Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Emerytury: wszystkim po równo? Do tego zmierza PiS. Dlaczego ci, którzy harowali 45 lat mają płacić na tych, którzy pracowali dużo mniej?

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Mina prezydenta Andrzeja Dudy mówi wszystko: oto hojny PiS daje wam, drodzy emeryci, konkretne pieniądze. Prawda jest, delikatnie mówiąc, bardziej złożona...
Mina prezydenta Andrzeja Dudy mówi wszystko: oto hojny PiS daje wam, drodzy emeryci, konkretne pieniądze. Prawda jest, delikatnie mówiąc, bardziej złożona... Bartek Syta
Wszyscy Polacy, niezależnie od wysiłku i stażu pracy, dostaną takie same, symboliczne, emerytury? Taki system buduje PiS: świadczenia tych, którzy pracowali w życiu mało i/lub wpłacili do ZUS najmniejsze kwoty, rosną znacznie szybciej od świadczeń osób o dużym stażu i największym wkładzie do kasy ubezpieczeń społecznych. Nakładają się na to emeryckie „trzynastki” wypłacane wedle zasady: „wszystkim po równo”. Gwoździem do trumny systemu „ile sobie wypracujesz, tyle dostaniesz” będą jednak „czternastki” – wypłacane w pełnej kwocie tylko mniej zasobnym. Znów wzmocni to tych, którzy w ciągu zawodowego życia odłożyli na starość najmniej, a uderzy w tych, którzy pracowali np. 45 lat i odłożyli najwięcej.

WIDEO: Trzy Szybkie

Po reformie systemu emerytalnego w 1999 r. wszyscy pracujący w Polsce mieli podlegać tym samym, sprawiedliwym, zasadom: ile składek zgromadzisz na swoim indywidualnym koncie emerytalnym w latach swej kariery zawodowej, tyle na stare lata otrzymasz w formie emerytury. Ludzie pracujący ciężko i przez wiele dekad mieli prawo liczyć na to, że ich świadczenia będą odpowiednio wyższe od świadczeń tych, którzy nie podjęli podobnego trudu.

Zrzutka pielęgniarki i elektryka na górnika

Pod naciskiem wpływowych, najbardziej uzwiązkowionych grup zawodowych politycy poczynili jednak w tym systemie kilka poważnych wyłomów, m.in. zupełnie wyłączeni zostali z niego mundurowi (policjant przed pięćdziesiątką wciąż może liczyć na emeryturę wyższą niż 98 procent „normalnych” 65-latków o 45-letnim stażu w ZUS), a górnikom przyznano kontrowersyjne przywileje - przeciętny 45-letni górnik dostaje ponad 4 tys. zł emerytury, co jest kwotą nieosiągalną dla 85 proc. „normalnych” emerytów i 95 proc. emerytek; żeby było jeszcze ciekawiej, to owi „normalni” pokryli większość należnych składek kopalń do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, bo państwowe spółki węglowe w ciągu ostatnich trzech dekad przynajmniej cztery razy bankrutowały i trzeba było im umorzyć wielomiliardowe składkowe zaległości.

Efekt jest taki, że np. pielęgniarka po 40 latach ciężkiej harówki w szpitalnym oddziale może liczyć na świadczenie w wysokości około 1,8 tys. zł, elektryk lub mechanik z takim samym doświadczeniem zawodowym – na 2,8 tys. zł, zaś górnik z dwukrotnie niższym stażem (ale pod ziemią) – na… 4,6 tys. zł.

CZYTAJ TAKŻE: POLKI PÓJDĄ NA EMERYTURY W WIEKU 53 LAT, A POLACY 58?

Warto dodać, że przedsiębiorca po 40 latach płacenia składek dostaje niecałe 2 tys. zł emerytury… Widać wyraźnie, że przedstawiciele mniej wpływowych i hałaśliwych grup zawodowych zrzucają się od lat na relatywnie „wypasione” świadczenia byłych pracowników kopalń – i to niekoniecznie tych dołowych, bo przywilejami objęci są także m.in. funkcyjni związkowcy i dyrektorzy prowadzący w klimatyzowanych biurach szkolenia z ratownictwa.

Kwoty, czyli kupowanie wyborców

PiS dokonał w systemie tzw. zdefiniowanej składki kolejnych wielkich wyłomów. Pierwszym było wprowadzenie tzw. mieszanej, czyli kwotowo-procentowej, waloryzacji świadczeń. Jak to działa?

Przeprowadzona 1 marca 2019 roku operacja polegała na podwyższeniu kwoty standardowego świadczenia o 2,86 proc., jednak „nie mniej niż o kwotę 70 zł”. PiS przyjął takie rozwiązanie, by nie drażnić znacznej części swego elektoratu. Bez waloryzacji kwotowej osoby otrzymujące świadczenie w wysokości do 1200 zł (a dotyczy to m.in. jednej piątej kobiet w ZUS i prawie połowy w KRUS) dostałyby podwyżkę w wysokości od kilku do 30 zł „na rękę”. A tak każda dostała 70 zł brutto (ponad 60 na rękę).

Jak podaje ZUS, z waloryzacji o 2,86 proc. skorzystało w sumie 29,3 proc. świadczeniobiorców (emerytów i rencistów), zaś z kwotowej, o 70 zł, aż 70,7 procent. W szczegółach wygląda to tak, że zarówno ten, kto wypracował sobie w życiu przez np. 40 lat pracy zawodowej 2,5 tys. zł emerytury, jak i ten, kto po 20 latach płacenia składek dostaje 1,1 tys. zł – otrzymał podwyżkę świadczenia o 70 zł. Nasz Czytelnik, który przepracował w krakowskiej hucie dokładnie 46 lat i przeszedł na emeryturę w wieku 66 lat, dostał 140 zł podwyżki, czyli zaledwie dwa razy więcej niż ten, kto otrzymuje emeryturę minimalną.

Sprawiedliwe? – Zdecydowanie to jest granda i rozbój na tych, którzy długo i ciężko harowali – uważa nasz Czytelnik. Ale rozumie polityczne kalkulacje: osób zainteresowanych „urawniłowką” jest więcej niż zwolenników zasady „ile sobie wypracowałeś, tyle dostaniesz”. Mieszana waloryzacja („granda”) polega bowiem na sięganiu po pieniądze należne tym, którzy pracowali najdłużej i odłożyli najwięcej składek. A to jest z natury – mniejszość.

W 2020 roku wszystko odbędzie się podobnie jak w 2019: od 1 marca emerytury i renty wzrosną o 3,56 proc., ale nie mniej niż o 70 zł brutto. Z waloryzacji kwotowej skorzystają zatem wszyscy, których świadczenie nie przekracza 1966 zł brutto. To ponad 5 mln osób, głównie kobiet.

CZYTAJ TAKŻE: EMERYTURY STAŻOWE - KOSINIAK-KAMYSZ CHCE DAĆ, A DUDA NIE?

Waloryzacje kwotowe nie są wynalazkiem PiS – uskuteczniał je już pierwszy rząd PO-PSL, ale w 2012 r. Trybunał Konstytucyjny uznał to za niezgodne z prawem. Czy system mieszany jest zgodny z ustawą zasadniczą? Tego zapewne nigdy się nie dowiemy. Jest bowiem skrajnie mało prawdopodobne, by ktokolwiek zwrócił się z tą kwestią do obecnego TK i jeszcze mniej realne, by ów TK, z Julią Przyłębską, „odkryciem towarzyskim” Jarosława Kaczyńskiego, podważył sztandarowy program PiS.

Czy się stoi, czy się leży

Ów mieszany system prowadzi do coraz większego spłaszczenia emerytur. To oczywiste: te wyższe rosną ciągle wolniej niż najniższe. Nakłada się na to wprowadzony przez PiS system trzynastek (w tym roku zostaną wypłacone po raz drugi), a ostatnio także – czternastek (te mają ruszyć od 2021 roku). Trzynastki są wypłacane wedle dobrze znanej z czasów komunizmu zasady: wszystkim po równo; krytycy tego rozwiązania przywołują wręcz peerelowską maksymę „Czy się stoi, czy się leży, 1200 się należy”.

System czternastek ma pójść w „urawniłowce” jeszcze dalej: świadczenie w pełnej wysokości otrzymają jedynie ci, których świadczenia nie przekraczają 2,9 tys. zł. Reszta dostanie zasiłek odpowiednio pomniejszony (zgodnie z zasadą „złotówka za złotówkę”).

Zatem osoba, która wypracowała sobie przez całe zawodowe życie np. 600 zł emerytury, otrzyma z ZUS (i KRUS) co miesiąc 1200 zł (bo tyle wyniesie od 1 marca 2020 r. minimalna emerytura), a następnie 1200 zł trzynastki i 1300 zł czternastki (ok. 1063 zł netto). Natomiast osoba, która wypracowała sobie 3 tys. zł emerytury otrzyma co miesiąc 3 tys. zł emerytury, a następnie 1200 zł trzynastki i 1200 zł czternastki. Ta druga, „bogata”, może też liczyć w kolejnych latach na relatywnie niższe waloryzacje świadczeń niż ta pierwsza, „uboga”.

Spłaszczanie wysokości świadczeń widać wyraźnie w tabelach ZUS, także regionalnych.

O ile średnie zarobki w poszczególnych województwach mocno się różnią - na Mazowszu jest to 6,1 tys. zł, w Małopolsce 5,1 tys. zł, a w leżącym między nimi Świętokrzyskiem niespełna 4,3 tys. zł – to w wysokości emerytur różnic nie ma prawie wcale: na Mazowszu ZUS wypłaca przeciętnie niecałe 2,5 tys. zł, w Małopolsce ponad 2,3 tys. zł, a w Świętokrzyskiem prawie 2,2 tys. zł.

Można się spodziewać, że polityka PiS doprowadzi w kilka lat do całkowitego wyrównania stawek – w imię dodawania „biednym” kosztem „bogatych”. Problem w tym, że koszty życia w Warszawie czy Krakowie są znacznie wyższe niż w Kielcach – i to może być nie lada wyzwaniem dla emerytów w metropoliach…

Politycy PiS zdają się tym jednak nie przejmować, bo generalnie nie lubią metropolii (z wzajemnością), a dopieszczanie własnego elektoratu kosztem mieszkańców dużych miast oraz seniorów relatywnie bardziej zasobnych dzięki długotrwałej i dochodowej pracy, leży w interesie partii rządzącej.

- O ile zasadna jest polityka podwyższania najniższych świadczeń, aby zwalczać ubóstwo ludzi starszych, o tyle zasada „ekstra emerytury dla wszystkich” budzi zasadnicze zastrzeżenia, ponieważ podważa kluczowy filar reformy ubezpieczeń społecznych z 1999 r., czyli zasadę zdefiniowanej składki. Oznacza ona, iż świadczenie emerytalne jest pochodną zgromadzonych składek podczas lat pracy i oczekiwanej długości życia. Tę zasadę należy umacniać, na niej zasadza się finansowa stabilność systemów emerytalnych krajów rozwiniętych – apeluje dr Wojciech Nagel, ekspert BCC ds. ubezpieczeń społecznych, członek rady nadzorczej ZUS. Zapewne – bezskutecznie.

Hodowanie wdzięcznego elektoratu

Dodatkowy paradoks systemu stworzonego przez PiS polega na tym, że za rządów tej partii radykalnie przybyło osób pobierających najniższe świadczenia. Wynika to m.in. z faktu, że po powtórnym obniżeniu wieku emerytalnego w 2016 r. - do 65 lat dla mężczyzn i 60 lat dla kobiet (Polska jako jedyna w świecie wykonała taki ruch, wszystkie kraje czynią dokładnie odwrotnie) - przybyło nam w krótkim czasie ponad milion emerytów o relatywnie krótkim stażu pracy (u Polek tylko nieznacznie przewyższa on 30 lat). A krótki staż przy młodym wieku przejścia na emeryturę oznacza w 90 proc. wypadków minimalne świadczenie – czyli 1,1 tys. złotych (1,2 tys. od marca).

Z najnowszych analiz ZUS wynika że ponad 60 procent polskich emerytek dostaje mniej niż 2 tys. zł brutto emerytury, przy czym jedna trzecia z nich – mniej niż 1400 zł brutto i ten odsetek stale rośnie. Część ekspertów sądzi, że to jest… klucz do systemu stworzonego przez PiS: dla osób o tak niskich dochodach „podarowane łaskawie przez rząd” trzynastki i ewentualne czternastki stanowią nie lada wsparcie – co może, a nawet powinno rodzić wdzięczność. Im więcej wdzięcznych, tym lepiej.

Końcowym efektem takiej polityki będzie jednak… „emerytura standardowa”: w identycznej wysokości dla wszystkich, niezależnie od stażu pracy i wysokości odprowadzonych do systemu składek (choć pewnie przyjaciele i znajomi rządu, w tym mundurowi i górnicy, mogą tu liczyć na wyjątki).

Postępująca urawniłowka powoduje silną frustrację u osób rzetelnie i ciężko pracujących, a w efekcie zniechęca je do opłacania składek, zachęca zaś do różnych form „optymalizacji”. Po co bowiem harować i płacić państwu horrendalny haracz, skoro i tak – „czy się stoi, czy się leży…” Dlatego PiS wyposażył służby oraz organy kontrolne i represyjne, z prokuraturą na czele, w narzędzia służące ściganiu wszystkich tych, którzy próbowaliby cokolwiek „optymalizować”. Budowany przez rząd system musi się przecież finansowo spinać, a – wbrew powszechnemu przekonaniu tzw. suwerena – rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska