Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzwonki pana Mariana

Eugeniusz Kurzawa
Wystawa dzwonków Mariana Łysakowskiego w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej (czerwony budynek) czynna jest do końca stycznia. Warto ją obejrzeć.
Wystawa dzwonków Mariana Łysakowskiego w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej (czerwony budynek) czynna jest do końca stycznia. Warto ją obejrzeć. fot. Paweł Janczaruk
W domu wykładowcy sulechowskiej uczelni dzwonki są wszędzie. Na regałach, oknach, klamkach, na ławie. Jest ich ponad 500 z 44 krajów świata.

- Kolekcjonowanie dzwonków zaczęło się od przypadku - wspomina Marian Łysakowski. - Gdy byłem dzieckiem i wychodziłem zimą z domu, to dzwonek wisiał przy moich sankach. W ten sposób mama, słysząc dźwięk, wiedziała, gdzie jestem. Pewnego razu zachorowała. Wpadłem wtedy na pomysł, że jeśli ja albo brat, z którym dzieliłem pokój, będziemy jej potrzebni, to zadzwoni na nas. Zawiesiłem dzwonek od sanek na haku wbitym w futrynę drzwi, a sznurek pociągnąłem do pokoju mamy, do łóżka.

Pomysł ów zainspirował potem Łysakowskiego do zbieractwa. Choć, jak twierdzi, doszedł do tego wniosku dużo później. Pamięta pierwsze dzwonki, które były pamiątkami turystycznymi od znajomych. - Leszek Weres z Poznania przywiózł mi dzwonek z Lichtensteinu - przypomina sobie jeden z pierwszych w kolekcji.

.

Ale ponieważ w czasach studiów na WSP pan Marian był (i jest do dziś!) pilotem wycieczek, jeżdżąc po świecie sam zaczął rozglądać się za dźwięczącymi przedmiotami. W Agrze w Indiach kupił dzwonek przewodnicki. Odtąd używa go do zwoływania zagubionych wycieczkowiczów.

Kryształowe dźwięki

- Kiedyś we Włoszech jeden z turystów powiedział, że nie chce być baranem, którego trzeba prowadzić dźwiękiem - opowiada Łysakowski. - Ale po powrocie do Zielonej Góry przyznał się, że gdyby nie dzwonek, to trzy razy by się zgubił. Gdy zadzwoniłem na turystów w moskiewskim metrze, od razu pojawił się milicjant. Nielzia! I woła do biura...

Dziś M. Łysakowski swoje żywe doświadczenia przekazuje studentom turystyki w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej. A ma co opowiadać, skoro zaliczył ponad 30 krajów na kilku kontynentach. Dla młodzieży w holu uczelni już po raz drugi przygotował wystawę dzwonków.

- A jak studenci zaczynają pisać kolokwium, dzwonię im na szczęście - uśmiecha się wykładowca. Dla niego bowiem dźwięk tego specyficznie odlanego metalu jest czymś niemal metafizycznym. Układającym się w harmonię. Pan Marian słyszy brzmienie dzwonka, wie czy jest czyste czy nie. Choć w kolekcji ma nie tylko dzwonki metalowe. Są gliniane z Portugalii, porcelanowe, kryształowe z Abchazji i Czech, ba, nawet wiklinowy.

- O, ten jest ciekawy - pokazuje dzwonek nocnego stróża z Babimostu. - Dostałem go od pana, który zaraz po wojnie był członkiem miejskiej straży obywatelskiej. Powołano takie ciało przeciwko szabrownikom. Grupa mężczyzn z kijami i dzwonkami pilnowała miasta nocą. Jeśli ludzie słyszeli dzwonienie, czuli się bezpiecznie.

Inny, niemiecki dzwonek nosi nazwę "Wołanie spragnionego". Gdy się w niego uderzy, kelner przynosi piwo.

Zajrzyj na PWSZ

Gabloty na uczelni wypełnia tylko część liczącej 500 sztuk kolekcji. Są dzwonki z Indonezji, Indii, Chin, Turcji, Afganistanu, Peru, Rosji, Iranu, Bułgarii i innych krajów. Wśród krajowych z różnych miast i wsi, jest stary dzwonek szkolny z Przytoku. "Dzwonki użytkowe" (rowerowe, końskie czyli janczary, klasyczny budzik), "W dzwonkach siła" - oto nazwy niektórych gablot.

Część tych instrumentów to prezenty, ale sporo zostało przez Łysakowskiego zakupionych. Choć lepiej byłoby powiedzieć - wytargowanych. Jeżdżąc bowiem po Azji nauczył się targować. Zwłaszcza dobrze wspomina swą "szkołę" handlu w Teheranie.

- Bazar tam taki jak trzy Sulechowy, a na nim jedna z hal wielka, że samolot się zmieści - opowiada. - I tylko jeden właściciel handlujący zresztą dywanami. Zaprosił, żeby usiąść, pogadaliśmy, wypiłem sześć herbat. W końcu pytam go, co on mi chce sprzedać, że tak o mnie dba i zagaduje. Okazało się, że istotne było właśnie to, iż handlarz tak długo rozmawiał z białym. Tym sposobem rosło jego poważanie wśród innych kupców.

Łysakowski to zapamiętał, nauczył się zasad targowania. Mówi, że w życiu się przydały. Także gdy kupował dzwonki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska