Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzisiaj poznamy nazwisko kandydata PO w wyścigu do prezydentury

Danuta Kuleszyńska 68 324 88 43 [email protected]
Fot. Wojciech Waloch, Tomasz Gawałkiewicz
Jedni o prawyborach mówili, że są polityczną hucpą. Inni, że lekcja demokracji w amerykańskim stylu. Tak, czy inaczej obaj kandydaci na kandydatów przemknęli właśnie przez nasz region.

Radosław Sikorski: Niezależny jestem, na pewno

RADOSŁAW SIKORSKI

Ma 47 lat, jest ministrem spraw zagranicznych i szefem Komitetu do Spraw Europejskich. Skończył filozofię, nauki polityczne i ekonomię na uniwersytecie w Oksfordzie. Był korespondentem brytyjskiego "The Observer" w Afganistanie, Angolii i Jugosławii. Autor książek (min "Prochy Świętych"), wydanych w kilku językach. Mając 29 lat został wiceministrem obrony narodowej w rządzie Olszewskiego. Do PO wstąpił trzy lata temu. Kandydat, obok B. Komorowskiego, w prawyborach prezydenckich PO. Kto nim zostanie - dowiemy się już w sobotę.

- Prezydent nie może być niczyim popychlem, bo jest głową państwa i musi mieć własne koncepcje, a nie tylko świecić światłem odbitym - mówi Radosław Sikorski, kandydat w prawyborach PO na prezydenta.

- Sikorski to duży chłopiec - takie opinie pojawiają się na forach internetowych. Czy duży chłopiec może być prezydentem?
- Na forach internetowych można napisać i przeczytać wszystko, na przykład setki antysemickich bluzgów. I myślę, że to co piszą o mnie, można traktować w tych samych kategoriach.

- Reaguje pan nerwowo...
- To, że jestem młodszy od mojego rywala uważam za atut. Bo uważam, że Polska jest gotowa na bardziej otwartą i bardziej dynamiczną prezydenturę, a nie tylko na piastowanie urzędu za zasługi i na koniec kariery.

- Pan lubi władzę, a większą władzę od prezydenta ma minister spraw zagranicznych.
- Owszem, minister reprezentuje kraj na zewnątrz. Ale jako prezydent mógłbym robić to skuteczniej. Tym bardziej, że w tej chwili na szczeblu prezydenckim nie jesteśmy dobrze reprezentowani. Bo nasz prezydent nie obraca się w kręgu najważniejszych głów państw, gdzie mówi się o różnych ważnych i ciekawych rzeczy. Więc uważam, że prezydent który byłby dla Zachodu rozpoznawalną figurą, dodałby Polsce prestiżu, a nie tylko z niego czerpał.

- Ma pan po swojej stronie trochę atutów: znajomość języków obcych, umiejętność poruszania się po światowych salonach, kompetencja w dyplomacji, młody wiek...
- Bez znajomości języków obcych, jak to powiedział Jarosław Kaczyński, można być w Europie tylko politykiem czwartej kategorii. I coś jest na rzeczy, bo nic nie zastąpi bezpośredniej rozmowy. A na radach europejskich, zgodnie z nowym obyczajem, rozmowy będą prowadzone bez tłumaczy i w nieformalny sposób. No, ja nie wyobrażam sobie, jak można walczyć o polskie sprawy nie znając łaciny XXI wieku, czyli angielskiego.

- Między wierszami daje pan do zrozumienia, że zarówno prezydent Lech Kaczyński jak i pana kontrkandydat w prawyborach Bronisław Komorowski, to politycy czwartej kategorii.
- Przecież widzieliśmy jak w Brukseli prezydent Kaczyński z prezydentem Sarkozym rozmawiał na migi. Ja uważam, że prezydent Polski-poważnego i europejskiego kraju nie powinien rozmawiać na migi, tylko tak jak wszyscy inni, czyli po angielsku.

- A Bronisław Komorowski?
- Proszę go spytać i przetestować. Ja nie chcę znęcać się nad moim kontrkandydatem.

- Jeśli przegra pan prawybory, będzie to dla pana osobista porażka?
- Zamierzam wygrać. Sama pani widziała, że sala podczas spotkania w Zielonej Górze była dosyć przyjazna. Szereg ważnych figur, w tym europarlamentarzyści, udzielili mi poparcia. To, że media centralne wystraszyły się mojego dynamizmu, czy to, że opozycja woli mojego kontrkandydata na kandydata w tych prawdziwych wyborach, jeszcze nie znaczy, że członkowie Platformy nie mają własnego rozumu.

- A może Polacy nie są jeszcze przygotowani na tak dynamiczną prezydenturę, jaką pan proponuje? Poza tym bywa pan nieprzewidywalny.
- Nie wiem, co pani ma na myśli...Ale to jest pytanie, czy Polska jest gotowa postawić na kogoś, kto jest pomysłowy, dynamiczniejszy, kto będzie miał własną koncepcję jak promować kraj, jak kształtować naszą narodową agendę. Czy też postawimy na coś zacnego i zachowawczego.

- Jako Ryba z urodzenia pływa pan swoimi kanałami, czasami pod prąd.
- Niezależny jestem, na pewno.

- Niezależność w polityce może być atutem?
- Prezydent nie może być niczyim popychlem, bo jest głową państwa i musi mieć własne koncepcje, a nie tylko świecić światłem odbitym.

- Czyli będzie pan stawał w opozycji do partyjnego rządu.
- Rząd ma swoją sferę działalności i uważam, że prezydent nie jest od wpychania mu kija w szprychy. Ale prezydent też ma swoją sferę i rządowi jest potrzebny. Bo rząd rzadko zajmuje się strategicznymi interesami bezpieczeństwa państwa. Rząd nie może reprezentować Polski na szczeblu prezydenckim. I w rządzie brakuje często czasu na długofalowe projekty polityczne, takie jak choćby partnerstwo wschodnie. I tu widzę swoją wartość dodaną. A to oznacza, że można wspierać i uzupełniać to, co robi rząd.

- Jest pan idealistą.
- Tak. Kiedyś marzyłem o wolnej Polsce, te marzenia ziściły się. A dziś mam nowe marzenia: żeby Polska nie była tylko wolna i demokratyczna, ale żeby była jednym z rozgrywających w Europie. I uważam, że w tandemie z Donaldem Tuskiem byśmy to osiągnęli.

- Dziękuję

Bronisław Komorowski: Nigdy nie byłem brojlerem

BRONISŁAW KOMOROWSKI

Lat 52, absolwent historii Uniwersytetu Warszawskiego. Poseł na Sejm od sześciu kadencji. Były minister obrony narodowej, od trzech lat marszałek Sejmu, od początku w PO. Przez lata związany z harcerstwem, gdzie poznał swoją żonę Annę. Mają pięcioro dzieci.

- Nie będę krytykował mego kontrkandydata, bo nie należy cudzą głowę wpychać w smołę - mówi Bronisław Komorowski, kandydat na prezydenta w prawyborach PO.

Zielona Góra była ostatnim miastem w prawyborczym tourne Bronisława Komorowskiego. Marszałek wspomniał o tym w poniedziałkowym programie "Tomasz Lis na żywo". Nie miał pojęcia, że Lis pochodzi z Winnego Grodu. I że jest wiernym kibicem Falubazu. Dlatego nie zrozumiał jego pointy: - Jeżeli finał jest w Zielonej Górze, to będzie zwycięstwo - powiedział Lis. Słowa te przypomniał marszałkowi Robert Dowhan, szef klubu żużlowego. A było to w środę wieczorem podczas spotkania Komorowskiego w Urzędzie Marszałkowskim. Przyszły tłumy, marszałka witano owacjami.

- W jakiejś mierze wszystko zaczęło się właśnie w Zielonej Górze - zwierzył się kandydat na kandydata. - Bo tu zaręczyli się moi rodzice w 1946 roku, w ramach obozu studenckiego. Na ławeczce, przed domem wypoczynkowym dla studentów Gaudeamus... Nie wiem, czy ten dom jeszcze istnieje... Byli wtedy pod fałszywymi nazwiskami, bo ukrywali się ze względu na przeszłość akowską. Pod fałszywymi nazwiskami zakochali się i zaręczyli, pod fałszywymi nazwiskami poszli do fałszywego ślubu, bo nielegalnie udzielonego przez księdza, który nie zarejestrował ich jako małżeństwa cywilnego. Pod fałszywym nazwiskiem poszli na studia w Poznaniu. I dopiero ujawnili się w 1947 roku i szczęśliwie dotrwali do bardzo późnej starości.

Podczas spotkania w UM Komorowski wygłosił półgodzinny spicz. Chwalił Wałęsę i Kwaśniewskiego, ganił Lecha Kaczyńskiego. - To prezydentura konfliktu i awantury, która nie umie wyznaczyć ani wielkiego celu, ani skupić wokół niego polskich marzeń - mówił. - Potrzebna jest zmiana stylu działania prezydenta i sposobu widzenia przez niego świata i Polski. Dlatego odważam się kandydować na kandydata Platformy Obywatelskiej. I jestem przekonany, że nie chodzi o żyrandol ani o pałac, tylko o rzeczy wielkie.
- A dlaczego pan miałby zostać prezydentem, a nie Radek Sikorski? - dopytywał Tomasz Pisarek ze Słubic.

Komorowski: - Nie będę krytykował mego kontrkandydata, bo nie należy cudzą głowę wpychać w smołę. Powiem tylko tyle, że jestem dumny, iż Platforma Obywatelska potrafiła zaproponować całej Polsce postaci, które mają sporo do powiedzenia. Sam sobie cenię nie tylko swoje cechy, ale to, że tak się ułożyło moje życie polityczne, iż mogłem iść drogą stopniowo. Nigdy nie byłem politycznym brojlerem. Brojler szybko ma rozbudowane ambicje, ale w nogach jest bardzo cienki. Ja z dumą mogę powiedzieć, że awansu dokonywałem stopniowo. Byłem dyrektorem w Urzędzie Rady Ministrów, byłem ministrem przez wiele lat, posłem, szefem komisji sejmowej, wicemarszałkiem, teraz jestem wicemarszałkiem... I tylko jeszcze jeden szczebel już został.

Nie udało mi się porozmawiać z kandydatem na kandydata, bo do rozmowy nie dopuścił jego osobisty doradca Jerzy Smoliński. Nie przekonał go argument, że kilka dni wcześniej wywiadu udzielił mi kontrkandydat. - My postępujemy inaczej, niż Sikorski - uciął tylko. I zgarnął marszałka do samochodu. Szkoda. A chciałam zapytać czy marszałek nie ma aby koszmarnych snów przed sobotą, kiedy to poznamy wynik prawyborów. I czy jako Bliźniak z urodzenia często kłamie. No i wreszcie chciałam przetestować "jego" angielski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska