W niedzielę nasza drużyna doznała wstydliwej porażki. Jedynym zawodnikiem, do którego nikt nie powinien mieć pretensji, był Duńczyk Niels Kristian Iversen (9 pkt.). Od biedy zadanie wykonał też Matej Zagar (5 i bonus). Z pozostałych praktycznie każdy notował większe lub mniejsze wpadki, włącznie z liderami Tomaszem Gollobem (11 w sześciu startach) i Nickim Pedersenem (11), a na całej linii debiut zawalił Hans Andersen (2 i 2 bonusy). Czy mogliśmy zatem uniknąć przegranej, skoro w większości wyścigów goście wyglądali jak śnięta ryba? Mimo wszystko tak.
Podobnie jak kibice Staleczki, na Podkarpacie jechaliśmy pełni optymizmu. Za gośćmi przemawiał wyrównany i mocny skład, wysokie aspiracje oraz brak w PGE Marmie jednego z liderów, Anglika Lee Richardsona, który odbywał karę meczu za ubiegłoroczny bokserski pojedynek z Pawłem Miesiącem. Rywale straszyli tylko Jasonem Crumpem (14) i Chrisem Harrisem (11 i 2 bonusy).
Tymczasem od I biegu inicjatywa była po stronie gospodarzy. Zaczęło się od pechowego 0:5 w wyścigu juniorów, a na podwójnym łomocie w XV gonitwie kończąc. W międzyczasie punkty uciekły nam po upadkach i wykluczeniach oraz słabszej od rywali jeździe na trasie. W sumie zgubiliśmy minimum sześć "oczek", dzięki którym wynik byłby w drugą stronę.
- Spodziewałem się trudnego meczu, ale nie zakładałem przegranej, w dodatku w takim wymiarze. Mecz "położyli" bardzo doświadczeni zawodnicy, a sam Andersen nie był w stanie odpowiedzieć, co było przyczyną fatalnego występu - ocenił trener żółto-niebieskich Czesław Czernicki. - Zabrakło również juniorów, bo na pewno więcej mogę wymagać od medalistów mistrzostw Polski. W Rzeszowie nikomu nie będzie łatwo. Niestety, pierwsi się o tym przekonaliśmy.
Bohaterem PGE Marmy był Crump (nieoficjalnie skasował za występ 120 tys. zł!), który stracił zaledwie punkt. - To był trudny mecz, bo goście to mocna ekipa. Udowodniliśmy jednak, że nazwiska nie jeżdżą, mieliśmy też trochę szczęścia - przyznał "Crumpie", który imponował szybkimi motocyklami i świetnymi startami.
W naszym obozie największy żal mieliśmy do wspomnianego Andersena. - Nie ukrywajmy, wypadłem blado. Nie wiem w czym tkwi problem... - odparł z rozbrajającą szczerością. Przyciśnięty do muru rozwinął myśl. - W pierwszym meczu nowej drużyny chciałem pokazać się z dobrej strony, ale brakowało mi szybkości. Nie mam pojęcia, co się stało z motocyklami, bo w sparingach sprawowały się dobrze. Dziś nic mi jednak nie wychodziło.
Częściowo rozgrzeszony był za to Zagar. - Dopadła mnie grypa i dlatego z refleksem nie było najlepiej - tak Słoweniec skomentował przegrywane notorycznie starty. Cichym bohaterem gospodarzy był natomiast niedoceniany duet Maciej Kuciapa (9) i Rafał Okoniewski (8). Obaj jeździli jak za swoich najlepszych lat, wzbudzając podziw skutecznymi atakami. - Bez ich punktów nie byłoby szans na jakąkolwiek walkę z gorzowianami. Wierzę, że to początek naszych zwycięstw i drogi do utrzymania - przekonywał trener PGE Marmy Dariusz Śledź.
Kuciapa miał groźny upadek w przedostatnim biegu, gdy znalazł się na ścieżce, którą jechał "Okoń". - Jestem trochę poobijany, ale nic się nie stało. Nie mam pretensji do Rafała, bo pociągnęło go na koleinie i stąd karambol - przyznał.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?