie powstaje piękny obiekt, inwestowane są pieniądze. A za chwilę może się okazać, że dyscyplina zniknie z programu igrzysk i jej prestiż spadnie.

- Jeśli sport nie jest medialny, to wypada. To przykry wniosek. Chyba nie tak wyobrażał to sobie twórca nowożytnych igrzysk baron Pierre de Coubertin?
- Coubertin był utopistą. Jego głównym celem był system wychowawczy, polegający na kształtowaniu ludzi poprzez sport. Bo sport można uprawiać w każdym miejscu na świecie. Dziś pewnie Coubertin przewraca się w grobie. Trzeba pamiętać, że igrzyska to rywalizacja jednostek, a nie krajów. Klasyfikacja medalowa i walka potęg są wymysłami współczesnych czasów. Media powinny się zająć przedstawianiem postaci sportu, pokazywać ich biografie. Bo często nasza wiedza jest płytka. Wiemy, kto zdobył złoty medal, ale nie zdajemy sobie sprawy, ile wyrzeczeń musiał pokonać, by dojść do tego poziomu.

- To też jest trochę utopijne. Dziś nie ma czasu na myślenie. Liczy się szybki przekaz, widowiskowość...
- Dobrze, ale proponuję, by zatrzymać się na chwilę w tym biegu. Wynik tak naprawdę jest ulotny. Za chwilę pojawią się nowi mistrzowie. W Londynie już w trakcie igrzysk można było kupić przecenione gadżety. A w Atlancie wyprzedawano cały sprzęt z wioski olimpijskiej jeszcze przed jej zamknięciem.

- Komercjalizacji igrzysk już nie zatrzymamy...
- MKOl powiedział otwarcie, że na igrzyskach zarobi około czterech miliardów dolarów. To wielka impreza komercyjna. Jednak dla mnie igrzyska to ludzie, wielokulturowość, którą szczególnie można zaobserwować w Londynie. Kiedy Polak zdobył złoty medal, wszyscy robili sobie zdjęcia z polskimi kibicami. W Atenach podczas chodu chciałem wymienić się koszulką z Meksykaninem. Nie zgodził się, ale kiedy Robert Korzeniowski wygrał, sam przyszedł do mnie. Takie historie to wielka wartość igrzysk.

- To trzecie letnie igrzyska, w których bierze pan udział jako widz. Czy imprezy zmieniły się w trakcie tych lat?
- O charakterze igrzysk decyduje miejsce, w którym się odbywają i ludzie. Grecy byli wyluzowani, na wszystko mieli czas. Z rana na podnoszeniu ciężarów jeszcze trawę malowali na zielono, ale na finały wszystko było zapięte na ostatni guzik. W Pekinie wszystko przebiegało perfekcyjnie, lecz Chińczycy mieli problem z kreatywnością. Jeśli wychodziło coś poza regulamin, nie wiedzieli, jak się zachować. Londyn to z kolei wspaniała zbitka różnych kultur, świetna atmosfera i otwartość.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska