Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa Farna sypia z... misiem!

Katarzyna Kownacka [email protected] (77) 44 32 575
archiwum Eugeniusza Radziula
Nim skończyła 18 lat nagrała siedem płyt, zagrała ponad 300 koncertów i zdobyła rzesze fanów w trzech krajach. Dorosła już dziś Ewa Farna w niczym nie przypomina plastikowej gwiazdki. I ani myśli wyprowadzać się od mamy i taty.

Spotykamy się w centrum Pragi, równo trzy dni po jej urodzinach. To pierwszy wywiad dorosłej artystki. Jedyna szansa, żeby się z nią spotkać i zamienić kilka zdań, bo tu właśnie - nie w rodzinnej Wędryni - przygotowuje się do urodzinowego koncertu dla fanów. Muzyczna 18-tka wokalistki już 7 września w Sosnowcu, a potem w Brnie. W prezencie dla tych, którzy kochają jej muzykę, Ewa ma niespodzianki - zagra na perkusji i gitarze.

- Dlatego teraz chodzę na lekcje gry na obu tych instrumentach - opowiada jeszcze zanim siądziemy w jednej z praskich kawiarni. - Mam dziś też lekcję śpiewu, tańca, próbę z muzykami i godzinę na jazdę w ramach kursu prawa jazdy - Ewa zagląda do swojego kalendarza.

Kiedy już zda egzamin pierwszą jej "dorosłą" decyzją będzie zakup samochodu. - Jeszcze nie wiem jakiego. Musi mieć napęd na cztery koła, klimatyzację i dobry sprzęt grający w środku, żebym mogła słuchać muzyki podczas jazdy.

Ma fanów w trzech krajach - Czechach, gdzie zaczynała jako 12-latka, Polsce, w której stała się sławna gdy przekroczyła "piętnastkę" i na Słowacji. Ale nie ma w niej nic z wielkiej gwiazdy. Na wywiad przyjeżdża tramwajem, w legginsach z motywem skóry węża, białej koszulce na szerokich ramiączkach, luźnej szarej bluzie i trampkach. Przez ramię ma przewieszoną torebkę z wytartego szarego dżinsu, którą przed zdjęciami zabiera jej menadżer, Michał Wronka - syn Leszka Wronki, który kilka lat temu wyłowił małą Ewę na przeglądzie młodzieżowym.

- Ten worek nie jest najbardziej fotogeniczny - żartują oboje. Ewa ma lekki makijaż. Gdybym nie mój aparat, pewnie by go sobie odpuściła. - Kiedy nie mam występów i zdjęć chodzę ubrana normalnie - relacjonuje. - Zwłaszcza w Czechach, gdzie nie ma takiego parcia jak w Polsce, żeby wyglądać zawsze super. Tutaj mniej przywiązuje się do tego wagę. W Polsce moje wydawnictwo zawsze pilnuje, żeby wszystko było dopięte: żadnych występów bez dobrego makijażu i stroju, na nogach najlepiej szpilki, nawet na próbach. Ostatnio u was w Opolu przed festiwalem byłam w amfiteatrze w dużym, szarym swetrze. Należał do mojego chłopaka. Nie widziałam go długo, więc wzięłam sweter na pamiątkę, żeby go czuć i ogólnie być bliżej. Zniesmaczeni polscy menadżerowie próbowali mnie namówić, żebym go zdjęła.

Ewa ma już za sobą trzy 18-tkowe przyjęcia - z kolegami ze szkoły i podwórka, z rodziną i kolację z chłopakiem. Ze znajomymi świętowała dzień przed właściwymi urodzinami, 11 sierpnia. - To nie była wielka feta, żadne tam kluby czy dyskoteki - ucina wokalistka. - Nie przepadam za tym. Przyjęcie odbyło się w sali polskiego domu kultury na Zaolziu. Wszystkim właściwie zajęli się moi koledzy. Ja bym nie zdążyła, wróciłam z trasy chwilę przed imprezą. Na głowie miałam tylko ciastka.

Zabawa była do białego rana, choć Ewa przyznaje, że w trakcie musiała odpocząć. - Po trasie koncertowej miałam niedobór snu, więc koło drugiej na chwilę się położyłam. Ale potem wstałam i pomogłam sprzątać po wszystkim. Koło szóstej, jak wzeszło słońce, wyszliśmy na spacer - opowiada.
12 sierpnia był urodzinowy obiad z rodziną. - Był tort, wszyscy bliscy i piękne prezenty - opowiada. - Od babci, która maluje, dostałam obraz, a od rodziców cieszyński strój ludowy.

- Chcieliśmy, by miała od nas coś niebanalnego - wyjaśnia mama Ewy, Karin Farna. - A ten strój to rodzinna pamiątka. Należał do babci mojego męża. Był kompletnie zniszczony, więc musieliśmy go dać do renowacji. Chcieliśmy, by przypominał córce o jej korzeniach - tych rodzinnych, ale też polskich i cieszyńskich.

Wśród prezentów dla Ewy znalazła się też koperta. - Od taty, który dotychczas zajmował się moimi finansami. Przekazał mi w niej wszystko co potrzebne, żeby już samodzielnie nimi zawiadywać - opowiada Ewa. - Ale nie pobiegłam od razu na zakupy - śmieje się. - Sięgnę po nie dopiero, jak będę kupować samochód.

Na własne mieszkanie też ją stać, ale Ewa na razie o nim nie myśli. - Czemu miałabym się wyprowadzać z domu? - mówi. - Już i tak za rzadko tam bywam. A jak jestem, to cieszę się każdą chwilą, każdą rozmową. Mama się o mnie troszczy, mam swój kąt, ciepło i odpoczynek. No i moich ukochanych bliskich.

Chłopak z okazji urodzin zaprosił Ewę do restauracji. - Nazywa się Tomasz Klus, jest czeskim piosenkarzem. Poznaliśmy się w tym roku na gali Andel Music Award, takich czeskich nagrodach Grammy, którą oboje prowadziliśmy - opowiada Ewa. - Tomasz śpiewa jak ja, pochodzimy z jednego miasta. Mamy więc wspólne tematy. Jesteśmy ze sobą cztery miesiące i mam nadzieję, że będziemy bardzo długo. Ja jestem długodystansowcem.

Osiemnastkową kolację zamówili w Pradze. - Zjedliśmy coś tylko we dwoje, a na koniec był miły akcent. Obsługa restauracji nas rozpoznała, dowiedziała się, że mam urodziny i przygotowała torcik. Ktoś zagrał "Happy Birthday". To było bardzo miłe - opowiada Ewa.

Ewa ma młodszą, 5-letnią siostrę Magdę i 15-letniego brata Adama. Czy pójdą w ślady siostry - trudno powiedzieć. Wszyscy są muzykalni - po rodzicach i najbliższej rodzinie. Tata, Tadeusz Farny, od lat ma zespół folkowy Kamraci. Ciocia jest solistką operową. - Pamiętam od najmłodszych lat próby zespoły taty w domu, ale nigdy nie przypuszczałam, że i ja będę śpiewać zawodowo - mówi Ewa.

- Nie miała takich marzeń - wtóruje jej mama. - Owszem, słyszeliśmy że ma głos, że jest muzykalna. Ale bardzo długo każdy publiczny występ bardzo ją stresował. Przełamała się chyba dopiero na tym młodzieżowym przeglądzie, na którym usłyszał ją Leszek Wronka, nasz wieloletni znajomy z Zaolzia. O tym, że zacznie karierę w Polsce, na festiwalu w Opolu, który od dzieciństwa śledziliśmy, nie mogliśmy marzyć. A tu nagle te wszystkie gwiazdy: Maryla Rodowicz, VOX, Krzysztof Krawczyk i… nasze małe dziecko. Na tych samych deskach odbiera Superjedynkę. To było dla nas naprawdę nie do pomyślenia…

Jako 11-latka Ewa wygrała konkurs piosenki na Morawach, potem Europejski Festiwal Młodzieży w Sosnowcu. Leszek Wronka, znany w Czechach polski producent, kompozytor i autor tekstów, trafił na nią na Konkursie Piosenki Dziecięcej w Havierzovie.

- Jak tylko ją usłyszałem i zobaczyłem, to wiedziałem, że może zajść daleko - mówi dziś pan Leszek. - W Czechach w muzycznej branży o kimś, kto ma dar i talent, mówi się, że go Bóg pocałował. Ewę na pewno pocałował, a może i przytulił...

ego zdaniem od początku miała wszystko, czego trzeba było do wielkiej kariery: mocny, czysty, ciekawy głos, charyzmę i żywiołowy charakter. - Oraz ogromną intuicję. Ona po prostu wie, co się spodoba jej publiczności - mówi Wronka. - Nie przestaje mnie zadziwiać.

- Kiedy zacząłem z nią pracować była małą dziewczynką z kucykami - dodaje. - Trzeba ją było uczyć jak chodzić, komunikować się z publicznością, jak rozłożyć siły na półtorej godziny koncertu. Gdy wchodziliśmy na polski rynek była ledwie podlotkiem, miała 15 lat. Mimo to przed którąś konferencją prasową ktoś uznał, że powinna już wystąpić nie w skromnych, dziewczęcych ubraniach, tylko czymś bardziej dorosłym. Kiedy wyszła z garderoby w skórzanych spodniach i butach na obcasie, to złapałem się za głowę. To nie było już to dziecko, które wziąłem pod opiekę, tylko fajna, młoda dziewczyna! A najbardziej zadziwiło mnie, że ona przyjęła to naturalnie: założyła dorosłe ciuchy, wysokie buty i zachowywała się, jakby w nich chodziła całe życie.

Ma konkretne plany i swoje zdanie na wiele spraw. Ostatnio w mediach oświadczyła, że nie pozwoli sobie zrobić sesji nago. - Moje ciało zostawiam dla męża. Dlaczego niby miałby mnie potem chcieć, jeśli będzie je znała cała Polska, Czechy i nie wiadomo kto jeszcze - kwituje Ewa. - Poza tym zarabiam na życie głosem, nie ciałem.

Radzi sobie z dziennikarzami (na pytanie z kim ostatnio sypia dziś - bez oglądania się na tatę - mówi dziś, że z misiem; w końcu ma go wiele lat…) oraz natarczywymi czasem fanami. - Miłosne wyznania, a nawet propozycje matrymonialne trafiały się już wcześniej. Ale dwa miesiące temu po raz pierwszy jeden z fanów wyznał mi miłość patrząc prosto w oczy i wręczył klucze do swojego mieszkania - wspomina wokalistka. - To było miłe, mocno się zawstydziłam. Ale kiedy ten pan przekonał się, że z propozycji zamieszkania z nim nie skorzystam, to stał się moim antyfanem.

Z popularności cieszy się, bo: - zamiast śpiewać w łazience do lustra mogę to robić na scenie dla ludzi - żartuje. Minusy? Wszystko, co wiąże się z życiem na świeczniku (plotkarskie portale pełne wiadomości o jej byłym chłopaku

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska