Będziemy dzisiaj na sali sądowej Sądu Apelacyjnego w Szczecinie. Aby na bieżąco śledzić relację z wyroku, kliknij w ten link:**Dzisiaj wyrok w tzw. “Aferze budowlanej" **
Sędzia Sądu Apelacyjnego w Szczecinie Janusz Jaromin odczyta wyrok dziś o 13.00. Dwóch dziennikarzy będzie to relacjonować na naszej stronie internetowej www.gazetalubuska.pl, relację z komentarzami zamieścimy w jutrzejszym wydaniu gazety, o sprawie napiszemy też w sobotę. Tymczasem przypomnijmy, o co chodzi w gorzowskiej aferze budowlanej, która wstrząsnęła miastem. I jak prezydent bronił się w sądzie odwoławczym od nieprawomocnego wyroku 6 lat więzienia, który usłyszał w lipcu 2011 r. przed Sądem Okręgowym w Gorzowie.
O co oskarżyła prezydenta prokuratura? Nie, nie o korupcję, jak uważa wielu Czytelników. Być może błąd wynika ze stopnia skomplikowania tej gospodarczej sprawy, w której śledztwo rozpoczęło się w styczniu 2012 r., a proces w sądzie pierwszej instancji trwał aż 2,5 roku. Sędzia Dariusz Hendler, który prowadził go w pojedynkę, musiał zapoznać się aż z 16 tys. stron akt!
Oczywiście, słowo korupcja była odmienianie na procesie przez wszystkie przypadki.
Szczecińska prokurator Ewa Cybulska mówiła nawet, że skala korupcji w gorzowskich inwestycjach była porażająca, a udało się udowodnić jedynie ,,czubek góry lodowej''. - Bez przyzwolenia prezydenta i jego urzędników korupcja nie byłaby możliwa na tak wielką skalę - podkreślała prok. Cybulska. Zdaniem prokuratury, która prześwietliła miejskie inwestycje z lat 1998 -2002, w Gorzowie istniał układ między władzami miasta i przedsiębiorcami budowlanymi. Miasto miało stracić w sumie 6 mln zł, płacąc m.in. za niewykonane prace czy zawyżając faktury. Jednak - podkreślmy to jeszcze raz - Jędrzejczak nie usłyszał żadnego korupcyjnego zarzutu.
Za co został skazany
Prezydent został nieprawomocnie skazany za to, że w kwietniu 2000 r. - w celu ,,osiągnięcia korzyści majątkowej przez inne osoby'' - polecił prezesom spółek PBI Zygmuntowi M. (to dzięki niemu śledczy wpadli na trop całej afery budowlanej) i Marciniak SA Zbigniewowi M., żeby zapłacili po 400 tys. zł za fikcyjną dostawę roślin ozdobnych. Pieniądze dostał właściciel firmy zieleniarskiej z Żywca powiązany z szefami Agencji Mienia Wojskowego, od której miasto chciało kupić byłe poligony.
- Prezydent wiedział, że taka dostawa nie nastąpi. Działając w ten sposób, wykorzystał uzależnienie przedsiębiorców od możliwości uzyskania przez nich zleceń na inwestycje - uważa prokuratura. Sąd Okręgowy, wydając nieprawomocny wyrok, podkreślał, że oceniając zarzuty stawiane Jędrzejczakowi, musiał odpowiedzieć na pytanie, na czym polega społeczna szkodliwość jego decyzji w sprawie drzewek. Zwłaszcza że punktem wyjścia było działanie w interesie miasta, tzn. obniżenie kosztów zakupu byłych poligonów od Agencji Mienia Wojskowego.
- Społeczna szkodliwość czynu prezydenta wyraża się przede wszystkim w tym, że był nielegalny. Ale także w tym, że było w to zaangażowanych bardzo wiele osób, które musiały pójść na kompromisy moralne, popełnić przestępstwa, żeby nie ponieść śmierci cywilnej w tym środowisku - uzasadniał wyrok sędzia Handler. Dodawał, że "materiał dowodowy absolutnie i jednoznacznie potwierdził winę prezydenta".
Jędrzejczaka skazał także za to, że w 2001 r. zdecydował o wypłacie z miejskiej kasy 200 tys. zł na rzecz PBI za jeden z etapów trasy średnicowej, który nie został wykonany. Zdaniem prokuratury był to częściowy zwrot 400 tys. zł, które właściciel firmy zapłacił za fikcyjną dostawę drzewek. Kolejny zarzut wobec prezydenta: w 2002 r., w czasie budowy fragmentu drogi nr 22 w Gorzowie, podpisał z firmą Marciniak SA porozumienie na wykonanie dojazdu do tej firmy wraz z wagą towarową za 370 tys. zł. To też miała być rekompensata za drzewka.
Wyroki skazujące na bezwzględne więzienie usłyszeli prócz prezydenta także były wiceprezydent i wojewoda Andrzej K. oraz współwłaściciele Budinwestu Janusz K. i Ryszard S., którzy nadzorowali miejskie inwestycje.
Jak się bronił
Sąd Apelacyjny rozpatruje odwołania 15 z 17 skazanych w pierwszej instancji. Prezydent bronił się przed nim m.in. takimi słowami: - W żaden sposób żadna z firm prywatnych nie była i nie jest uzależniona ode mnie jako prezydenta miasta. I nie mogłem im wydawać ani nie wydawałem jakichkolwiek poleceń. Wszystkie umowy miasta zawierane były w oparciu o ustawę o zamówieniach publicznych. Nigdy nie zasiadałem w komisjach przetargowych nigdy nie wpływałem ani nie zmieniłem wyników przetargu. (...) Wysoki Sądzie, jestem człowiekiem odpowiedzialnym. Wszystkie decyzje, jakie podejmowałem, czy to samodzielnie czy jako członek zarządu miasta i jego przewodniczący, były zgodne z prawem i w interesie Gorzowa. Z całym przekonaniem stwierdzam, że gdybym dzisiaj miał jeszcze raz podejmować tamte decyzje, byłyby one takie same. W związku z tym, Wysoki Sądzie, proszę o uniewinnienie.
W zeszły piątek prezydent mówił jeszcze: - W moim najgłębszym przekonaniu nikomu ani w prokuraturze, ani w sądzie pierwszej instancji nie zależało na tym, aby dociec prawdy.
Sąd Apelacyjny może utrzymać wyrok, zmienić go, cofnąć sprawę do ponownego rozpatrzenia albo nawet do prokuratury, czego domagali się w mowach końcowych niektórzy obrońcy, kwestionując kompetencje i rzetelność biegłej. Jeśli choć część winy prezydenta zostałaby uznana, straciłby on stanowisko. - Musiałbym wtedy poczekać na oficjalną informację od sądu o wyroku, potem zwołać sesję, na której radni formalnie wygasiliby mandat prezydentowi, stanowiska straciliby też wiceprezydenci. Przez trzy miesiące miastem rządziłby komisarz powołany przez premiera na wniosek wojewody, potem odbyłyby się wybory - tłumaczył nam wczoraj szef Rady Miasta Jerzy Sobolewski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?